Przez dwa dni film Wojtka Smarzowskiego „Wołyń” obejrzało ponad 200 tysięcy widzów. Na polskie warunki to ogromny sukces. Widać więc, że ludzie na ten film czekali.
Smarzowski film rysuje niespiesznie. Napięcie wydaje się w oddzielnych fragmentach filmu niemal nie wzrastać, szczególnie podczas opowiadania o wspólnym życiu, szczęściach i tragediach Polaków i Ukraińców, którzy przecież na Kresach żyli obok siebie. Tylko od czasu do czasu, jak zgrzyt na szkle w ten niemal idylliczny obrazek wpada jakiś fragment, który niepokoi widza. A to podczas wesela Polki z Ukraińcem słyszymy agitację jakiegoś ukraińskiego nacjonalisty, a to krzyżują się jakieś spojrzenia Polaka i Ukraińca, dalekie od sympatii i nie wiemy dokładnie, czy to chodzi o dziewczynę, o której względy obaj się starają, czy to rodzi się nienawiść.
Potem, ale trochę w tle, przychodzi wojna, Niemcy, Rosjanie, NKWD. Smarzowski delikatnymi kreskami rysuje rozpad dotychczasowych wartości. Nagle znaczenie zaczyna mieć, kto jest Żydem, kto Ukraińcem, a kto Polakiem, kułakiem i polskim krwiopijcą. Smarzowski zdaje się pokazywać, że nieludzkie czasy sprzyjały ostatecznej destrukcji norm, które przedtem trzymały społeczność w całości. To raczej nie usprawiedliwienie, lecz pokazanie, jak mało było wtedy warte życie ludzkie
Nie ma jednoznacznego zakończenia filmu. Nic nie zostało do końca powiedziane, kaci nie zostali ukarani, ofiary nie dostały zadośćuczynienia, zbrodnia pozostała bez kary.
O „Wołyniu” jako artystycznym wydarzeniu nie będzie się mówić tyle i tak gromko, jak o jego politycznym wydźwięku.
Utrwala szkodliwe stereotypy
Piotr Tyma, prezes Związku Ukraińców w Polsce rozmawia ze strajk.eu o filmie „Wołyń”
– Jakie są Pańskie wrażenia po obejrzeniu filmu?
– Film mocno wciąga, emocjonalnie, nie pozostawia miejsca na niedopowiedzenia i dywagacje na temat tego, co się zobaczyło. Rosjanie mówią na takie coś „sapagom w mordu”. To typ szokującego oddziaływania na widza. „Wali” wprost po emocjach, przed którymi trudno uciec. I dlatego uważam, że jest to szalenie niebezpieczny film. Obrazy z tego filmu na długo pozostaną w pamięci widza, szczególnie obrazy okrucieństwa.
– Czemu niebezpieczny?
– W polskiej tradycji, literaturze od XVIII wieku jest silnie obecny stereotyp Rusina-Ukraińca, zbuntowanego chłopa, kozaka, hajdamaki w którym urastał on do demonicznego zła wcielonego, zagrożenia. U Sienkiewicza na przykład czerń kozacka jest pijana, żądna krwi, destrukcyjna dla społecznego ładu. No i okrutna. Tak samo jest w opisach konfliktów w późniejszych latach, przejawia się w latach 20. minionego stulecia, kiedy prawicowa prasa endecka, część społeczeństwa ruch ukraiński nazywała ruchem hajdamackim, a Ukraińców kabanami. Ten sam motyw jest silnie utrwalony przez wydarzenia II wojny światowej i masowe ofiary polskie z rąk ukraińskich na Wołyniu i Galicji Wschodniej, obecny był też przez okres PRL. I dla kogoś bez przygotowania daje jakby gotowy obraz, co było przyczyną krwawych wydarzeń z 1943 roku, przenosząc jednocześnie widza niestety we współczesne realia, bo pojawia się wątek haseł, które również teraz funkcjonują na Ukrainie, narodowych barw, formacji utożsamianych na Ukrainie z walką o niepodległość itd.
– A czy nie uważa Pan, że to jest Smarzowskiego przestroga przed nacjonalizmem, niezależnie od tego, jakiego języka używa?
– Jest taki pogląd Smarzowskiego, że ten film może być kładką do porozumienia polsko-ukraińskiego. Komentując to mogę przywołać powiedzenie, którego używał prezydent Kuczma: „bred sivoj kobyly”. To jest film, który w znacznym stopniu żeruje na negatywnych emocjach, wzbudza je. Operuje starą jak świat technologią kłamania prawdą. Mamy fakty, literaturę historyczną, dokumenty i wspomnienia świadczące o masowych zabójstwach Polaków na Wołyniu w 1943 r. Nie można im zaprzeczyć. Ale przecież w tym samym czasie ogromna liczba Ukraińców ginęła na Wołyniu z rąk niemieckich. W filmie Smarzowskiego tego nie ma. Niemcy są na początku filmu „niedobrzy” bo mordują w 1941 r. Żydów i komunistów, ale potem są w tle, a nawet ratują główną bohaterkę, wskazując jej drogę. Film daje fałszywy obraz II wojny światowej, fałszywy obraz Wołynia w II RP. Wołyń to nie były tylko wsie zamieszkałe przez ludność zasiedziałą, ale też kolonie, zamieszkałe przez ludność napływową kolonistów, więc była walka o ziemię, wrogość, pogarda do „tubylców”. Smarzowski idzie torem wykopanym przez wspomnienia i przez tzw. kresową nostalgię. Rysuje Arkadię, w której wszyscy żyli zgodnie, ale przyszli nagle źli ukraińscy nacjonaliści i to zburzyli. To atrakcyjny przekaz, ale do prawdy historycznej ma się tylko częściowo. Smarzowski pokazuje tylko jedną stronę medalu. To film jednostronny. Nie ma scen, jak np. polscy żołnierze z KOP zmuszają chłopów ukraińskich do przejścia na katolicyzm, jak niszczone są prawosławne cerkwie. Widz otrzymuje tylko tyle, że spokojny lud podburzali jacyś agitatorzy. Ukraińcy, członkowie UPA w filmie „Wołyń” to w czystej postaci obraz czerni z „Ogniem i mieczem” Sienkiewicza, fanatyczny żywioł, który marzy tylko o tym, żeby mordować i zabijać.
– Dziękuję za rozmowę.
Ten film niczego, jak powiedziałem, nie załatwia, niczego nie rozwiązuje i niczego nie kończy. Jest i powinien być początkiem dyskusji. Boje się jednak, że strona ukraińska nie jest do tego dialogu jeszcze gotowa. Daje zresztą temu wyraz od długiego już czasu. „Wołyń” mógłby służyć jako początek dyskusji. Można też rozmawiać o tym, że nie wolno rozciągać na cały naród odpowiedzialności za dokonane zbrodnie. Pokazywać, jak Smarzowski, że z rąk oszalałych nacjonalistów ginęli nie tylko Polacy, ale tez Ukraińcy, którzy Polaków chcieli ocalić. Nie było ich wielu, ale byli. Byli też pewnie i tacy kapłani prawosławni, jak ten, który mówił w filmie o miłosierdziu i tolerancji. Ale też i tacy, jak ów młody, błogosławiący narzędzia przyszłych strasznych zbrodni. O wszystkich rzeczach, pokazanych w filmie Smarzowskiego można i trzeba dyskutować, kłócić się i spierać. Tylko nie da to nam nic, jeżeli po ukraińskiej stronie nie będą potrafili przyznać, że dokonano strasznej, okrutnej zbrodni i że dokonano jej ukraińskimi rękoma.
Zresztą to i tak bez sensu, ponieważ, sądząc po wypowiedziach, każdy widzi w tym filmie to, co chce zobaczyć. Mamy pełen wachlarz. Jedni chcą zobaczyć w nim spisek rosyjski przeciwko polskiej polityce wschodniej. Drudzy boją się, że skłóci on Polaków z Ukraińcami, bo nie odpowiada temu, co myślą o tym okresie historycznym. Jeszcze inni triumfalnie znajdują w filmie ukraiński nacjonalizm, opisując go przy pomocy swojego, równie głupiego i okrutnego, używając języka nienawiści. Kolejni po prostu się obrażają, bo film obraża Ukraińców. Nie jestem pewien, czy Ukraińcy chcą takich obrońców.
Oto krótki czarny scenariusz: film powoduje, przy pomocy rosyjskiej agentury i naszych własnych fanatyków, rozognienie sytuacji do tego stopnia, że sprawy się wymykają spod kontroli. (…) – prof. Andrzej Zybertowicz, doradca Prezydenta RP ds. bezpieczeństwa
„Na koniec chciałbym jeszcze tu napisać, że przez film Smarzowskiego nabrałem jeszcze większej pogardy nie do Ukraińców, lecz do polskojęzycznych banderowców pokroju Pawła Kowala, Małgorzaty Gosiewskiej, Bianki Zalewskiej, Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego, Kazimierza Wójcickiego i innych. Niech wiedzą, że prawda zwycięży, a oni znajdą się na listach hańby tak jak uczestnicy konfederacji targowickiej i rodzimi pachołkowie czerwonych carów”. – dzienniknardowy.pl
„Nie znam scenariusza, ale znam paru świetnych aktorów ukraińskich, którzy dostali zaproszenie do grania w filmie i, mimo gorących sympatii dla Polaków, po przeczytaniu swych ukraińskich ról odmówili udziału. Powiedzieli, że to prawdziwa szkoła nienawiści. To dla mnie wystarczający dzwonek alarmowy”. – Oksana Zabużko, ukraińska pisarka
„Kiedy usłyszałem, że będzie taki film i kto go kręci, to pierwszym pomysłem było sprawdzić, kto finansuje produkcję: Gazprom osobiście czy przez Janusza Korwin-Mikkego? Bo dzisiaj jest na rękę tylko Rosji. Po tym filmie w stosunkach polsko-ukraińskich cofniemy się o 10 lat”. – Andrij Lubka, pisarz ukraiński
„To nie w polskiej krwi a w naturze ukraińskich szowinistów zapisany jest gen zbrodni. Historia zatoczyła koło i zaczyna się powtarzać”. – wolna-polska.pl
„[Reżyser] mógł jednak zastanowić się, czy liczne sceny pokazujące Ukraińców jako zbrodniarzy maszerujących z flagami, stojących przy ogniskach i wznoszących wielokrotnie okrzyki „chwała Ukrainie, bohaterom chwała” nie skojarzą się przypadkiem wielu Polakom z kijowskim Majdanem”. – Adam Balcer, Ośrodek Studiów Wschodnich Uniwersytetu Warszawskiego
Ciekawe, że pośród sporów o to, czy Smarzowski jest antyukraiński czy nie, niknie gdzieś jedno podstawowe pytanie, którego na razie nie usłyszałem ani na Ukrainie, ani w Polsce. Może Smarzowski pokazał nam jedynie to, do czego prowadzi skrajny nacjonalizm? Jak łatwo zaszczepia się na nim faszystowskie i nazistowskie hasła? Może to jest film nie tylko dla Ukraińców, którzy z nacjonalizmu próbują uczynić podstawę swojego istnienia, nie bacząc, że to prowadzi ich do upadku i wyklucza z grona cywilizowanych narodów? Może wszyscy powinniśmy wiedzieć po obejrzeniu tego filmu, że wywyższanie swojego narodu ponad inne prowadzi do zbrodni? Warto nad tym pomyśleć i w taki sposób.