„Duży Format”: „postępowy” dominikanin o. Maciej Biskup odpowiada na pytania Marcina Wójcika. Między innymi o to, czy mężczyźni spowiadają się z decyzji o przerwaniu ciąży, o to, czy prawo aborcyjne w innych krajach Europy jest lepsze i czy udział w demonstracjach jest grzechem.
TVN24: u Moniki Olejnik wyrok TK komentuje na gorąco ksiądz Alfred Wierzbicki, profesor KUL. Proponuje dialog z protestującymi kobietami, przekonywanie do „ochrony życia” poprzez inną formę niż tylko prawodawstwo.
Onet: „Nie można mówić, że aborcja to taki reset i nic się nie stało. Stało się i to bardzo wiele. Ja jako kapłan doświadczam tego nieustannie. Te sprawy wracają. Nawet dziś usłyszałem takie słowa od jednej z kobiet właśnie w sprawie aborcji: Pan Bóg wybacza zawsze, człowiek czasami, ale natura nigdy” – tak mówi ksiądz Tomasz Kancelarczyk z Fundacji „Bractwo Małych Stópek”. O rodzicach, którzy decydują się na aborcję płodu z wadami letalnymi, dodaje: „Jeśli nie pożegnają godnie swego dziecka to będą to pamiętali jako traumę. Jeżeli zrobią to we właściwy sposób to będzie to smutne, ale właściwe i godne pożegnanie”.
Magazyn wp.pl: ksiądz dr hab. Andrzej Kobyliński martwi się, że Polska podzieli los Irlandii, a przykręcanie śruby doprowadzi do wychylenia wahadła w drugą stronę i przyjęcia liberalnych rozwiązań. Twierdzi też, że „prawny zakaz aborcji eugenicznej ma swoje podstawy filozoficzne i religijne”.
„Ksiądz o aborcji”, „zakonnik o wyroku TK”, „ojciec X na żywo w studiu Y”. Ta plaga ogarnęła już prawie wszystkie media o zasięgu większym niż powiatowy. Liberalne stacje, gazety i portale wyciągają z kapelusza duchownych z łagodnym uśmiechem i zatroskaną miną, ubolewających nad tym, że kościół traci kontakt z młodymi; media konserwatywne proszą o wypowiedzi niezawodnych kapłanów przebierających nogami, by na wizji potępić protestujące kobiety i podkreślić świętość życia od poczęcia. Dziennikarze od miesiąca walą do nich drzwiami i oknami po komentarz, kto żyw. Czy ktoś wreszcie mógłby zatrzymać tę karuzelę absurdu?
Trudno gniewać się w tym wypadku na media prawicowe – wypowiedzi duchownych potrzebne są im do potwierdzenia tezy, że TK orzekł słusznie. Kapłani mówią ich głosem. Są więc naturalnym, oczywistym materiałem na komentatorów rzeczywistości, w której kościół jest integralną częścią życia Polaków. Zastanawia mnie jednak, co myślą sobie liberalni przecież światopoglądowo redaktorzy: czy w państwie świeckim, do którego rzekomo dążymy, zasadne jest ciągłe proszenie o zabranie głosu przedstawicieli formacji religijnej i nadawanie tym wypowiedziom wiążącej rangi autorytetu? Nie chcemy już słuchać, jakie zdanie mają w temacie naszych ciał mężczyźni w sutannach, którzy ślubowali celibat. Obraża nas przemawianie zmartwionym głosem na potwierdzenie, że oto istnieją tacy sympatyczni przedstawiciele kościoła katolickiego, co dostrzegają, iż nie jest wolny od problemów. Narasta w nas złość, kiedy wzdychają, że w zasadzie to by nas rozgrzeszyli, gdyby to od nich zależało.
Pragnę złożyć wyrazy szacunku tym duchownym, o których istnieniu zapewne się nie dowiemy – tym, którzy podnieśli słuchawkę i powiedzieli „Panie redaktorze, nie powinienem tego komentować. Nigdy nie założę rodziny, nie powinienem zabierać głosu w sprawie problemów dotykających kobiety. To nie moja instytucja tworzy w Polsce prawo, na razie”.
A wy, przedstawiciele mediów, zanim wybierzecie numer zaprzyjaźnionego ojczulka, zadajcie sobie pytanie, czy rzeczywiście jego komentarz w sprawie jakiejś ustawy czy rozporządzenia ma rację bytu w świeckim kraju.