Finlandia po raz pierwszy od 2003 r. może mieć premiera-socjaldemokratę: partia o takim właśnie programie wygrała wczorajsze wybory parlamentarne. Ale różnice między najpopularniejszymi ugrupowaniami są minimalne.
Lider Partii Socjaldemokratycznej Antti Rinne z triumfem ogłaszał wczoraj: jesteśmy po raz pierwszy od 1999 r. największą partią w Finlandii! Przewaga centrolewicy nad nacjonalistyczną Partią Finów była jednak minimalna: 17,7 proc. do 17,5 proc., co da najprawdopodobniej jeden mandat więcej w parlamencie. To wyniki po zliczeniu 99,5 proc. głosów. Konserwatywno-neoliberalna Koalicja Narodowa zdobyła 17 proc., zaś Partia Centrum, na czele której stoi dotychczasowy premier Juha Sipilä – 13,8 proc.
Na dalszych miejscach znaleźli się fińscy Zieloni, którzy dzięki swoim 8,5 proc. zdobędą 20 mandatów – o pięć więcej, niż mieli – oraz młoda lewica. Sojusz Lewicy, głoszący demokratyczny socjalizm, hasła równościowe i proekologiczne zyskał poparcie 7,1 proc. wyborców i 12 miejsc w parlamencie.
W centrum dyskusji podczas kampanii wyborczej była fińska wersja państwa opiekuńczego, zażarcie atakowana przez prawicę i broniona przez socjaldemokratów. Słabszy wynik Partii Centrum to zresztą odpowiedź obywateli na cięcia wydatków publicznych (m.in. na chwaloną na całym świecie oświatę) wprowadzane przez rząd Sipili. Oburzały one część społeczeństwa tym bardziej, że sam były premier jest milionerem… Nacjonaliści, oprócz tematyki antyimigracyjnej, grali w kampanii również kwestią ochrony środowiska, w tym rozważanego przez poprzedni rząd specjalnego podatku od mięsa: przekonywali, że Finlandia sama nie ocali świata, a planowane zmiany uderzą w wiejskich wyborców – i tam też znajdowali posłuch.
Co dalej z tworzeniem rządu? Przed głosowaniem i socjaldemokraci, i konserwatyści, i centroprawicowcy zapewniali, że nie rozważają nawet rozmów z Partią Finów, ale przy rozkładzie sił, jaki wyłonił się po głosowaniu, zaczynają wycofywać się z tego stanowiska. Antti Rinne powiedział, że będzie miał do nacjonalistów „pewne pytania”, ale to wartości, na które postawili socjaldemokraci, miałyby być spoiwem ewentualnego porozumienia. Partia Finów była nie tak dawno ogniwem koalicji rządzącej – w 2015-2017 r. wchodziła do rządzącego sojuszu prawicy razem z Partią Centrum i Koalicją Narodową. Gest Rinnego może być w tym kontekście „ucieczką do przodu”, próbą wciągnięcia nacjonalistów do kontrolowanej współpracy, zanim lepszą ofertę da im prawica.
W zaistniałej konfiguracji nie można wykluczyć żadnego scenariusza, łącznie z powtórzeniem głosowania. Pewne jest w każdym razie jedno: cięcie wydatków publicznych w wykonaniu konserwatywno-liberalnej prawicy większej grupie wyborców się nie podobało; to partie, które były przeciwko takiej polityce, zyskały. Lewica musi jednak dalej pracować na tym, by znowu przekonać ludzi, że właśnie jej program jest autentyczną alternatywą.