Porażka w Wisconsin prawdopodobnie pozbawi nowojorskiego biznesmena szansy na uzyskanie nominacji Partii Republikańskiej do wyścigu o Biały Dom. Trump przegrał z Tedem Cruzem, który, co paradoksalne, również może nie zostać kandydatem.
Amerykańskie prawybory wkraczają w decydującą fazę. O ile na łonie Partii Demokratycznej walka jest już niemal rozstrzygnięta, to wyborcy Republikanów (GOP) wciąż nie wiedzą, kto będzie rywalem Hillary Clinton w jesiennej elekcji. Obywatele stanu Wisconsin wskazali na Teda Cruza – religijnego fundamentalistę i dogmatycznego wyznawcę wolnego rynku. Obecny gubernator Teksasu otrzymał 48 proc. głosów, podczas gdy Donaldowi Trumpowi zaufało 35 proc. wyborców.
Dla Trumpa prawybory w Wisconsin były walką o zachowanie szansy na zdobycie wymaganej większości głosów delegatów na lipcową konwencję GOP w Cleveland. Wszystko wskazuje jednak, na to, że znany z rasistowskich poglądów miliarder z marzeniami o Gabinecie Owalnym może się już pożegnać. Obecnie może bowiem liczyć na poparcie 740 elektorów, a większość wynosi 1237. Podczas kolejnych prawyborów do zdobycia pozostało 769 głosów, z których Trump musiałby zyskać 498 aby zapewnić sobie nominację. Zważywszy na ostatnie sondaże, które pokazują rosnące poparcie dla jego rywali – Cruza i Johna Kasicha, jest to niemal niemożliwe. Biznesmen liczy jeszcze na zdobycie wszystkich 95 głosów 19 kwietnia, podczas prawyborów w stanie Nowy Jork, jednak według najnowszych badań, sporo głosów Trumpowi zabierze tam Kasich, kandydat umiarkowanej prawicy, który może liczyć na ok. 25 proc. poparcie, podczas gdy na Trumpa chce głosować 52 proc., a na Cruza – 17 proc. Pozornie jest to duża przewaga, jednak z uwagi na skomplikowany system przeliczania głosów na mandaty, prawdopodobieństwo zgarnięcia przez Trumpa całej puli elektorów jest bardzo niskie.
Wygląda więc na to, że po raz pierwszy od 1948 roku do wyłonienia kandydata Republikanów będzie potrzebna tzw. otwarta konwencja, która odbywa się gdy w pierwszym głosowaniu żaden z polityków nie uzyska wymaganej większości. Podczas drugiego głosowania delegaci nie muszą już respektować woli wyborców ze swoich stanów, a więc mogą zagłosować na kogoś spoza obecnej stawki. Jeśli dojdzie do drugiej tury, z pewnością kandydatem nie zostanie powszechnie uważany za niepoczytalnego Trump; niskie są również szanse nielubianego w partii Teda Cruza. Znacznie wyżej stoją notowania trzeciego w stawce Johna Kasicha, a także polityków, którzy zawiesili wcześniej swoje kampanie – Jeba Busha i Marco Rubio oraz, co byłoby największą sensacją – spikera Izby Reprezentantów – Paula Ryana, który kampanii podczas prawyborów nie prowadził w ogóle.
Kandydatką Partii Demokratycznej będzie na 99 proc. Hillary Clinton, która mimo porażki w Wisconsin, prowadzi z ogromną przewagą (1800 do 1080 głosów) nad swoim rywalem, demokratycznym socjalistą, senatorem z Vermont – Berniem Sandersem. Do demokratycznej nominacji potrzeba 2383 delegatów.