Site icon Portal informacyjny STRAJK

Wybory w USA: trumpiści nie mają zamiaru przegrać

flickr

Choć główne amerykańskie kanały telewizyjne zaczęły wręcz bojkotować prezydenta Donalda Trumpa i wieszczą lub ogłaszają zwycięstwo jego przeciwnika Joe Bidena, Biały Dom nie ustępuje, jakby nie przejmując się doniesieniami ze stanów, które miałyby się opowiedzieć za kandydatem Partii Demokratycznej. Na przeciw siebie stoją już dwie armie adwokatów.

„Rozstrzygnięcie nie nastąpi jutro” – zapewniają Republikanie. twitter

Republikanie wynajęli już ok. tysiąca prawników, w tym prawdziwe gwiazdy adwokatury, i to samo zjawisko w podobnym rozmiarze dotyczy Demokratów. To naturalnie podniesie ogólny, rekordowy w skali Ameryki i historii świata koszt plutokratycznych wyborów, wynoszący dziś ok. 14 miliardów dolarów, nie licząc jeszcze strat, które przyniosą rozruchy po ostatecznym, najprawdopodobniej sądowym wyłonieniu szefa imperium amerykańskiego, na które przyjdzie poczekać.

Na ogół media oligarchiczne opowiedziały się za Bidenem, dzieląc Amerykę według komiksowej socjologii na miastowych i wieśniaków, gdzie miastowi mieliby być zwycięzcami. Dzieje się to w sytuacji, gdzie liczenie głosów w kilku stanach się nie zakończyło, z pewnością odbędą się liczenia powtórne, a kwestia domniemanych masowych oszust wyborczych na rzecz Bidena będzie powodem śledztw, rozpraw sądowych i publicznych kłótni. Republikanie próbują złamać medialną dynamikę Bidena powtarzając nie bez pewnej racji, że nic nie zostało jeszcze skończone.

Demokraci naciskają propagandowo z całej siły: ekipa Bidena ogłosiła dziś nawet, że „wyrzuci” Trumpa siłą z Białego Domu, jeśli nie zechce się wyprowadzić. Są pewni, że Pennsylwania ogłosi wygraną Bidena, nie zważając na możliwe drugie liczenie i zapowiadające się odwołania sądowe. Gdyby wynik z tego stanu został oficjalnie zatwierdzony, 77-letni Biden nie musiałby czekać na inne wyniki, lecz do tego ciągle daleko.

Stan Georgia, w którym kandydat Demokratów miałby wygrać, jest zmuszony jeszcze raz liczyć głosy, gdyż różnica między nim a Trumpem jest zbyt mała, by być czegokolwiek pewnym. Podzielona Ameryka czeka stosunkowo spokojnie na wielką społeczną burzę po ostatecznym wyłonieniu prezydenta, najszybciej pewnie w grudniu.

Exit mobile version