25 listopada to mało znany w Polsce Międzynarodowy Dzień Eliminacji Przemocy Wobec Kobiet. Na całym świecie, a szczególnie w krajach, gdzie restrykcje anty-covidowe przybrały formę długich ślepych kwarantann i pogłębiającego się bezrobocia, statystyki przemocy domowej wystrzeliły w górę na bezprecedensową skalę. Na dłuższą metę, konsekwencje „aresztów domowych” mogą mieć fatalne skutki dla praw kobiet i dzieci.
Bardzo wątpliwy sposób walki z koronawirusem w postaci nakazów pozostania wszystkich cały czas w domach, np. z zezwoleniem wychodzenia raz na dobę na jedną godzinę, ściągnął na świat plagę awantur domowych, której końca nie widać. Według danych ONZ opublikowanych pod koniec września, lockdowny połączone ze ślepymi kwarantannami wywołały wzrost skarg kobiecych (rzadziej męskich) np. o 30 proc. na Cyprze, 33 proc. w Singapurze, 30 proc. we Francji, czy 25 proc. w Argentynie. „Dom jest najniebezpieczniejszym miejscem dla kobiet” – alarmowały już w kwietniu stowarzyszenia kobiece w Maroku, co się szybko potwierdziło w innych krajach.
Zjawisko stawia ofiary w tym trudniejszej sytuacji, że wymiary sprawiedliwości, również dotknięte obostrzeniami, działają w mocno zwolnionym tempie. Tymczasem wszędzie, gdzie pozamykano różne instytucje, przedsiębiorstwa, miejsca aktywności kulturalnej, czy sportowej, oraz szkoły, tj. te miejsca, które oferowały różnorodne zajęcia lub po prostu tylko spokój, nastąpiło pogorszenie pozycji ofiar, już dotkniętych brakiem bezpieczeństwa ekonomicznego i socjalnego w czasie epidemii.
Naturalnie, statystyki wnoszenia skarg na policję nie oddają skali problemu. Bieda i bezrobocie połączone z zamknięciem zbyt często wywołują gwałtowne frustracje, których nie ma jak zgłosić, nawet gdy ofiary zechcą to zrobić. Do tej pory tylko osiem krajów na świecie podjęło środki, które mogą złagodzić ten problem. Np. w Hiszpanii można zostawić kontakt do siebie w aptece, na dyskretne hasło „poproszę maseczkę 19”. Gdzie indziej punkty kontaktowe organizują pozarządowe stowarzyszenia anty-przemocowe, lecz jest ich za mało, a kolejne restrykcje często paraliżują ich działalność. W lipcu ONZ ostrzegła, że pół roku restrykcji odpowiada ponad 31 milionom dodatkowych przypadków przemocy.
W niektórych krajach kobiety manifestują przeciw tej sytuacji – ostatnio np. w Namibii, Costa Rice, Liberii, Gwatemali , czy Rumunii, lecz manifestacje są z reguły zabronione z powodów sanitarnych, co kończy się dodatkowymi kłopotami maltretowanych.