Site icon Portal informacyjny STRAJK

Wygrywamy

Justyna Samolińska

PiS w atmosferze histerii i chaosu pozbywa się projektu organizacji katolickich, głosami własnych posłów, bez debaty, z naruszeniem regulaminu, byle jak najszybciej umyć ręce i zapomnieć. Walka się jeszcze nie skończyła – po pierwsze wciąż mamy do czynienia z barbarzyńskim „kompromisem”, który stawia setki tysięcy kobiet w Polsce w dramatycznej sytuacji. Wiadomo, że PiS teraz po to, żeby trochę udobruchać obrażone dzisiaj środowiska katolickich ekstremistów, pokaże kolejną ustawę, zaostrzającą prawo aborcyjne w Polsce. Wiadomo, że rządzi i może zrobić wszystko, a jest partią skrajnie konserwatywną i pełną najgłębszej pogardy wobec kobiet i nie można tego ignorować.

Nie da się jednak nie zauważyć, że 3 października doszło do przełomu. W kraju, który od lat skręca wyłącznie w prawo, w którym prawica ukradła wszystkie symbole i tradycje, gdzie do telewizji publicznej jako eksperta do spraw kobiecej płodności oficjalnie zaprasza się biskupa, gdzie „debata publiczna” polega na sadzaniu naprzeciwko feministki religijnych fanatyków, których trudno nie uważać za przypadki bardziej psychiatryczne niż polityczne, gdzie polityk parlamentarny może życzyć komuś zbiorowego gwałtu, doszło do ogromnej fali feministycznych manifestacji – oddolnych, masowych, wściekłych. Okazało się, że kobiety – latami traktowane jako „temat zastępczy”, „światopoglądowy” mają dość. Prawo i Sprawiedliwość ma nadzieję, że jeśli projekt, który je tak rozzłościł, przepadnie, wszystko wróci do normy, jednak jestem przekonana, że nawet tak genialny strateg jak Jarosław Kaczyński tym razem się pomylił.

Jego postępowanie przypomina bowiem zachowanie Bronisława Komorowskiego, który zupełnie nie zrozumiał, że to nie JOW-y przyniosły popularność Pawłowi Kukizowi i to nie swoimi programowymi postulatami (jeśli w ogóle można tak mówić o czymkolwiek, co wyprodukował kiedykolwiek Paweł Kukiz) zdobył on serca wyborców i próbował wcielać je w życie. Nie zrozumiał, że jego głównym grzechem jest arogancja, hasło „zmień pracę i weź kredyt” – taka sama jak ta, którą w ciągu ostatnich dni pokazali milionom Polaków Witold Waszczykowski, Dorota Arciszewska-Mielewczyk czy abp Hoser, nie mówiąc o wspomnianym Pawle Kukizie. Odrzucenie projektu Ordo Iuris nie sprawi, że ten gniew, który wyprowadził kobiety na ulice, minie – raczej przyniesie im dodatkową siłę i poczucie mocy, żeby walczyć dalej, z tymi, którzy traktują je jak gorszy sort człowieka. Bo – wbrew temu, co myśli Kaczyński – nie chodziło tylko o pomysł wprowadzenia całkowitego zakazu aborcji. Chodziło o walkę o siebie, o swoją intymność, seksualność i godność, które są w Polsce deptane każdego dnia – u lekarza ginekologa, na porodówce, na policji, w sądach. W ostatni poniedziałek wściekłe kobiety miały szansę się policzyć, zobaczyć, że są ich setki tysięcy, że mają te same interesy, dzisiaj przekonały się, że mogą wygrywać, że mają moc.

Przy całej serdecznej nienawiści, jaką mam dla Ordo Iuris nie da się zaprzeczyć – to wasz projekt, Panowie i Panie, był kroplą, która przelała czarę goryczy czy jak mówią Anglicy, źdźbłem, które złamało grzbiet wielbłąda. Od 3 października żyjemy w państwie, w którym działa masowy ruch feministyczny i nic nie możecie na to poradzić.

Exit mobile version