Stołeczny radny ze stajni Kaczyńskiego próbował zamknąć usta kandydatowi komitetu Wygra Warszawa. Nie udało się. Sąd, 0rzekając w trybie wyborczym uznał, że powiązanie Edmunda Świderskiego z aferą reprywatyzacyjną mieści się w granicach wolności słowa.
Jan Śpiewak wykorzystał pozew do wypuszczenia kilku zręcznych komunikatów kampanijnych. Podczas konferencji prasowej przed Sądem Okręgowym w Warszawie zasugerował, że Świderski pozwał go na polecenie Patryka Jakiego. Wcześniej poinformował o sytuacji swoich wyborców na Twitterze. „Szykuje się mój pierwszy proces w trybie wyborczym. Właśnie dostałem telefon z sądu. Niedługo będę miał więcej informacji” – napisał we wtorek po 9:00 kandydat na prezydenta miasta komitetu Wygra Warszawa.
Chodzi o sprawę reprywatyzacji kamienicy przy Marymonckiej 49 na warszawskich Bielanach, co miało miejsce w 2004 roku. Edmund Świderski kierował wówczas Zarządem Budynków Komunalnych. Późniejszy radny nie tylko nie dopilnował aby decyzja o przekazaniu nieruchomości przypuszczalnym spadkobiercom została potwierdzona notarialnie, ale również współuczestniczył w procederze prywatyzowania kamienicy „na dziko”. Ze spadkobiercami dogadała się firma „ZEST” należąca, której właścicielką była żona zarządcy. Przedsiębiorstwo reprezentowało właścicieli roszczeń w utarczkach z mieszkańcami.
Śpiewak zdemaskował układ w lipcu 2018. – Doszło do zupełnie bezprawnej dzikiej reprywatyzacji. To jest typowy, rodzinny układ zamknięty. Aż takiej bezczelności w wykonaniu władz samorządowych jeszcze nie widziałem – mówił konferencji prasowej. Przy okazji ujawnił również, że Komisja Weryfikacyjna pod przywództwem Patryka Jakiego z wyjątkową opieszałością zajmowała się sprawą, jak to określił „wyjątkowo bezczelnej dzikiej reprywatyzacji”.
Sąd Okręgowy oddalił jednak pozew radnego, uznając, ze samorządowiec nie ma prawa żądać, aby wymiar sprawiedliwości zakazał kandydatowi lewicy rozpowszechniania informacji o wspomnianym rozdziale afery reprywatyzacyjnej. Sprawa trwała mniej więcej trzy godziny. „Z całego kontekstu wynika, że użyte wypowiedzi i sformułowania nie były informacjami o faktach. To były oceny” – stwierdziła w uzasadnieniu postanowienia sądu sędzia Magdalena Antosiewicz.