Adam Michnik

Ten wywiad reklamowano od kilku dni: rozmowa z „legendarnym opozycjonistą” Adamem Michnikiem. Rozmowę przeprowadziła Dominika Wielowieyska, spotkały się zatem dwa symbole tego, z czym najgorzej kojarzy się „Gazeta Wyborcza” – niesprawiedliwą Polską, neoliberalizmem, okupionym milionami ofiar transformacji, rozwarstwieniem i wszechwładzą Kościoła. O tym ostatnim właśnie rozmawia Wielowieyska z Michnikiem.

Dziennikarka podpierając się wypowiedziami Adama Leszczyńskiego atakuje Michnika za to, na co od dawna zwracały uwagę środowiska na lewo od GW: że „Gazeta Wyborcza” pod wodzą Michnika utorowała polskiemu Kościołowi katolickiemu drogę nie tyle do potęgi, którą się stał, ile do oddania mu polskiego społeczeństwa na własność, z czego korzystał obficie i pazernie, a ludzi traktował jak niewiele warte narzędzia.

Michnik stosuje zadziwiające chwyty w swojej obronie. Gdy mowa o wprowadzeniu religii do szkół, co, przypomnę, odbyło się z naruszeniem Konstytucji, Michnik podpiera się „wielkim ciśnieniem ludzi”, którzy jakoby chcieli mieć w pakiecie demokrację i w jej ramach religię w szkołach. Mówi, że gdyby było referendum w tej sprawie, to nie ma „żadnych wątpliwości, jaki byłby jego wynik”, nie zauważając, że uzurpuje sobie prawo do samodzielnego wskazywania, czego ludzie by chcieli.

Gdy mowa o działalności Komisji Majątkowej, od której (przypomnę) postanowień nie było odwołania, a jej działalność gęsto utkana była z ludzkiej krzywdy, nieuczciwości, zwykłego złodziejstwa i łamania prawa, to redaktor naczelny GW upiera się , że „to akurat ostro krytykowaliśmy” i że jego pismo opublikowało „niezliczoną ilość tekstów”, krytykujących nadużycia. Pan redaktor troszkę nagina ramy swojej opowieści – raptowne wzmożenie moralne w stosunku do draństw Komisji Majątkowej są stosunkowo świeżej daty. Do mniej więcej 2010 roku, kiedy zaczęła pisać o pierwszej aferze, w której powiązani byli księża i dawni pracownicy PRL-owskiej Służby Bezpieczeństwa, GW w najlepszym wypadku milczała. Milczenie to było tym bardziej wymowne, że były wpływowe, choć nieliczne wówczas media, które od początku lat dziewięćdziesiątych opisywały szczegółowo tragiczne skutki pasienia Kościoła państwowym majątkiem, na co „Gazeta Wyborcza” nie reagowała wcale. Jedyne, na co było wówczas stać Adama Michnika, to ryczeć na ówczesnego zastępcę redaktora naczelnego tygodnika „NIE”, Piotra Gadzinowskiego, że „NIE” prezentuje „zoologiczny antyklerykalizm”. Taka to była „ostra krytyka” działań Kościoła.

Gdy mowa o wspieraniu Kościoła w jego marszu ku państwu wyznaniowemu, Michnik przypomina sobie, że były „ważniejsze sprawy” czyli wstąpienie do Unii Europejskiej, członkostwo w NATO i liberalna demokracja. Tym się zajmowało „to pokolenie”.

„Nie zawierałem żadnego kompromisu”, mija się z prawdą Adam Michnik na zarzut, że jego środowisko przehandlowało obostrzenie prawa do aborcji w zamian za poparcie hierarchów kościelnych dla Unii Europejskiej i NATO. Nagle ucieka w indywidualizm: „ja nigdy go [kompromisu aborcyjnego – przyp. MW] nie popierałem. (…) Nie uznaję odpowiedzialności zbiorowej”. No, co się tyczy tego ostatniego, to mógłbym przypomnieć Panu Redaktorowi kilka akcji jego gazety, kiedy owszem, odpowiedzialność zbiorowa była jak najbardziej dla niego i jego ekipy dopuszczalna. Ale mniejsza o to.

Zastanawiałem się nad przyczyną klękania środowiska Adama Michnika i jego osobiście przed Kościołem katolickim. Mam odpowiedź z ust samego Michnika: „Albo zachowujesz się jak niezależny intelektualista, albo jesteś w polityce. Dopóki byłem w polityce, szedłem na wiele kompromisów, często gorszych niż ten z Kościołem”. Wszystko więc wiemy. Od momentu kiedy Michnik wszedł do polityki (a kiedyś z niej wyszedł?) do kąta poszły ideały niezależnie myślącego człowieka. Został uczestnikiem politycznej gry z jej wszystkimi brudnymi chwytami.

Co gorsza, w walce z Kościołem poniósł spektakularną klęskę. I nie dość, że przegrał, to na dodatek stracił prawo do pouczania innych w dziedzinie etyki i moralności. A jednak wciąż z niego korzysta.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Demokracja czy demokratura

Okrzyk „O sancta simplicitas” (o święta naiwności) wydał Jan Hus, czeski dysydent (w dzisi…