Dziś dziennikarzem może być każdy. Magdalena Ogórek swoje przekonanie o tym, że jest dziennikarką, najwyraźniej wywodzi z faktu, że posiada legitymację Telewizji Polskiej. Bo niestety zarówno ona, jak i zawieszony ostatnio podwładny Samuela Pereiry zapominają, że nie wystarczy nazywać się redaktorem – ba, nie wystarczy nawet do tego, żeby dobrze robić propagandową robotę, którą im zlecono. Nawet tutaj potrzeby jest polot. Choćby po to, żeby nie potykać się zawodowo o własne nogi.
Redaktor Ogórek dokonała wiekopomnego odkrycia, że w XXI wieku ludzie, którzy ukończyli wymagające studia wyłącznie po to, aby teraz zasuwać po kilkanaście godzin na dobę za pieniądze rażąco nieadekwatne do wkładu ich pracy – piją kawę w kawiarniach! Zaiste szoku poznawczego doznać musiała pani redaktor, że dwoje przedstawicieli grupy zawodowej, która zdecydowała się na strajk, na jej oczach bezczelnie zamawia caffe latte (najwyraźniej to nad Wisłą symbol luksusu na poziomie prezesa banku), po czym po wypiciu kawy rozwija transparenty i skanduje hasła o mitycznym 6,8 proc. Według Magdaleny Ogórek powinni zapewne mieszkać w lepiankach niczym plebs z Powiśla opisany w „Lalce”, do pracy przyjeżdżać na osiołku, a także nie mieć pojęcia, co to znaczy iść do kina czy pojechać na wakacje. Bo tylko wtedy mieliby moralne prawo protestować i domagać się podwyżek za swoją ciężką pracę, połączoną z odpowiedzialnością, o jakiej szary Kowalski czy Ogórek nie ma zielonego pojęcia.
Również Ziemowit Kossakowski wyszedł z założenia, że aby formułować żądania wobec jedynie słusznej władzy, musisz na obiad jeść ziemniaki z kefirem z Lidla. I wiecie, co jest w tym wszystkim najgorsze? Że TVP wcześniej transmitowała misję Katarzyny Pikulskiej w Kurdystanie i rozpływała się nad nią pod niebiosa. Tylko redaktorowi Kossakowskiemu to umknęło. I to jest niestety prawdopodobnie główny powód, dla którego cała sprawa przykro się dla niego skończyła. Bo dalej nie jest dla nich problemem to, że nazywają dziennikarską robotą najpodlejszy internetowy trolling. Nie widzą nic złego w chodzeniu po Facebooku i sprawdzaniu, co kto umieścił na zdjęciu w tle, czy jeździ w sierpniu do Władysławowa czy do Hurghady. Nie widzą nic złego w wytykaniu komuś kawy w knajpie.
To zarzut, który często pada również w odniesieniu do ludzi lewicy. Nie wolno im pójść do restauracji, zamiast tego mają tłuc schabowe, a w wolnym czasie się samobiczować. Mówi Wam coś nazwisko Engels? A może by tak zacząć zabiegać o to, aby coraz więcej zamożnych ludzi podzielało lewicowe ideały i pomagało wdrażać je w życie?
Magdalena Ogórek jakoś nie chce zajrzeć do portfeli koleżankom i kolegom z TVP. Nie kwapi się do tego, aby zgłębić, jaką kawę pije pani Józefa „Niech jadą!” Hrynkiewicz. To powiem Wam, jaką. Drogą. Jej ostatnie roczne zarobki dziennikarze „SE” podliczyli na 280 tys. zł. Tymczasem marszałek Karczewski właśnie udzielił strajkującym rezydentom światłej rady: „Warto pracować dla idei, nie dla pieniędzy!”.