Mając w bliskim otoczeniu państwo, które zawsze będzie odgrywać podstawową rolę w regionie, warto i trzeba się nim interesować. Funkcjonując w regionie, w którym rywalizują o wpływy różne potęgi, nie możemy go nie badać, nie poznawać od różnych stron. Zajmujmy się zatem w Polsce Rosją, obserwujmy przemiany na całym obszarze postradzieckim. Rzecz polega jednak na tym, by do tego rodzaju zadań przystępować bez bagażu uprzedzeń, pobożnych życzeń i prywatnych fobii. W Polsce, okazuje się, to bynajmniej nieoczywiste.

Jerzy Targalski w archiwach IPN / fot. Wikimedia Commons

W ubiegłym roku w ramach „dobrej zmiany” na Akademii Obrony Narodowej – teraz już Akademii Sztuki Wojennej – rozpoczął działalność think tank o nazwie Centrum Badań nad Bezpieczeństwem. Badania prowadził będzie głównie nad tym, co położone na wschód od Polski, podkreślali podczas otwarcia w czerwcu zaproszeni goście z ministerstwa. Zespół pod kierunkiem prof. Andrzeja Zybertowicza zajmie się m.in. kwestiami wojny informacyjnej (kto ją w Polsce prowadzi, przecież wiadomo). Indolog, historyk i kulturoznawca dr Krzysztof Iwanek z podwładnymi zajmą się badaniami nad Azją. Będzie mógł wreszcie rozwinąć skrzydła jeden z ulubionych publicystów „niepokornej” prawicy dr Jerzy Targalski. Niestrudzony badacz radzieckiej agentury, która jego zdaniem sama metodycznie zdemontowała komunizm, a potem swoimi mackami objęła całą Europę Wschodnią (i żeby tylko Wschodnią), dostanie szansę na coś więcej niż pisanie kolejnych tomów „Resortowych dzieci”, publikowanie na prywatnej stronie internetowej oraz występy w mediach o odpowiedniej orientacji. Jego wizja Rosji i całego obszaru postradzieckiego trafi do raportów i analiz sporządzanych dla wojska i nie tylko.

– Będziemy zapraszać do współpracy najlepszych analityków, naukowców, politologów i badaczy z całego kraju – mówił wiceminister obrony Wojciech Fałkowski, otwierając centrum w czerwcu. Podczas inauguracji podkreślano, że CBB zajmie się głównie wschodem, bo analiz na ten temat nadal w polskim wojsku, i nie tylko, niedostatek. Dlatego MON zapowiadał zatrudnienie w nowym ośrodku kilkadziesiąt osób, można się domyślić, że nie za płacę minimalną. Wypada w tym miejscu zauważyć, że z tym niedostatkiem analiz na tematy wschodnie to jednak nie do końca tak. Od 1990 r. istnieje Ośrodek Studiów Wschodnich, zajmujący się komentowaniem, analizowaniem i prognozowaniem wydarzeń od Niemiec po krańce Rosji, od Turcji aż do Skandynawii, siłą rzeczy poświęcający lwią część materiałów wydarzeniom na obszarze postradzieckim. Wrocław ma od 2001 r. swoje Kolegium Europy Wschodniej, m.in. wydawcę periodyku „Nowa Europa Wschodnia”. Młode kadry dla tych centrów i całej grupy mniejszych NGO-sów i prywatnych ośrodków kształci wyspecjalizowane Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. Stara się ono zresztą oddziaływać nie tylko na studentów, organizując konferencje naukowe, wystawy i wydając pisma takie jak wprost nawiązujący nazwą do opozycyjnej bibuły „Obóz” czy „Nowy Prometeusz”, który z kolei stawia sobie za cel upamiętnianie architektów i wykonawców przedwojennej polityki tzw. prometeizmu.

Mnogość instytucji zajmujących się wschodem, skupionych na sprawach Rosji i jej polityki zagranicznej, to oczywiście nic złego. Mając za sąsiada państwo o mocarstwowych ambicjach, które zawsze będzie odgrywać podstawową rolę w regionie, warto i trzeba się nim interesować. Obserwować, zdobywać informacje, analizować, badać historię i teraźniejszość, poznawać język i kulturę, starać się zrozumieć sposób myślenia tamtejszych elit i tamtejszych mieszkańców. Tak samo warto przyglądać się Ukrainie, przechodzącej może nie, jak chciałoby wielu polskich polityków, fundamentalne i historyczne przeobrażenia, ale na pewno czas zmian, których konsekwencje mogą być ważkie również dla Polski. Rzecz polega jednak na tym, by do tego rodzaju zadań przystępować bez bagażu uprzedzeń, prywatnych wyobrażeń i pobożnych życzeń, stereotypów i klisz. Umieć naprawdę obserwować interesujący badacza kraj i jego mieszkańców, a nie widzieć w nich tylko to, co zawczasu chciałoby się zobaczy. Krótko mówiąc – żeby analizować, a nie pogrążać się w odmętach własnej fobii, by praca badawcza miała jakikolwiek sens, należy prowadzić ją uczciwie. Tylko tyle – i, jak się okazuje, aż tyle.

Zapewne w polskich instytucjach wschodoznawczych pracują również uczciwi badacze, trudno wrzucać wszystkich do jednego worka. Marnie rokuje jednak fakt, że czołowymi „ekspertami od obszaru postsowieckiego” stają się ludzie znani głównie z konstruowania tez o „układzie” i wszechwładzy agentury. Tacy, którzy swoimi opiniami na tematy rosyjskie czy ukraińskie sugerują niedwuznacznie, że każdy, kto walczy(ł) z ZSRR/Rosją, jest dobry i zasłużył na poparcie bez dalszych niewygodnych pytań. Na przykład Prawy Sektor albo jego idole z UPA.

I tu powraca dr Jerzy Targalski, którzy związany jest nie tylko z CBB, ale i od wielu lat prowadzi zajęcia w wymienionym wyżej Studium Europy Wschodniej. A ono najwyraźniej szczyci się tak zasłużonym pracownikiem, zachęcając na Facebookowym profilu do zapoznawania się także z prezentowanymi w mniej akademickich miejscach opiniami.

Jednym ze swoich ostatnich wywiadów dla niezaleznej.pl Targalski wywołał nawet międzynarodowy rezonans. Jego myśli z entuzjazmem przyjął szef ukraińskiego IPN Wołodymyr Wjatrowycz.  – W ostatnich czasie nieczęsto można usłyszeć tak wyważoną ocenę polskich ekspertów – napisał na Facebooku. Trzeba przyznać, że ów „badacz” znany przede wszystkim z negowania rzezi wołyńskiej lub sugerowania, że była to w istocie „wojna polsko-ukraińska”, miał się czym zachwycać.

– Jeśli żądamy potępienia UPA od Ukraińców, to oznacza, że domagamy się nie tylko osądzenia za ludobójstwo, ale również za walkę z Sowietami. Jest to nie do przyjęcia. Ukraińcy tak samo nie chcą, byśmy wybierali im bohaterów jak my nie chcemy, by nam wybierali ich Niemcy czy Rosjanie – tłumaczył Targalski. Jak widać, jeśli ktoś zabiera się za walkę z ZSRR, można mu nawet wybaczyć zamordowanie ponad 100 tys. osób, kobiet, mężczyzn i dzieci.

Warto zauważyć, że krótko po udostępnieniu wywiadu z Targalskim Wjatrowycz podlinkował na swoim Facebooku materiał, którego autor „rozprawia się z mitem” ukraińskiego napadu na polską wieś Parośla. 9 lutego 1943 r. sotnia UPA zamordowała tam od 149 do 173 Polaków, a wydarzenie to uważa się za początek wołyńskich masakr.

Wróćmy jednak jeszcze na chwilę do Targalskiego. Historyk i politolog, będący we władzach instytucji o ambicjach współtworzenia polskiej polityki obronnej, nie tylko jednak godzi się z gloryfikowaniem skrajnie antypolskiej formacji. Najwyraźniej marzy również o tym, by razem z Ukraińcami pójść na Moskwę.

– O Łubianka użyła tłumacza google, który nie stosuje dobrze przypadków. A może Moskwa to polskie miasto. Byliśmy już 2 razy u ciebie Iwan i jeszcze będziemy z Kozakami – skomentował, biorąc udział w dyskusji, jaka wywiązała się pod wspomnianym wywiadem (zachowano pisownię oryginału). Również innym komentującym, którzy niekoniecznie się z nim zgadzali, zarzucał, że pracują dla Putina lub zapytywał, ile „Chujło” im płaci.

W internecie próżno szukać informacji o działalności czy publikacjach Centrum Studiów nad Przestrzenią Postsowiecką, poza czerwcowymi newsami o jego otwarciu. Jeśli naprawdę nic nie napisali, może to i lepiej?

Komentarze

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.
  1. Potargana historia dobrze wsparta przez amnezję. Z Kozakami na Moskwę, oczywiście. Ale czy pamięta, kto to zatrzymał idącego z odsieczą wielkiego hetmana litewskiego Chodkiewicza na przedpolach Moskwy? Nie ci sami Kozacy, którym akurat podsypano złoto? Moskwa dwa razy była zajmowana przez Polaków. Pierwszy raz w 1610 , wspólnie z Litwinami, drugi raz jako składowa część wojsk Napoleona w 1812. Za każdym razem wojska weszły do miasta bez walki. Bramy były otwarte. Obie wyprawy zaowocowały prezentacją i wniesieniem przez Polaków oryginalnego wkładu w rozwój Syberii. We współczesnych czasach, aby tam się załapać, jest o wiele łatwiej. Wystarczy, jak nasi genialni badacze wykorzystają własną wiedzę, jak rozkładać wroga od wewnątrz, zgłoszą się po rosyjskie obywatelstwo, deklarując gotowość przyjęcia 1 hektara ziemi za darmo na terenach Dalekiego Wschodu i Syberii. I tam niech osobiście, z wrodzona pasja i zdobytą wiedzą przeprowadzą to, czego dokonali w Polsce agenci KGB i GRU. A niby czego dokonali według naszych speców? Obalili komunę, układ warszawski, ZSRR i PRL. Zgodnie z logika IPN i prezesa, prawie namiestnika królujących Polsce, to straszna zbrodnia. I tak nareszcie wiadomo, za co karać obcy i wredny wywiad.

  2. najpierw wymyślić trzeba wroga a że jest pod ręką stary sprawdzony to padło na Ruskich następnie nakręca się machine nienawiści po to by mieć powód do zbrojeń i czynności opisanych w artykule, najgorsze jest to że pomysłodawcą są chorzy psychicznie – kaczor i macior mający do pomocy podobnie chorych agentów z cia i mamy gotowy przepis na IIIWŚ kiedy to g…o karłowate zdechnie to będzie najpiękniejszy dzień w moim życiu

  3. I tak to polski faszyzm idzie ręka w rękę z faszyzmem banderowskim nach Moskau. Ale przecież znakomicie łatwiej niż iść na Moskwę jest wyrzynać się wzajemnie, co bandyctwo banderowskie już pokazało na Wołyniu.

  4. Jeśli żądamy potępienia SS od Niemców, to oznacza, że domagamy się nie tylko osądzenia za ludobójstwo, ale również za walkę z Sowietami. Jest to nie do przyjęcia. Niemcy tak samo nie chcą, byśmy wybierali im bohaterów jak my nie chcemy, by nam wybierali ich Amerykanie czy Żydzi.

  5. wśród komentujących teksty na tym portalu, odpowiednikiem przygłupa targalskiego jest niejaki szczurzec

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Halo, czy dr Lynch?

August Grabski, profesor Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego, wykładowca, ciesząc…