Prawdopodobny nowy kanclerz Niemiec Olaf Scholz przedstawił swój pogląd na funkcjonowanie Unii Europejskiej. Unia będzie sprawniejsza, ale Polska będzie musiała się dostosować, jeśli chce odgrywać jakąś rolę.
Słowa kandydata na kanclerza są o tyle ważne, że to Niemcy są obecnie głównym graczem w UE. Jeżeli będą forsować pomysły nowego kanclerza, to raczej pewne, że to przejdzie. Tym bardziej, że od dawna kraje Zachodniej Europy chcą się rozwijać, nie oglądając się na wschód kontynentu.
Zdaniem Scholza Unia powinna podwyższyć swą efektywność ekonomiczną. Osiągnąć to może przede wszystkim poprzez odejścia od wymogu podejmowania jednomyślnych decyzji w sprawie polityki zagranicznej i finansowej. Czyli decyzje podejmowane będą większością głosów. Teraz, argumentuje Scholz, kraje Unii jedyne, co skutecznie czynią, to wzajemnie się blokują. A decyzje powinno podejmować „kompetentna większość”, twierdzi Scholz.
„Cel jest następujący, by Europa mówiła jednym głosem i dawała wspólne odpowiedzi w polityce handlowej i zagranicznej oraz, na przykład, w polityce migracyjnej i problemach oddzielania azylu”, powiedział Scholz w wywiadzie dla gazety „Die Welt”.
Scholz jednocześnie obstawał przy ważności istnienia NATO. Wyraził opinie, że „NATO i w przyszłości będzie dla nas najważniejsze. Potrzeba nam ścisłej współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. We współczesnym świecie możemy obronić demokracje tylko wspólnie”. Jednocześnie zadeklarował, że Bundeswera powinna wzmacniać swoją siłę uderzeniową również poprzez ściślejszą współpracę z Francją.
Deklaracje o „ścisłym sojuszu” z NATO oznaczają, że w przypadku zwycięstwa Scholza na półkę zostaną odłożone plany usamodzielnienia się Europy od USA, choćby w sprawach wojskowych. A pomysły, by decyzje ekonomiczne podejmować większością głosów są niczym więcej, jak tylko wprowadzeniem Europy dwóch prędkości, na czym Polska może stracić.