Kolejna tura rozmów pokojowych między przedstawicielami USA a talibami, którzy nadal kontrolują około 20 proc. powierzchni Afganistanu, nie doszła do skutku. Miejscowi politycy nie mają złudzeń – pokoju w jednym z najbardziej zniszczonych przez wojnę krajów świata nie będzie jeszcze długo.
Tak ocenił sytuację swojego państwa premier Afganistanu (dokładnie, według używanych w tamtejszych ustawach terminów – szef władzy wykonawczej) Abdullah Abdullah. Polityk, który od 2014 r. współrządzi w Kabulu razem z prezydentem Aszrafem Ghanim, dzięki poparciu Stanów Zjednoczonych, zareagował w ten sposób na zerwanie przez talibów czwartej rundy rozmów pokojowych z delegacją amerykańską kierowaną przez specjalnego wysłannika Zalmaya Khalilzada. Powodem odwołania negocjacji był fakt, że talibowie odmówili rozmów z przedstawicielami rządu w Kabulu właśnie, jako trzecią stroną. Stwierdzili – nie mijając się zresztą specjalnie z prawdą – że jest to grupa amerykańskich marionetek i realnym partnerem w dialogu jest wyłącznie Waszyngton.
Wykorzenienie talibów, które zapowiadali Amerykanie, rozpoczynając w 2001 r. interwencję w górskim kraju, okazało się – jak zresztą przewidywali eksperci – nierealne. Dziś przedmiotem negocjacji stron jest wycofanie zakazów podróży dla przywódców islamskich fundamentalistów, szczegóły wyjazdu amerykańskich żołnierzy, a przede wszystkim wymiana jeńców – Amerykanie odmawiają wymienienia 25 tys. wziętych do niewoli talibów na 3 tys. osób, które pojmali islamistyczni partyzanci.
Abdullah Abdullah stwierdził również, że chociaż w 2001 r. Amerykanie obalili rząd talibów, to ich baza społeczna jest nadal bardzo mocna, a poparcie dla zainstalowanych w Kabulu przywódców nie rośnie. Zaznaczył, że amerykańska obecność w kraju nie sprawiła, że zniknęło poparcie dla konserwatywnej wersji islamu. W negocjacjach z Amerykanami talibowie nie są więc zainteresowani utworzeniem żadnego „rządu przejściowego”, w którym, aż do demokratycznych wyborów, musieliby dzielić się wpływami z Aszrafem Ghanim i jego zapleczem.
Aszraf Ghani i Abdullah Abdullah mogą tylko apelować do społeczeństwa o poparcie, równocześnie prowadząc nieoficjalne rozmowy z przywódcami wpływowych klanów, tym bardziej, że w czerwcu – o ile nie zostanie podpisane inne porozumienie – zniszczony kraj ma wybierać prezydenta. Na odbicie z rąk talibów tej części kraju, która pozostaje pod ich faktyczną kontrolą, przede wszystkim południowej prowincji Helman, w zasadzie nie mają szans.
W amerykańskiej interwencji w Afganistanie w szczytowym momencie brało udział 100 tys. żołnierzy. Obecnie stacjonuje ich tam ok. 14 tys. Rozpoczęta w 2001 r. wojna kosztowała życie przynajmniej 31 tys. cywilów, 72 tys. osób walczących po stronie fundamentalistów lub uznanych za ich zwolenników, 45 tys. szkolonych przez Amerykanów afgańskich żołnierzy i policjantów oraz ponad 3 tys. żołnierzy państw, które interwencję podjęły.