Minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski na spotkaniu w Głogowie koło Torunia nieoficjalnie zapowiedział: ustawa o ochronie zwierząt wprowadzająca zakaz zostanie wycofana. Później w Polskim Radiu doprecyzował – projekt będzie dalej procedowany, ale wykreślona zostanie cała część dotycząca zamknięcia branży futrzarskiej i zakazu przemysłowego uboju rytualnego.
– Nie wycofuję ustawy z Sejmu, bo ustawa zawiera szereg elementów bardzo pozytywnych: utrzymanie zwierząt, sprawdzenie, co się dzieje w schroniskach, na które idą wielkie pieniądze, odpowiedzialność gmin za zwierzęta bezdomne i jakość utrzymania i warunków dla tych zwierząt – od tego nie odstąpię i będę obrońców zwierząt bardzo wspierał, natomiast jest decyzja. Utrzymujemy w Polsce hodowlę zwierząt futerkowych, ale bardzo ostro zaostrzę kryteria kontroli ferm – powiedział Ardanowski w audycji „Sygnały Dnia” w czwartek 19 lipca. – Łajdak, lump, który źle traktuje zwierzęta, nie będzie mógł ich dalej hodować. Poddamy to certyfikacji, jeśli trzeba to międzynarodowej. Jeżeli byłby brak zaufania do polskich służb kontrolnych, to będzie międzynarodowa certyfikacja firm, która sprawi, że te zwierzęta będą utrzymywane w warunkach adekwatnych dla ich behawioru, wymagań.
Tak właśnie trzeba wyeliminować patologie, nie niszcząc branży.
Minister Ardanowski: „Utrzymujemy hodowlę zwierząt futerkowych, ale bardzo zaostrzę kryteria kontroli ferm” https://t.co/IVJ9u6D8FR
— Michał Karnowski (@michalkarnowski) 19 lipca 2018
Zezwolenie na hodowlę zwierząt futerkowych i ubój rytualny zwierząt wydał minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski.https://t.co/3fUuG9eA8m
— Polskie Radio ?? (@polskieradiopl) 19 lipca 2018
Futrzarskie lobby argumentowało, że zakaz (mimo że w projektowanych zapisach dotyczył jedynie norek, ale już np. nie królików) będzie stanowił dla polskiej gospodarki cios, po którym ta już się nie podniesie. Polska jest jednym z największych na świecie eksporterów futer z norek. Według RMF FM wartość eksportu sięga półtora miliarda złotych rocznie.
I najwyraźniej nawet słowa prezesa PiS, które padają w spocie „Vivy!” („chodzi przede wszystkim o kwestię serca dla zwierząt”) nie są w stanie wygrać z tymi liczbami.
Obrońcy praw zwierząt nie są (niestety) zaskoczeni.
– Minister Ardanowski od dawna wspiera futrzarzy. Nie dziwi więc jego wypowiedź. Sam z pewnością aktywnie działał, by do wprowadzenia zakazu nie doszło – powiedziała Strajkowi Martyna Kozłowska z fundacji „Viva!”. – Już dwa lata temu widniał jako ekspert na stronie jednej z fundacji należącej do hodowcy norek, który ma w dodatku własne media i regularnie występuje w radiu i telewizji o. Tadeusza Rydzyka. Wsparcie, jakiego duchowny udziela hodowcom norek miało zresztą zapewne wpływ na decyzję Prawa i Sprawiedliwości o rezygnacji z wprowadzenia zakazu chowu zwierząt na futra w Polsce. Jest to o tyle przykre, że większość Polaków zakaz popiera. Jeszcze kilka miesięcy temu politycy PiS-u, w tym Jarosław Kaczyński, głośno się za nim opowiadali, podkreślając, że przemysł futrzarski wiąże się z niepotrzebnym cierpieniem zwierząt (dla przypomnienia – 10 milionów zabijanych na futro co roku) i uprzykrza życie mieszkańcom wsi. Najwyraźniej interes i chłodna kalkulacja zwyciężyły.
– Fermy futrzarskie dysponujące ogromnymi pieniędzmi uruchomiły machinę propagandową, zaangażowały środki w lobbing polityczny i akcję Respect Us mającą poprawić wizerunek branży i przedstawić ją jako grupę patriotów dbających o opinię o Polsce na świecie – dodał Robert Maślak, biolog i aktywista Partii Razem. – Determinacja lobbystów futrzarskich nie przesłoni jednak faktów opartych na badaniach naukowych, które nie pozostawiają wątpliwości, że zwierzęta na fermach żyją w warunkach, które gdyby dotyczyło zwierzęcia trzymanego w ten sposób w domu czy w zoo, zostałyby uznane za znęcanie się. Polskie normy dotyczące zwierząt w zoo są przedmiotem mojej krytyki od lat, ale lis na fermie ma tę powierzchnię ponad 33 razy mniejszą. Nie da się uzasadnić, dlaczego osobniki tego samego gatunku mają tak różne normy minimalne zależnie od miejsca ich hodowli – podkreślił ekspert.
– Nie ma możliwości, aby na powierzchni na których żyją zwierzęta na fermach, możliwe było zapewnienie, choćby elementarnych potrzeb biologicznych, takich jak potrzeba eksploracji w poszukiwaniu pokarmu, na czym zwierzęta w naturze spędzają większość aktywnego czasu. Niektóre kraje nie zakazały formalnie działania ferm futrzarskich. Szwajcaria wprowadziła na fermach normy minimalne takie same jakie obowiązują w ogrodach zoologicznych, podobnie rok temu zrobiły Niemcy. Ze Szwajcarii fermy zniknęły, w Niemczech jest jeszcze kilka ostatnich – przypomniał Maślak.