– Gimnazja się nie sprawdziły – mówiła Marzena Machałek z MEN w Sejmie i było to w zasadzie jedyne uzasadnienie rewolucji w oświacie, którą już na przyszły rok szykuje nam PiS. Propozycje rządowe nie znajdują poparcia ani w żadnej partii opozycyjnej, ani wśród ekspertów, samorządowców czy przede wszystkim nauczycieli, którzy protestowali dzisiaj na Wiejskiej.
Anna Zalewska powtarzała dzisiaj w Sejmie te same słowa, która padają z jej ust w ciągu ostatnich miesięcy i tygodni – stawiała niesprecyzowane zarzuty wobec poprzedniej ekipy, którą oskarżała o „zniszczenie oświaty”, powoływała się na konsultacje, w których udział miało wziąć nawet kilkadziesiąt tysięcy osób (według ZNP takie rozmowy owszem miały miejsce, jednak w ogóle nie poruszano na nich tematu likwidacji gimnazjów) i rzucała ogólnymi hasłami („Musi wrócić kształcenie ogólne, przedmiotowe. Mówimy o każdym przedmiocie.”). Kilka jej wypowiedzi było też po prostu nieprawdziwych – powoływała się na autorytety, które otwarcie sprzeciwiają się zmianom i twierdziła, że przekonała wiele podmiotów, które pierwotnie przeciwstawiały się reformie (niedawno jako przykład podawała prezydenta Częstochowy Krzysztofa Matyjaszczyka, który jednak jednoznacznie się od tego odżegnał), powiedziała też, że kształcenie ogólne trwać będzie tak samo długo – tymczasem terminem tym określamy okres, w którym dzieci chodzą do rejonizowanych szkół, takich jak podstawówki i skazane na śmierć gimnazja. Jeśli reforma wejdzie w życie, będzie on o rok krótszy, co odbije się zwłaszcza na dzieciach z gorszym startem edukacyjnym. Deklarowała także, że nowe podstawy programowe zostaną pokazane już jutro.
Plany PiS dotyczące edukacji spotkały się z ostrym sprzeciwem całej opozycji. Katarzyna Szumilas, minister edukacji z rządu Ewy Kopacz, przyniosła ze sobą ogromny plik nowych przepisów oświatowych, które mają zmieniać w sumie aż 117 ustaw – zdaniem koalicji rządzącej, te prace legislacyjną można wykonać w zaledwie dwa tygodnie. Szumilas wskazała też, że w przyszłym rok nie ma zabezpieczonych żadnych środków na realizację reformy, która pochłonie ogromne koszty – nie wiadomo dokładnie jakie, ponieważ nikt ich nie wyliczył. Przeciw reformie jest także .Nowoczesna, PSL a nawet Kukiz’15 – dla przedstawiciela klubu receptą na sytuację w szkole jest pogorszenie się warunków pracy nauczycieli, czyli likwidacja Karty Nauczyciela.
Swoje zdanie na ten temat jasno wyraża także opozycja pozaparlamentarna – przeciw reformie jest nawet SLD, które nie tak dawno samo postulowało rozwiązanie szkół drugiego stopnia, a na pikiecie ZNP pod Sejmem powiewały transparenty partii Razem. Skandowano: „Rządzie, zgłoś nieprzygotowanie”, „Stop reformie edukacji”, „Zalewska, siadaj, pała”. Odczytano też wiersz „Kłamczucha” Jana Brzechwy.
Wydaje się, że strajk nauczycieli – jeśli do takiego dojdzie – jest obecnie jedyną siłą, która jest w stanie powstrzymać pomysły PiS dotyczące zmian w edukacji. Na razie debata w Sejmie trwa, jednak biorąc pod uwagę większość parlamentarną PiS kierunek zmian jest raczej przesądzony.