Trzy osoby nie żyją, 19 zostało rannych po tym, jak w sobotę samochód wjechał w grupę protestujących lewicowców i czarnoskórych działaczy Black Lives Matter. Gubernator stanu Wirginia ogłosił stan wyjątkowy.
Zaczęło się od protestów skrajnej prawicy, która nie godziła się na usunięcie pomnika generała Konfederacji Roberta Lee z parku w Charlottesville. W tym celu prawicowi działacze zwołali zgromadzenie pod hasłem „Zjednoczyć prawicę”. Chcieli poszanowania „praw białych Amerykanów”. Z hasłem „Nie zastąpicie nas” na sztandarach w nocy z soboty na niedzielę przeszli przez miasto z pochodniami i sztandarami ze swastyką. Rano w Charlottesville gotowi do działania byli już kontrmanofestanci – doszło do starcia obu grup.
Działacze prawicy mieli pałki i chełmy na głowach, a także plastikowe tarcze – druga strona używała butelek, kijów i gazu pieprzowego. W pewnym momencie w grupę protestujących działaczy Brack Lives Matter i innych lewicowych organizacji, wjechał samochód. Srebrny sedan dwa razy wjechał w tłum, za kierownicą siedział 20-latek z Ohio, który został ujęty przez policję. Pod kołami zginęła 32-letnia kobieta, 19 osób zostało rannych. Zginęło również dwóch funkcjonariuszy – wypadkowi uległ policyjny śmigłowiec, który leciał na pomoc.
At least one person has died after car drove into a protest in #Charlottesville
Really horrific. Clearly deliberate.
There’s no excuse. pic.twitter.com/qxzHC9jqQp
— Harlan Z. Hill (@Harlan) 12 sierpnia 2017
Policja aresztowała kilku uczestników zamieszek, a gubernator stanu Terry McAuliffe zdelegalizował zgromadzenie nacjonalistów oraz ogłosił stan wyjątkowy w całej Wirginii.