W niemodnej już dzisiaj „Trylogii” Henryka Sienkiewicza pada z ust jednego z bohaterów zdanie dotyczące jego adwersarza: „Służy Polsce może mylnie, ale uczciwie”. Antyirańska konferencja, zorganizowana w Polsce na amerykański gwizdek udowodniła, że polskie rządy nijak nie podpadają pod opis z sienkiewiczowskiej książki. Służą mylnie – co do tego niewiele osób, poza zagorzałymi fanatykami tej władzy, ma wątpliwości, ale pod pojęcie uczciwości, rozumianej jako działania mające na celu dobro swojego kraju, też nie da się podciągnąć.
Już nie mówię o całkowitej niewrażliwości na traktowanie nas jak lokajów w codziennych gestach i wypowiedziach, tłumaczonych potem jako pomyłki lub przejęzyczenia. Przejęzyczyć się można, nie trafiając językiem w dziurę po zębie, a nie całkowicie mijając z faktami, gdy jest się poważnym dziennikarzem poważnego medium. Nawet nie razi mnie pozostawanie w pozycji grzybiarza w stosunku do wszelkich, ale to absolutnie wszelkich tekstów składających się z kłamstw, wezwań do wysadzenia świata w obronie nie naszych interesów i religijnego fanatyzmu wygłaszanego przez amerykańskiego urzędnika. Nie jestem specjalnie przywiązany do symboli, godności, dumy i co tam jeszcze nacjonaliści międlą przy lada okazji, kiedy kończą im się argumenty.
Powodem, dla którego polska elita rządząca powinna stanąć przed Trybunałem Stanu i odpowiadać z całą surowością prawa jest narażenie Polski na śmiertelne niebezpieczeństwo nieistnienia. Jest rzeczą koncepcji politycznej wybór międzynarodowych sojuszów i koalicji. Akurat uważam, że wybrany po 1989 roku kierunek na bycie sojusznikiem jednego z najbardziej krwawych i zbrodniczych reżimów świata jest błędem, nawet jeśli wziąć pod uwagę, że dysponuje on gigantyczną siłą na światową skalę. Ale trwać w milczeniu bez próby choćby jakiejkolwiek obrony bezpieczeństwa kraju, który im powierzono, kiedy inni wycierają w nie nogi, to przestępstwo.
Jest absolutnie jasne, że USA i Izrael prą do wojny na Bliskim Wschodzie. Próbują wciągnąć w nią każdego, kto podda się ich szantażowi i naciskom. Polska się poddaje. Wojna może nie ograniczyć się do tego regionu. Kiedy dodamy sobie, że na czele Stanów Zjednoczonych stoi człowiek całkowicie nieprzewidywalny, na czele Izraela militarysta, który firmuje apartheid w stosunku do okupowanych obywateli i jawnie wzywa do napaści na swego sąsiada, zaś Rosja niedawno głośno zadeklarowała, że już nigdy nie dopuści do działań wojennych na swoim terytorium, to stanie się jasne, że zaprzęganie się przez ministra Czaputowicza do dyszla podżegaczy wojennych jest gwarancją stania się stroną wojny, której znaczna część będzie na naszym terytorium. I bez znaczenia w gruncie rzeczy jest fakt, czy towarzyszyć jej będą atomowe grzyby czy tylko wypalanie całych połaci ziemi współczesnymi środkami walki konwencjonalnej. Z mieszkańcami, dodam dla ułatwienia. Nie ma też znaczenia, kto w tej wojnie zwycięży, ponieważ Polski i jej tubylczej ludności już nie będzie.
Ci zaś, którzy marzą w mokrych snach o zbieraniu owoców zwycięstwa Zachodu, bo będą mieli szczęście ewakuować się, zanim szlag trafi ludzi na terytorium między Odrą a Bugiem, nie zdają sobie sprawy, że firmują porządek świata, który idzie do piekła, ale w ostatecznej konwulsji chciałby tam iść razem z całą planetą.
Izolowanie ludzi, którzy sprowadzają śmiertelne niebezpieczeństwo na cały naród, jest obowiązkiem wszystkim racjonalnie myślących.