Prezydenci USA i Rosji, Joe Biden i Władimir Putin, mają się spotkać w Genewie 16 czerwca br. Według komunikatu Białego Domu przywódcy będą rozmawiać o „wszystkich pilnych kwestiach”, które stoją na przeszkodzie przywrócenia „przewidywalności i stabilności w relacjach amerykańsko-rosyjskich”. Z kolei Kreml w swoim oświadczeniu podał, iż rozmowy mają dotyczyć wzajemnych stosunków dwustronnych, walki z pandemią, strategicznej stabilności nuklearnej oraz narastających konfliktów regionalnych.
Wszyscy komentatorzy podkreślają, iż rozmowy odbędą się w atmosferze największego od zakończenia zimnej wojny napięcia w relacjach dwóch atomowych potęg.
Jest wiele problemów diametralnie różniących obie strony: z jednej strony to przyłączenie Krymu do Federacji Rosyjskiej, sytuacja na wschodzie Ukrainy, cyber-ataki na instytucje w USA, sprawa Nawalnego. Z drugiej – prowokacje NATO przy granicach Rosji, rozszerzanie Paktu Północnoatlantyckiego o kolejne kraje i budowanie baz przy granicach Federacji Rosyjskiej, sankcje i próby Ameryki rozgrywania anty-rosyjskiej karty na terenie poradzieckim. Do tego dochodzą sprawy Syrii, Libii i Afganistanu, z którego Amerykanie niby się wycofują, w rzeczywistości zostawiając na miejscu najemników. Na temat Afganistanu trwały w katarskiej Dausze uzgodnienia między Moskwą, Waszyngtonem, Islamabadem i Kabulem zakończone majowym komunikatem. Rosja i Chiny, a także sprzymierzony coraz bardziej z Pekinem – Pakistan, dostały od USA międzynarodowe gwarancje co do ostateczności decyzji USA o wycofaniu wojsk z Afganistanu.
Zbyt duże nadzieje, jakie wiąże się z tym spotkaniem, są moim zdaniem mocno na wyrost. Napięcie między nuklearnymi gigantami osiągnęło już bardzo niebezpieczny poziom. Osobiście nie przewiduję kompletnego fiaska, lecz nie zdziwię się, jeśli jedynym efektem rozmowy będzie symboliczny przekaz dla świata, że mimo kontrowersji i pretensji można rozmawiać.
Doniesienia ze spotkania przed szczytem prezydentówministra spraw zagranicznych Rosji Ławrowa i sekretarza stanu USA Blinkena nieoficjalnie mówią o spodziewanych oskarżeniach personalnych Bidena pod adresem Putina. Innymi słowy, intencją może nie tyle samego Bidena, co szeroko rozumianego amerykańskiego establishmentu jest pociągnięcie Putina do odpowiedzialności. Przynajmniej medialno-symbolicznej. Ich celem jest to, by Putin uznał zasadność przynajmniej części amerykańskich oskarżeń i obiecał, że w przyszłości będzie się lepiej zachowywał. Bez tego Waszyngton i przychylne mu media ogłoszą fiasko spotkania. Dlaczego rosyjski przywódca nie może tego zrobić, jest dość oczywiste.
Współczesna polityczna elita amerykańska jest nastawiona wyraźnie na konfrontację zarówno z Rosją, jak i Chinami. Przykładem tego może być starcie między dyplomatami chińskimi i amerykańskimi (przed kamerami TV, rzecz niespotykana do tej pory) podczas spotkania w Anchorage w marcu 2021. Trudno nie dostrzec konfrontacyjnego charakteru również w słowach wygłoszonych przez Bidena już po lądowaniu na wyspach brytyjskich 10 czerwca.
Warto przypomnieć, iż w czasie poprzedzającym spotkanie Trumpa i Putina (Helsinki, 16 lipiec 2018) amerykański establishment – bez względu na partyjną proweniencję – działał w kierunku jego storpedowania, albo przynajmniej próbował tak zaszachować prezydenta USA, aby ten nic nie mógł w wyniku tego spotkania ugrać. Na trzy dni przed szczytem Departament Sprawiedliwości postawił w stan oskarżenia 12 rosyjskich funkcjonariuszy GRU. Na dwa dni przed szczytem Demokraci w Senacie wezwali Trumpa do odwołania szczytu. Z kolei już po Helsinkach ówczesny szef CIA John Brennan na konferencji prasowej powiedział, że „Trump przekroczył próg wysokiej przestępczości i możliwych wykroczeń. To była po prostu zdrada. Nie tylko komentarze Trumpa były niedopuszczalne. Jest on całkowicie w kieszeni Putina”. Amerykański kompleks wojskowy i sprzężone z nim tzw. bezpieczeństwo narodowe oraz media przychylne z Partii Demokratycznej uznały spotkanie Trumpa z Putinem za akt zaprzaństwa. Niezależnie od tego, czy na szczyt przyniósł coś pozytywnego. Nie patrząc na klimat międzynarodowy, na bezpieczeństwo świata, „wolne” i „obiektywne” media, establishment demokratów i CIA grały wewnątrzamerykańskimi kontrowersjami przeciwko swojemu prezydentowi.
Waszyngton na pewno wykorzysta szczyt do ponownego podkreślenia statusu Rosji jako wroga publicznego nr 1 Ameryki.
Zachodni komentatorzy spoza mainstreamu podkreślają, iż ekipa Bidena składa się z ideologów, nie profesjonalistów polityki i dyplomacji. Dopuszczają możliwość, że to najmniej profesjonalny rząd w historii USA.
Ci, którzy liczą na przełamanie wrogości grożącej światowym Armagedonem z racji potencjałów nuklearnych grubo się więc mylą. Wydaje się – widać to z enuncjacji dyplomatów rosyjskich, którzy działają w klasycznie profesjonalnym i dotychczasowym rozumieniu polityki jako sztuki – że Moskwa nie do końca rozumie, iż Rosja jest dla Waszyngtonu warta o wiele więcej jako wróg niż jako przyjaciel. Rosyjskie zagrożenie jest podstawą wydzielania miliardów dolarów z corocznego budżetu amerykańskiego dla kompleksu wojskowego i służb.
To także oddziałuje na Europę Zachodnią i na gremia kierownicze NATO, zgodnie zresztą z zadaniami polityki USA. Gdyby nie było rosyjskiego zagrożenia, jaki miałby być sens istnienia NATO? A gdyby nie było sojuszu, to co uniemożliwiałoby krajom europejskim prowadzenie niezależnej polityki zagranicznej, przyczyniając się w ten sposób do wielobiegunowego, pozbawionego hegemonii USA, świata ?
Amerykański komentator Paul Craig Roberts uważa, iż interesem całej ekipy Bidena (nawet pozornie przeciw ewentualnym zamierzeniom samego prezydenta) jest zwiększanie, a nie zmniejszanie napięć w stosunkach z Rosją i Chinami. Należy pamiętać, że CIA, FBI, „wierchuszka” Demokratów i amerykańskie media zaaranżowały „Russiagate”, aby uniemożliwić Trumpowi normalizację stosunków z Rosją. Nie ma podstaw, by sądzić, że Bidenowi wolno będzie robić to, czego Trumpowi zabroniono.
„Deep state” w chwili obecnej absolutnie nie jest zainteresowane obniżaniem napięcia międzynarodowego. Dlatego spotkanie Biden-Putin nie wyjdzie poza poziom medialnego show.
Syria, jaką znaliśmy, odchodzi
Właśnie żegnamy Syrię, kraj, który mimo wszystkich swoich olbrzymi funkcjonalnych wad był …
I to ma sens. Putin nie uda się wyprzeć wpływu na wynik meczu: Polska – Słowacja!