Zapłacimy więcej za prąd, bo PiS chce budować elektrownie na węgiel
PN
Czekają nas drastyczne podwyżki cen energii – alarmują działacze organizacji ClientEarth Prawnicy dla Ziemi. Co na to rząd? Przyznaje, że faktycznie – za prąd zapłacimy więcej od 2017 roku, jednak nie będzie to znaczna różnica. Dlaczego PiS zamierza sięgnąć do naszych kieszeni? Odpowiedź jest kuriozalna – aby budować to elektrownie na węgiel.
Podczas gdy na całym świecie zakłady wytwarzające energię z węgla są zamykane z uwagi na szkodliwość dla środowiska i niską wydajność, w Polsce prawdopodobnie czeka nas rozkwit takiej gałęzi energetyki. Taką wizję zakłada bowiem projekt Ministerstwa Energetyki, które planuje zwiększenie produkcji energii nad Wisłą o 12-15 gigawatów. Rząd nie zamierza jednak postawić na Odnawialne Źródła Energii, lecz właśnie na węgiel. Projekt przewiduje postawienie 20-24 nowych bloków energetycznych, z których każdy kosztować będzie 5-6 mld zł. Skąd ministerstwo zamierza pozyskać tak ogromne środki? Państwowe koncerny energetyczne już teraz zaznaczają, że nie posiadają zasobów pozwalających sfinansować taką inwestycję. W związku z tym rząd sięgnie do kieszeni obywateli podwyższając opłaty za prąd.
Ile będzie nas kosztować archaiczny pomysł pisowskiej władzy? Organizacje pozarządowe Client-Earth Prawnicy dla Ziemi i Regulatory Assistant Project (RAP) mówią o 280-340 zł rocznie na gospodarstwo domowe. – Koszty rynku mocy w obecnie proponowanej formie są więc zbyt wysokie dla polskich przedsiębiorstw i gospodarstw domowych – mówi dr Jan Rączka z organizacji RAP. Koszt funkcjonowania systemu organizacje szacują na 80-90 mld zł.
Strona rządowa twierdzi, że dane są zawyżone. – Podnoszenie kwoty rzędu 80-90 mld zł jest bezpodstawne – odpowiada Piotr Pszczel, dyrektor biura Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej (PKEE), który jest stowarzyszeniem sektora elektroenergetycznego. „Na podstawie informacji Ministerstwa Energii mówimy o budżecie 20-30 mld zł w ciągu 10 lat. Realistyczny budżet rynku mocy skutkuje kosztami na poziomie 33-50 zł rocznie dla przeciętnego gospodarstwa domowego” – czytamy w stanowisku PKEE.
Rozwiązaniem problemu deficytu produkcji energii mogłyby być inwestycje w farmy wiatraków. Póki co jednak rząd przeforsował ustawę, która nakłada ograniczenia dotyczące możliwości powstawania takich obiektów. Gabinet Beaty Szydło wyklucza również możliwość zawarcia unii energetycznej z krajami sąsiednimi, np. z Niemcami i Szwecją. W myśl takiej koncepcji moglibyśmy sprzedawać sobie wzajemnie energie, co zwiększyłoby bezpieczeństwo i stabilność jej podaży we wszystkich państwach. Rząd nie ufa jednak obcej energii, wierząc, ze najlepszym rozwiązaniem będzie palenie w gigantycznych piecach polskim węglem. Szkoda tylko, że koszty tej ujmująco patriotycznej postawy poniesiemy my, obywatele.