Najpierw przeczytałam o wandalach z Katowic, którzy zamiast pójść na najbliższy dworzec pomagać uchodźcom, dali wyraz swojej niechęci do Putina, oblewając czerwoną farbą groby żołnierzy Armii Czerwonej. I jeszcze – jakże na temat – rysując Polskę Walczącą na pomniku tychże żołnierzy. Jeśli tak się rwali do walki, to, zdaje się, jest już możliwość zgłoszenia do oddziałów zagranicznych ochotników broniących Ukrainy. Ochotnicy będą jednak walczyć z żywymi, czyli ryzykować też życiem własnym. Żołnierze polegli blisko 70 lat temu odstrzeliwać się nie będą.
Kretynów takich jak wandale ze Śląska nie brakuje nigdy i nigdzie. Aż trudno byłoby się spodziewać, żeby powszechna atmosfera – zrozumiałego – oburzenia na Putina nie urodziła kolejnych. Jednak kiedy na wojnę z umarłymi postanawia oficjalnie pójść prezydent miasta wojewódzkiego, zamiast zająć się czymś bardziej pożytecznym, sprawa zaczyna już robić się poważniejsza.
Piotr Grzymowicz, prezydent Olsztyna, jest przekonany, że zasłuży się dla walczącej Ukrainy, jeśli doprowadzi do demontażu Pomnika Wyzwolenia Ziemi Warmińskiej i Mazurskiej. Bo skoro Putin powołuje się na tradycję Armii Czerwonej, pisze na Facebooku samorządowiec, to trzeba rzeźbę Xaverego Dunikowskiego wyrzucić.
Jaki prosty pomysł! Zrobić mu (Putinowi, nie Dunikowskiemu) na złość. Pokazać, że my żadnego wyzwolenia nie uznajemy i nie szanujemy. Nic nas nie obchodzi ofiara krwi setek tysięcy żołnierzy walczących z faszystami. Zapomnimy, kto pokonał Hitlera i sprawił, że sami – my, Polacy – nie zostaliśmy poddani eksterminacji. Wyrzucimy do kosza pamięć o zwykłych żołnierzach, bo kilkadziesiąt lat później ktoś inny zrobił sobie ze zwycięstwa 1945 r. polityczne narzędzie.
Z pewnością Ukraina będzie się skuteczniej bronić, Putin odejdzie, a uchodźcy znajdą bezpieczne schronienie, bo my pokażemy, że nie umiemy szanować poległych.
W tym, pamiętajmy, poległych Ukraińców – bo Armia Czerwona była wielonarodowa. Na każdym cmentarzu tych żołnierzy w Polsce znajdziemy nazwiska rosyjskie i ukraińskie. Często spotkać można ormiańskie i azerskie, uzbeckie, kazachskie, tatarskie. Są żydowskie, białoruskie i inne. Ukraińców walczących w Armii Czerwonej było 6-7 mln. Walczyli z niemieckimi najeźdźcami, broniąc swojej ziemi i swojego, jako Słowian, przetrwania. Ukraińcy, którzy już osiedli w Polsce i ci, którzy teraz do nas napływają, też mogą mieć wśród swoich przodków żołnierzy radzieckich. Także w tych rozrzuconych po Polsce mogiłach. Prezydent Olsztyna właśnie dał do zrozumienia, że nie ma nic przeciwko skasowaniu pamięci o nich ze świadomości zbiorowej – bo Putin.
Prezydent Olsztyna jest mądrzejszy od samych Ukraińców, którzy wyjęli pomniki i cmentarze II wojny światowej spod działania ustaw dekomunizacyjnych.
Jasne, u naszych sąsiadów też byli „historycy”, którzy mają problem z upamiętnieniem walki z faszyzmem. Owszem, były upamiętnienia, które zostały na mocy decyzji samorządów zniszczone, jak we Lwowie. Ale tysiące innych istnieje i jest otaczane szacunkiem. Z woli takich Ukraińców jak prezydent Wołodymyr Zełenski, którzy mieli swoich dziadków, ojców, babcie i innych krewnych w Armii Czerwonej i nie wstydzą się tego. Przeciwnie – z dumą mówią o wkładzie w pokonanie nazizmu. Ich też Putin opętał?
Może jednak warto to, Panie Prezydencie, przemyśleć. Zapytać samych uchodźców, czego potrzebują – i zaręczam, będą mieli dla Pana lepsze pomysły. Dołączyć do którejś ze zbiórek darów i zrzutek. Może przyjąć uchodźców pod swój dach. A może zająć się tym, co jest Pana obowiązkiem: dobrym zarządzaniem miastem, takim, które nie polega na niszczeniu, tylko na tworzeniu nowoczesnej, przyjaznej infrastruktury. Mieszkańcy będą wdzięczni. Ci, którzy przyjeżdżają teraz i już w Olsztynie zostaną, z pewnością też.