Prezes PiS Jarosław Kaczyński dał wczoraj popis swoich retorycznych umiejętności. Na zjeździe partii w stolicy wzywał swoje ugrupowanie do mobilizacji, próbował zaprezentować siłę dobrej zmiany, na którą nie ma mocnych.
Generalnie wydźwięk wczorajszego przemówienia Prezesa był następujący: musimy wziąć Warszawę. Musimy do cna zdeptać i podporządkować Trybunał Konstytucyjny. Wtedy żadna Komisja Europejska nam nie podskoczy. Prezes przemawiał jak szef państwa o ambicjach wielkiego mocarstwa. Padły takie stwierdzenia jak „Państwo prawa nie musi być państwem demokratycznym”. Mamy nowego Naczelnika? Na takiego Prezes się kreuje, choć zdaje się, że do Józefa Piłsudskiego „odrobinę” wciąż mu brak.
– Jeśli mówić o demokracji, trzeba koniecznie wspomnieć jeszcze o dwóch innych przepisach naszej konstytucji: zasadzie równowagi władz i legalizmu. To znaczy, że wszystkie organy państwa podejmują decyzje na podstawie prawa, czyli na podstawie ustaw – zapienił się Kaczyński, mówiąc o Trybunale Konstytucyjnym, a za przykład wyśnionego modelu państwa podając II Cesarstwo Niemieckie. Wydźwięk był jasny: my piszemy prawo, wy jego założenia wykonujecie bez szemrania. – Trybunał Konstytucyjny uznał się za suwerena. Powtarzam: to oni łamią konstytucję, to oni odrzucają tę formułę, która jest w artykule 2 naszej konstytucji: demokratyczne państwo prawa.
– Opozycja robi, co chce; media robią, co chcą – perorował Prezes, twierdząc, że mamy do czynienia z „rebelią” – taką samą, która spadła na rząd Jana Olszewskiego (nota bene zupełnie niezrozumiałym pozostaje fakt, dlaczego został on nagle mianowany wielkim bohaterem prawicy).
– Gdybyśmy ten spór przegrali, gdybyśmy ustąpili, to byśmy przyznali, że reprezentujemy tę wielką część społeczeństwa, która w Polsce chce zmian, a która tak naprawdę w tym realnym ustroju nie ma praw. Na to nie ma zgody – mówił w kontekście walki o Trybunał, odmieniając przy okazji przez wszystkie przypadki słowo :suwerenność”. Ową suwerenność odebrać miała nam oczywiście Unia. – suwerenność jest wartością samą w sobie, jest kwestią godności narodu. „Duży, prawie 40-milionowy naród (…) nie może być niesuwerenny. To jest coś, co by nas pozbawiało elementarnej godności”. Podobnie jak „społeczeństwo multikulturowe”, które próbuje się u nas zainstalować.
Przy okazji pojawiły się w przemówienia Prezesa takie perełki jak „najczęściej występująca w Polsce pensja 2200 zł brutto”. Ziemia do Jarosława Kaczyńskiego!