Site icon Portal informacyjny STRAJK

Złotouści 2018: Pani Teresa Bochwic

fot. wikimedia commons

Na Twitterze nie może być po prostu „Teresą Bochwic”. Musi być „Panią”. Upiera się, że segregowanie śmieci jest uciążliwe i nigdy w życiu nie pojechałaby na igrzyska do Korei Północnej, która „grozi bronią atomową połowie świata”. Poznajcie członkinię KRRiT, która ma nielichy wpływ na kształtowanie medialnego przekazu sektora publicznego w naszym kraju, dziennikarkę, ekspertkę jednoznacznie kojarzoną z PiS.

Mówią o niej, że jej życiowe motto, o którym regularnie przypomina nam w mediach społecznościowych to „jedną kompromitację gonić drugą”. Wikipedia twierdzi, że pochodzi z inteligenckiego domu. Jest „córką muzyka Witolda Rudzińskiego i socjolog Anny z domu Wojciechowskiej, wnuczka przedwojennego posła Bronisława Wojciechowskiego”. Jej życiorys wcale nie kręcił się, jak można było przypuszczać, wyłącznie wokół braci Kaczyńskich. Działała w „Solidarności” i KOR, współpracowała z Wałęsą, ba! – mało kto wie, że była jednym ze współzałożycieli buntowniczego ugrupowania „Polska Jest Najważniejsza”. Ma Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski i odznakę Zasłużonego Działacza Kultury. Była w Radzie Programowej Polskiego Radia. To wszystko zebrane do kupy tym bardziej skłania do tego, by głośno zadać pytanie:

Co poszło nie tak?

Właściwie nie do końca wiadomo, od czego analizę tego przypadku zacząć. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich nigdy nie było szczególnie liberalne obyczajowo, a ostatnimi czasy można śmiało postawić tezę, iż swoją siedzibę zainstalowało w niebezpiecznym pobliżu kruchty. O ileż lepiej byłoby, gdyby jego wierna wychowanka i dwukrotna szefowa zarządu pozostała przy zgłębianiu tajników pedagogiki (w latach 80. wydała szereg publikacji dotyczących psychologii rozwojowej dzieci). Niestety, gdy poczuła powiew wolności w szalonych latach 90., naszło ją na wydawanie książek kręcących się wokół polityki (zaczęła pisać o „Solidarności” i środowisku opozycyjnym).

Co ciekawe, to właśnie ona przyczyniła się do tego, iż świat dowiedział się smutnej prawdy: że Jarosław Kaczyński „trzynastego grudnia spał do południa”. Bo ta informacja, ukryta przed opinią publiczną, wypłynęła na szersze wody właśnie za sprawą jej wywiadu rzeki z Prezesem – książki „Druga strona medalu”. Możemy się domyślać, że nie takie były intencje Pani Teresy, by swojego serdecznego znajomego skompromitować, ale chyba można jej to wybaczyć, gdyż jak na człowieka mediów, nasza bohaterka od lat cierpi na ciężką postać tej przypadłości, kiedy słowa przeszkadzają w wyrażaniu myśli.

Pani Social Media Nindża

Ze wszystkich mediów społecznościowych upodobała sobie Twittera – jest jego modelową użytkowniczką. Serwis stworzony do przekazywania światu krótkich, zwięzłych, ale nieodmiennie złotych myśli został stworzony dla takich internautów jak ona. Niektóre z jej mądrości przeminęły już z wiatrem i zostały usunięte – co zrzucić można prawdopodobnie na karb poprawności politycznej. Na przykład nie zobaczymy już wpisu z 2015 roku: „Playboy rezygnuje z nagości na zdjęciach. Muzułmanie dotarli?”. Możecie mówić, co chcecie, ale Pani Teresa przejrzała wszelkie możliwe spiski zawiązane w Polsce i za granicą. Wie, kto skasował nagość u Hefnera i wie, że zanieczyszczenie polskiego powietrza również nie jest dziełem przypadku:

A skoro już mowa o zanieczyszczeniu powietrza, trudno pominąć wpis z początku lutego, który otrzymałby statuetkę we wszystkich kategoriach, gdyby wpisom z Twittera można było przyznawać Oscary:

Wpis ten odbił się po internecie echem prawie tak szerokim, jak oburzenie Pani Teresy na organizatorów tegorocznych zimowych igrzysk olimpijskich. Członkini KRRiT nie pozwoli, aby Kim Dzong Un pluł nam w twarz i skoczków narciarskich nam deprawował!

I choć internet ryczy ze śmiechu, cała sprawa wcale śmieszna nie jest. Pokazuje bowiem, że osoba z niewątpliwymi osiągnięciami i zasłużonym statusem eksperta, nawet jeżeli posiada stopień doktora nauk – może łatwo zostać pośmiewiskiem mediów społecznościowych, choć w swoim mniemaniu zapewne jest ich gwiazdą. Nie wystarczy smartfon i instrukcja obsługi Twittera, jeżeli mentalnie zatrzymaliśmy się w połowie lat 80. Nie chcę brzmieć jak ageistka. Ale zdarza się, że w pewnym wieku (a słuszny wiek 71 lat jest właśnie tym wiekiem) – tempo zmieniającego się świata zaczyna przerastać, a nowe technologie przytłaczać. To jest ten przypadek:

Pech chciał, że wtopę w „Chomikiem” zaliczyła akurat w tym czasie, gdy PiS rekomendował ją do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Pani Teresa nie miała zielonego pojęcia, że prawdopodobnie uprawia internetowe piractwo, ściągając filmy niewiadomego pochodzenia z serwisu chomikuj.pl. Zakonotowała, że skoro wysłała płatny SMS, to tym samym dostaje gwarancję, że nabyła plik z legalnego źródła. Tymczasem okazało się, że był „uszkodzony”, a oburzeniu nie było końca. To kolejny twitt, którego w odmętach internetu już nie zobaczymy. Jednak poziom ignorancji, jaki zaprezentowała nowa państwowa specjalistka od mediów, był spektakularny na tyle, że odnotowały go ogólnopolskie serwisy.

Pani Etyczka

To kolejne wcielenie Pani Teresy, która w swojej karierze zasiadała również w szlachetnym gronie Rady Etyki Mediów. Obraziła się na to szlachetne gremium w 2010 i trzasnęła drzwiami. Dlaczego?

Nie ma sensu dłużej uczestniczyć w pozorach pluralizmu i kończymy nasz udział w Radzie Etyki Mediów” – tak oświadczyli Teresa Bochwic i Tomasz Bieszczad. To konsekwencja ostatniej opinii Rady, potępiającej „Gazetę Polską i „Nasz Dziennik” za szukanie sensacji w tragedii smoleńskiej – tak opisuje tę wstrząsającą woltę „Newsweek” za Polską Agencją Prasową.

„Jeśli już Rada formułuje negatywne stanowisko pod adresem mediów z tzw. „głównego nurtu”, chodzi zazwyczaj o drobne uchybienia, a krytyka jest oględna. Można odnieść wrażenie, że REM nie chce zadzierać z gigantami rynku, za to chętnie porywa się na media opozycyjne lub niszowe (bo to nic nie kosztuje)” – napisali w swoim oświadczeniu, ubolewając nad losem prawicowych gadzinówek.

Nie bez znaczenia pozostawał fakt, że dwójka buntowników znała się z Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy. A jego szef Robert Wyrostkiewicz był mocno wyczulony na punkcie krytykowania przez REM „niezależnych mediów i odważnych dziennikarzy”. Nic dziwnego, że jego bulteriery poczuły się wywołane do tablicy.

Pani Polskie Radio

Pani Teresa nie ukrywa, że nie lubi PO. Nie po to zresztą PiS wskazał ją do Rady Programowej Polskiego Radia, żeby to ukrywała.

Zanim na dobre zasiadła w fotelu w TRRiT, wyrażała niekłamane oburzenie inicjatywami poprzedniej władzy. Na przykład silnie zbulwersowała ją promowana przez „GW” i „Trójkę” akcja „Orzeł może” w 2013 roku. Oświadczenie, solidarnie podpisane przez nią, Krzysztofa Czabańskiego oraz Stanisław Janeckiego spokojnie mogło pretendować do żartu miesiąca, roku, a nawet dekady. Ekspertów oburzyło bowiem, że jeden z programów Polskiego Radia angażuje się w akcję współorganizowaną przez Bronisława Komorowskiego. Bo przecież:

„Polskie Radio SA w żadnym razie nie powinno współorganizować przedsięwzięć, które mogą być elementem kampanii, bo publicznemu nadawcy nie wolno kreować polityki. Polskie Radio SA nie może stwarzać w tej kwestii żadnych dwuznaczności i pretekstów do uznania go za medium politycznie zaangażowane po jakiejkolwiek stronie”.

Gdyby był to wpis na Facebooku, jestem pewna, że Jacek Kurski natychmiast kliknąłby pod nim serduszko.
Pani Teresa nie lubi Platformy, bo to lewaki. W zasadzie wszyscy, których Pani Teresa nie lubi to lewaki. A lewaków nie lubi najbardziej na świecie.

Najwyraźniej lewakami byli również wszyscy, którzy w 2016 zrobili sejmowy „pucz”. A od „lewaka” tylko krok do „ubeka” (spadek słuchalności Jedynki Pani Teresa wytłumaczyła tym, że po nadejściu dobrej zmiany przestały słuchać jej „stare ubeki”).

Zdecydowanie nie można powiedzieć, by Radzie Programowej PR próżnowała. Pierwszą większą awanturę wywołała, oprotestowując audycję Jana Ordyńskiego „W samo południe” (w tym samym programie, którego przestały słuchać wiadome indywidua). Nie podobał jej się dobór rozmówców, czemu dała wyraz w oświadczeniu:

„Od trzech tygodni prowadzący tę audycję red. Jan Ordyński zaprasza do studia w y ł ą c z n i e osoby sympatyzujące i popierające publicznie rządzącą partię Platformę Obywatelską, pomijając głos opozycji nie-postkomunistycznej.
7 sierpnia br. do audycji zaproszeni zostali Daniel Passent z „Polityki”, Andrzej Jonas z „Warsaw Voice” i Cezary Michalski z „Krytyki Politycznej”. 14 sierpnia Ordyński zaprosił Waldemara Kuczyńskiego i Tomasza Jastruna. 21 sierpnia br. zaproszeni to Janusz Czapiński, Seweryn Blumsztajn i Wojciech Maziarski.
Taki dobór rozmówców wyklucza z debaty publicznej opinie odmienne, nie mieszczące się w nurcie liberalno-lewicowym, czyli wyklucza głos bardzo poważnej części narodu. Sprawia też, że Polskie Radio, medium publiczne, utrzymywane za publiczne pieniądze z abonamentu, prowadzi de facto kampanię wyborczą na rzecz Platformy Obywatelskiej i Sojuszu Lewicy Demokratycznej”.

Że też przy wszystkich odznaczeniach dla Pani Teresy pominięto nagrodę za wieloletnią walkę z upolitycznianiem mediów.

Pani Blogerka

Kocha słowo pisane i bynajmniej nie przejmuje się faktem, że ono nie kochają jej. Wyszukiwarka Google zapytana o jej bloga, wyświetla wyniki na: salon24, Wartość Mediów – Stefczyk Info, Niezależna.pl, Niepoprawni.pl, Kontrowersje.net, Blogmedia24 i Nasze Blogi. Wszystkie Maffaschion, Kasie Tusk i inne Macademian Girls mogą schować się i wyjść z mysiej dziury tylko po to, by oddać hołd Blogerce Wszystkich Blogerek.

Weźmy wizytówkę z pierwszej lepszej platformy wyglądającej neutralnie – „nasze blogi”.
„O mnie: WE WSZYSTKICH SPORACH MOŻNA ZNALEŹĆ PLATFORMĘ KOMPROMISU, OPRÓCZ SPORÓW O RZECZYWISTOŚĆ” (pisownia oryginalna). „Zawód: Sokole Oko”.

Próbka twórczości:

Gratulacje dla Antoniego Krauze za film „Smoleńsk”. Obejrzałam. Wybrał, co najważniejsze, pokazał co trzeba, wnioski nasuwają się same. Doskonały. Ten film to lekko tylko zbeletryzowana prawda, jak ja ją pamiętam. Pamiętam oczywiście znacznie więcej znaczących scen i zdarzeń, a Krauze w wywiadzie żałuje, że sporo ich usunięto podczas pracy. Są w prasie doskonałe wywiady z nim, warto przeczytać. Wystarczy jednak zupełnie to, co znalazło się w filmie. Padają pytania, na które do dziś nie ma jeszcze odpowiedzi. (…) Ogromną zaletą filmu są wielkie sceny zbiorowe, dokumentalne sceny tłumów żałobników z całej Polski sprzed Pałacu, z Krakowa itd. Znicze. Zmiany pór roku z tym samym tłumem, symbolizujące upływ czasu, kiedy nic się nie zmienia w stosunku władz do śledztwa. Scena powitania ofiar katastrofy w Katyniu przez gromady oficerów polskich, zamordowanych przez Sowietów 1940 roku, na pewno wejdzie do zbioru najważniejszych scen filmowych w polskiej kinematografii. (…) Oskara za rolę drugoplanową powinien jednak dostać prokurator Szeląg. Ach, jak on grał!”.

A teraz coś absolutnie „na czasie” (cyt. za Niezależną.pl):

Coraz więcej interwencji polskiego MSZ-etu w sprawie użycia w prasie światowej kłamliwego określenia „polskie obozy koncentracyjne” itp. pokazuje, że MSZ wreszcie, po latach nieśmiałych protestów, reaguje właściwie. Jest jednak w przestrzeni publicznej szkalujących określeń nadal o wiele za dużo.
Protest Polaków dotkniętych do żywego pomówieniami o „współudział” w Holokauście i niemieckim państwowym przemyśle śmierci w II wojnie światowej, działanie Reduty Dobrego Imienia, powoli przynoszą owoce. Projekt ustawy karzącej za naruszanie dobrego imienia Polski ma szanse przynieść jednak większy przełom. Pierwsze prawdziwe procesy, prawdziwe pieniądze, zagrożenie więzieniem zakończą, mam nadzieję, zabawę w kotka i myszkę.

Pani Niezależna

Na deser odsyłam do kolejnego oblicza Pani Teresy – zatroskanej o przestrzeganie standardów dziennikarskiej wolności wypowiedzi. Gdybyśmy mieli więcej takich niezależnych specjalistów, świat nie potrzebowałby już interwencji Dunji Mijatović i OBWE.

Tu zaś prawdziwa wisienka na torcie, którą można określić jako „Pani Teresa w jednym filmie”. W rolę niezależnej dziennikarki w tej produkcji wciela się Dorota Kania:

Pani Teresa jest złotoustą szczególnej kategorii: o ile politykom wychodzi to niejako przypadkiem, ona świadomie usiłuje kreować się na medialne zwierzę. Można więc wysnuć przypuszczenie, że ze swojej ignorancji w tym temacie uczyniła wręcz znak rozpoznawczy. I trzeba przyznać, że ten styl znajduje naśladowców.

Nie mam pojęcia, czy przemówi do was ta teoria, ale jeżeli ktoś mógł stanowić medialny autorytet i drogowskaz w zawikłanym świecie nowoczesnych technologii globalnej wioski na przykład dla Krystyny Pawłowicz – to jest to właśnie właśnie Pani Teresa, królowa capslocka, złotych myśli i nienawiści do lewactwa.

Exit mobile version