Dzisiaj wiele się działo w Polsce , zatem trudno się dziwić, że mało kto zauważył przedstawione przez Onet wyniki badań Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, przedstawione przez jego dyrektora ks. dr. Wojciecha Sadłonia. Niektóre dane opisywaliśmy, ale w zwykłej informacji nie ma miejsca na choćby krótką, jak w niniejszym komentarzu, refleksję.
Uważam wyniki badań ISKK za znaczące. Oto dość otwarcie i odważnie Kościół zaprezentował oznaki swego upadku. Malejąca liczba święceń, stosunkowo nieduża liczba uczestniczących regularnie we mszy, coraz mniej wiernych. I to zdanie dyrektora Sadłonia wydaje się być kluczowe: „Mamy do czynienia ze słabnięciem szeroko rozumianych instytucji katolickich w Polsce”. Pomyśleć tylko – instytucji, której przypisuje się tak wielkie zasługi przy wytrwaniu społeczeństwa przy swej tożsamości narodowej przez wieki wystarczyło ledwie 30 lat, by zmarnować swój autorytet i miejsce w społeczeństwie. Nie zmieści się w tym tekście dyskusja o glinianych czy krzepkich nogach tego kolosa, ale interesujące jest właśnie to: ten nagły upadek. Co na to wpłynęło?
To oczywiste: pycha i pogarda. Pycha, a z niej wypływające poczucie bezkarności, nieposkromiona pazerność i przekonanie, że tak będzie zawsze. Pogarda – dla tych, którzy szukali w tych czasach pocieszenia, czasem pomocy w strapieniu, a czasem całkiem materialnej . Okazywana nieledwie codziennie, nie tylko przez niegodne słowa, krzywdzące opinie, ale też przez wykorzystywanie strasznymi czynami ludzkiej wiary i strachu przed irracjonalnym bytem, w imieniu którego Kościół występował. W powodzi tych wielkich zbrodni i małych, ale powszednich niegodziwości, gdzieś nikną i dobre uczynki, i porządni ludzie, których przecież można tam znaleźć. Niewielkie to usprawiedliwienie, że Kościół w Polsce w ciągu ostatnich 30 lat robił to, co robił, pod pachę z neoliberalizmem i jego wyznawcami. Wzajemnie od siebie się uczyli największych świństw i owej pogardy dla tych, którym się nie udało. Teraz to się kończy, na szczęście.
Jak pokazuje wiele badań, człowiecza psychika łaknie wiary, wiara jest jej do czegoś potrzebna. Kościół zatem będzie potrzebny jeszcze przez pokolenia. Pytanie zatem, jaki? Taki, jaki będą chcieli jego wyznawcy – to nie mój problem. Życzyłbym im tylko tego, by już nigdy nie dostąpili takiego stopnia zgnojenia, jakim byli obdarzani przez ostatnie lata.
Mam jednak złą wiadomość – jeszcze nieprędko nastąpi czas, kiedy Kościół w Polsce zajmie należne mu miejsce a zatem takie samo, jak tysiące innych podmiotów życia społecznego. Jeszcze gotowe do walki o swą pozycję i dobra są całe hufce hierarchów, fanatycznych wyznawców i propagandzistów, którzy nie cofną się przed niczym, by utrzymać swój stan posiadania. Jeszcze nie wiedzą, że ich czas minął, jeszcze mają nadzieję, że nic wokół się nie zmieniło i nie zmienia, jeszcze liczą na to, że znajda oparcie w podporządkowanym mu państwie.