Site icon Portal informacyjny STRAJK

Źródło zasad

fot. strajk.eu

Nie mam pretensji do rządu Beaty Szydło, że proponuje barbarzyńskie rozwiązania dotyczące wyjęcia spod ochrony eksmitowanych inwalidów, kobiet w ciąży, ludzi starych i ciężko chorych. W proponowanym, przypomnę, rządowym projekcie Narodowego Programu Mieszkaniowego – poza chwalebnymi celami jest jedno rozwiązanie, które cofa nas o dziesięciolecia, jeśli chodzi o solidaryzm społeczny z ludźmi w dramatycznej sytuacji życiowej.  Założenie jest równie nieuzasadnione jak nieracjonalne. Otóż autorzy projektu uważają, że ten „automatyzm” ochrony przysługującej pokrzywdzonym przez życie jest niesprawiedliwy, bo klitkę socjalną dostać od państwa może hipotetycznie ktoś, kto równie dobrze jest w stanie zapewnić sobie normalne mieszkanie poprzez wynajem, kupno czy inny rynkowy sposób. To jest oczekiwanie, że wymienione osoby z katalogu specjalnie ochranianych mogą być w znakomitej sytuacji finansowej, tylko złośliwie ukrywają to przed organami państwa.

Chciałbym autorom tego projektu uświadomić, że Polska jest krajem, w którym osoby dotknięte niepełnosprawnością, biedą, bezrobociem czy będące w ciąży samotne matki z całą pewnością nie mają szans dobrą pracę i niezłe zarobki. Tym samym nie stać ich na uczestniczenie w grze rynkowej na takich samych prawach jak pozostali ludzie. Za trudne? To jeszcze inaczej.

Jeżeli lokator nie płaci, to raczej z tego powodu, że nie ma pieniędzy. Jeżeli nie ma pieniędzy, to pewnie też z jakiejś przyczyny: nie ma roboty, albo ma chorobę w rodzinie, bo w naszym kraju, z gwarantowaną bezpłatną opieką lekarską ciężka choroba oznacza niemal zawsze stoczenie się całej rodziny w nędzę. Jeżeli nie ma pieniędzy, albo ma ich zbyt mało, by się najeść, to raczej kupi sobie żarcie, niż zapłaci czynsz. No, tak to jest i na razie niewiele w tej mierze się zmienia.

Ale rozumiem, że moje tłumaczenie jest zbyt naiwne. Nawet wiem, dlaczego. Otóż u podstawy myślenia, które skutkuje takimi zapisami jak w omawianym projekcie, tkwi przekonanie, że wszyscy ludzie z założenia to złodzieje i kombinatorzy, którzy tylko czekają na dogodny moment, by ukraść, zataić, oszukać i wykorzystać  publiczny grosz. Takie postrzeganie jest charakterystyczne dla całej formacji politycznej, która doszła do władzy. Nie chodzi tylko o sam rząd czy partię, ale w ogóle o tę część społeczeństwa, która głosowała na to co jest i teraz ma słuszne, podtrzymywane przez państwowe media przekonanie, że oni rządzą.

Spoiwem tej grupy w postrzeganiu świata jest prosta dychotomia: my – ci dobrzy, jesteśmy otoczeni przez zgraję złych ludzi o niewłaściwym pochodzeniu, wierze, kolorze skóry, światopoglądzie lub upodobaniach seksualnych. Źli knują spiski oraz, jako się rzekło, kradną, mataczą i kłamią. Trzeba więc być czujnym i surowym jednocześnie. Nie odpuszczać. Żadnej pobłażliwości. Trzymać ich krótko, a surowe zasady łagodzić uspokajającym: „uczciwi nie mają się czego bać”. Szkopuł w tym, że autorzy tych haseł są przekonani, że uczciwych nie ma, są tylko źle przesłuchani.

Exit mobile version