– Czas się obudzić! Żaden rząd nie dba o pracowników! – przypomniała na proteście pod gmachem Ministerstwa Aktywów Państwowych Monika Żelazik, przewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego, bohaterka głośnego strajku w LOT w 2018 r. Najpierw w słońcu, potem w ulewnym deszczu działacze związkowi i lewicowi piętnowali antyspołeczne zapisy w kolejnych tarczach antykryzysowych. Apelowali już nie do rządu o to, by zmienił swoje nastawienie, ale do ludzi, by się organizowali. Tylko tak można skutecznie upominać się o swoje interesy.
Ponad sto osób zebrało się przed gmachem Ministerstwa Aktywów Państwowych na proteście organizowanym przez centralę Związkowa Alternatywa (ZA) pod hasłem „Nie oddamy naszych praw”.
Otwierając zgromadzenie Piotr Szumlewicz, przewodniczący ZA, przypomniał, jakie antypracownicze zmiany zostały zapisane w kolejnych „tarczach antykryzysowych”. Podkreślił, że rząd, przedstawiający się jako prospołeczny, uzależnił przyznawanie pomocy przedsiębiorstwom od cięcia pracowniczych wynagrodzeń. Potępił plany masowych zwolnień w administracji publicznej, które sugeruje ostatnia „tarcza”. Do tego zapisu odniosła się w swoim wystąpieniu również Justyna Samolińska, która wystąpiła w imieniu Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Działaczka przypomniała, że jej organizacja zwróciła się do Trybunału Konstytucyjnego z prośbą o zbadanie, czy zwolnienia urzędników na masową skalę są w ogóle dopuszczalne. Kiedyś, za rządów Tuska, podobny ruch został przez Trybunał zablokowany. Czy jednak teraz będzie podobnie? – zastanawiała się aktywistka.
Samolińska przypomniała również, że żadna gospodarka, żaden sektor nie działa bez pracowników i że strajk jest ich potężną bronią. Wezwała, by organizować się w związkach zawodowych, gdyż wspólne działanie pozwala skuteczniej bronić swoich praw. Dowiodło tego np. porozumienie zawarte z kierownictwem swojego zakładu pracy przez komisję IP w zakładzie Avon w Garwolinie.
By działać na zasadzie „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”, zaapelował Piotr Ikonowicz, który przybył na demonstrację razem z grupą aktywistek i aktywistów Ruchu Sprawiedliwości Społecznej. Przypomniał, że ludzi pracy jest w Polsce 16 milionów i tylko dlatego, że są niezorganizowani, nie są w stanie wpływać na politykę i wymuszać poszanowania dla swoich interesów. Ikonowicz zapytał retorycznie, dlaczego na proteście w tak żywotnej sprawie nie ma żadnego z kandydatów w nadchodzących wyborach prezydenckich, także tych, którzy aspirują do budowania opozycji wobec rządu.
Z grona polityków parlamentarnych pod Ministerstwem Aktywów Państwowych stawili się jedynie dwaj członkowie klubu Lewicy (w tym samym czasie, co demonstracja, trwała konwencja wyborcza Roberta Biedronia). Socjaldemokratów reprezentowali Adrian Zandberg oraz Maciej Konieczny, który w swoim przemówieniu przypomniał o drobnych, ale jednak znaczących zmianach, jakie do tarcz zdołała wprowadzić parlamentarna lewica. Chodzi o ograniczenie zarobków i premii zarządów firm, które otrzymają pomoc państwową, by nie powtórzyła się sytuacja z 2008 r., gdy pieniądze wpompowane w ratowanie banków przejedli prezesi, a także o wczorajszą poprawkę dającą zatrudnionym na śmieciówkach prawo do samodzielnego składania wniosków o symboliczne „postojowe”. Dotąd mieli to w ich imieniu robić zatrudniający, co w praktyce prowadziło do licznych nadużyć – przedsiębiorcy obawiali się, że ktoś zainteresuje się, dlaczego zatrudniali na śmieciówkach, gdy spełnione były warunki etatu, i po prostu nie wypełniali potrzebnych dokumentów.
O tym, że to pracownicy są solą każdej gospodarki, przypomniała również Monika Żelazik, wiceprzewodnicząca Związkowej Alternatywy i liderka Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego. Z kolei Piotr Moniuszko, związkowiec zwolniony z pracy na Poczcie Polskiej, przewodniczący Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty, odczytał list, który protestujący pocztowcy zamierzali wręczyć ministrowi Jackowi Sasinowi. Początkowo organizatorów demonstracji zapewniano, że będzie to możliwe, w dniu protestu okazało się, że nikt jednak delegacji nie przyjmie.
Zebranych nie odstraszył rzęsisty deszcz, który spadł już w trakcie protestu – w takich warunkach wygłoszono jeszcze kilka bojowych przemówień. Głos zabrał m.in. Filip Ilkowski, wzywając, by koszty kryzysu nie były zrzucane w całości na pracujących, podczas gdy ci, którzy świetnie sobie radzą, tylko na pandemii zyskują.