Samorządy głowią się, skąd wezmą pieniądze na rekompensaty dla nauczycieli zwalnianych w wyniku reformy edukacji. Potrzebne są miliony złotych.
Wbrew temu, co twierdziła minister Zalewska, reforma nie okazała się “bezbolesna” i mimo że ilość uczniów fizycznie się od września nie zmniejszy, zwolnieni nauczyciele idą w setki.
– Niestety, koszty rozwiązania tych umów spadną na samorządy. Wielu nauczycieli dostanie wypowiedzenia, innym nie zostaną przedłużone umowy, jeszcze inni będą mieli zmniejszony wymiar czasu pracy – powiedział dla “Rzeczpospolitej” Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich i Związku Powiatów Polskich. Twierdzi on, że samorządy nie były przygotowane na wypłacanie rekompensat zwalnianym, nie spodziewały się ich w takiej skali.
W Bydgoszczy zgodnie z wyliczeniami ratusza na odprawy potrzeba będzie 2 mln zł (18 osób przejdzie w stan nieczynny, z 42 osobami zostaną rozwiązane umowy, 192 czeka ograniczenie zatrudnienia). W Katowicach tylko dla 20 zwalnianych nauczycieli dyplomowanych wypłacone zostanie 2400 tys. zł, w łodzi – ponad pół miliona. Jak podaje “Rz”, “utrzymanie nauczycieli w stanie nieczynnym przez sześć miesięcy wyniesie na osobę: nauczyciel kontraktowy – 18,3 tys. zł; nauczyciel mianowany – 20,6 tys. zł, nauczyciel dyplomowany – 24,1 tys. zł”. Warszawa jeszcze nie potrafi określić dokładnie kosztów zwolnień.
Wiceprezydent Łodzi Tomasz Trela chce, żeby ministerstwo w nich partycypowało i dało pieniądze z rezerwy oświatowej: – Upomnę się o każdą złotówkę, ponieważ pani minister Zalewska podczas publicznych wystąpień wielokrotnie zapewniała, że samorządy nie poniosą kosztów związanych z reformą. Oczekuję, że pani minister słowa dotrzyma.
Ministerstwo twierdzi, że wszystkie wnioski uwzględni, pomoże też zmodernizować szkoły. “Bezkosztowa” i “bezbolesna” reforma może pochłonąć aż 167 mln rezerwy budżetowej.