– W naszym kraju nie da się żyć. Wpuśćcie nas albo zamknijcie granicę! – apelowali wczoraj do polskich władz. – Nie jesteśmy żadnymi terrorystami.
Utknęli na granicy Terespol-Brześć już kilka miesięcy temu, bezskutecznie składając wnioski o azyl. Przekonywali, że nie są imigrantami ekonomicznymi, ale że w swoim kraju czują się zagrożeni. Polska nie chciała ich przyjąć, zasłaniając się przesłankami o bezpieczeństwie i oskarżając o terroryzm. Materiał o grupie koczujących pod granicą Czeczenów wyemitowała telewizja Biełsat.
Wczoraj wieczorem grupa zniknęła z przejścia granicznego, prawdopodobnie została zabrana przez białoruskie służby graniczne. Na bezskuteczne apele uchodźców zareagował minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak. Był nieugięty: – Nie będziemy ulegać presji tych, którzy chcą doprowadzić do kryzysu migracyjnego. Nasza polityka jest zupełnie inna. Granica polska jest szczelna. W Czeczenii nie ma wojny, w odróżnieniu od sytuacji sprzed lat.
Błaszczak zapowiedział, że póki rządzi Prawo i Sprawiedliwość, Polska nie będzie narażona na zagrożenie terrorystyczne. Stwierdził, że na białoruskiej granicy powstaje nowy szlak przerzutu muzułmanów do Polski, ta jednakże powinna poważnie traktować swoją rolę jako uszczelniacza granicy unijnej. Przypomniał, że kiedy w Czeczenii była wojna, Polska pomagała jej obywatelom, teraz zaś nie ma takiej potrzeby.
Czeczeni, którzy utknęli w Brześciu, nierzadko bywali już w Polsce, część się tu wychowała. Wrócili, ponieważ, jak twierdzą, „w ich kraju nie da się zyć”.