Site icon Portal informacyjny STRAJK

Afera podłuchowa: jest już akt oskarżenia

Prokuratura po ponad roku pracy postawiła ponad 80 zarzutów Markowi Falencie, biznesmenowi, który miał zlecić nagrywanie polityków oraz trzem kelnerom.

wikimedia commons

– Głównym i jedynym motywem działania podejrzanych były interesy biznesowo-finansowe – stwierdziła na konferencji prasowej Renata Mazur, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa Praga, która zajmuje się sprawą. – Materiał dowodowy nie dał podstaw do uznania, że podejrzani działali w zorganizowanej grupie przestępczej, ani że w tzw. aferze podsłuchowej istniał wątek zagraniczny – powiedziała.

Tym samym Mazur jednoznacznie odcięła się od wątku „grupy wiedeńskiej”, o której w sierpniu pisała „Gazeta Wyborcza”. Według informatorów „GW”, CBA ustaliło, że za całą sprawą stać miała grupa byłych pracowników Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Ci za odpowiednią cenę oferować mieli nawet 700 godzin nagrań, dokonanych nie tylko w restauracji „Sowa i Przyjaciele”, ale także w wilii Donalda Tuska. Nagrania miały zawierać m.in. rozmowę byłego premiera z nieżyjącym już Janem Kulczykiem na temat wpływów tego ostatniego w owładniętej wojną Ukrainie. Jeden z byłych funkcjonariuszy miał w przeszłości prowadzić postępowanie w sprawie Marka Falenty. ABW od początku zaprzeczała tej wersji wydarzeń. Ostatecznie CBA nie dostarczyło dowodów na to, była prawdziwa.

W aktach prokuratorskich przewijało się też nazwisko Martina Bożka, dyrektora CBA za czasów PiS, który jeszcze przed ujawnieniem nagrań kontaktował się z Falentą, oferował też takie poufne spotkanie wysokiemu funkcjonariuszowi ABW. Z jego zeznań – upublicznionych w całości, podobnie jak całe akta, przez Zbigniewa Stonogę – wynika, że znał treść nagrania z rozmowy Elżbiety Bieńkowskiej z Pawłem Wojtunikiem z CBA na wiele miesięcy przed ich ujawnieniem w prasie.

Umorzono śledztwo wobec byłych pracowników tygodnika „Wprost”, którzy jako pierwsi ujawnili taśmy opinii publicznej.

Exit mobile version