Prezydent USA Joe Biden znowu zapowiedział zamachy w Kabulu, do których miałoby dojść dzisiaj lub jutro. Podobnie jak jego poprzednia zapowiedź, spełniona precyzyjnie przez lokalne Państwo Islamskie (PI), i ta wywołała apele o niezbliżanie się do lotniska kandydatów do ucieczki, która ma się zakończyć w najbliższy wtorek. Faktycznie, znowu doszło dziś do – na razie jednej – eksplozji w Kabulu. Był to atak rakietowy na jeden domów – nie wiadomo jeszcze kto jest sprawcą, ani ewentualną ofiarą.
Podczas gdy nerwowość ucieczki USA-NATO na lotnisku w Kabulu osiąga szczyty, nowe władze afgańskie znowu poświęciły konferencję prasową ,,prawom kobiet”. By nadać jej powagi, wystąpił tam Szer Mohammad Abbas Stanikzaj ze ścisłego przywództwa politycznego talibów, jeden z negocjatorów i sygnatariuszy amerykańskiej kapitulacji w Afganistanie, podpisanej w zeszłym roku w Katarze. Według niego, w wolnym od okupacji kraju kobiety będą miały „pełne” prawa: „Mogą pracować, mogą się kształcić, mogą brać udział w życiu politycznym i mieć swoje biznesy”. Jeśli mu wierzyć, to Afganki będą mogły liczyć na więcej praw, niż kobiety u sojuszników Stanów Zjednoczonych, jak Arabia Saudyjska czy monarchiczne dyktatury z Zatoki Perskiej.
Z kolei, jeśli wierzyć komunikatom amerykańskim, drony USA miały zabić w prowincji Nangarhar dwie osoby – „organizatora” i „operatora” z organizacji Państwo Islamskie, by pomścić zamachy na lotnisku w Kabulu. Amerykanie woleli to zrobić po zamachach niż przed, gdyż PI cieszyło się dotąd ich pełną tolerancją. W miniony czwartek PI pierwszy raz w Afganistanie zaatakowało Amerykanów (pobocznie), więc Amerykanie pierwszy raz zaatakowali tę organizację. Do tej pory była oszczędzana, gdyż walczyła przeciw antyamerykańskiemu ruchowi oporu, tj. talibom i narodowej koalicji, którą utworzyli. Trudno zresztą ocenić realność amerykańskiego „odwetu”, gdyż nie podali oni ani nazwisk potencjalnie zabitych, ani miejsca ataku.
Tymczasem Brytyjczycy i Francuzi zgłosili pomysł utworzenia w Kabulu „strefy bezpieczeństwa” już po wycofaniu się wojsk okupacyjnych, czyli po 31 sierpnia. Miałaby ona służyć kontynuacji wywożenia z Afganistanu tych kolaborantów NATO, którzy chcieliby opuścić kraj. Prezydent Francji Emmanuel Macron, który odwiedził właśnie b. sanktuarium PI w irackim Mosulu (meczet Al-Nuri), zaproponował, by zajęła się tym ONZ. Francuzi negocjują w tej sprawie z talibami za pośrednictwem Kataru. Talibowie nie są zbyt chętni, oskarżają Zachód o wywożenie części miejskiej inteligencji, która – choć kolaborowała – mogłaby przysłużyć się odbudowie kraju, ale też obiecują że osoby z wizami będą mogły wyjechać. Na razie wzmocnili ochronę wokół kabulskiego lotniska i zajęli się tropieniem terrorystów z PI, których nazywają „amerykańską plagą”. Zapowiadają, że rozprawią się z tą organizacją, kiedy przegrani USA-NATO w końcu opuszczą ich kraj.
Edit: Okazało się, że eksplozja, którą usłyszano dziś w Kabulu została spowodowana pociskiem wystrzelonym przez Amerykanów, według których miała tam się znajdować „komórka” PI. Twierdzą też, że samochód, który zniszczyli później, był wyładowany materiałami wybuchowymi należącymi PI.