Ponad 200 tys. osób uciekło w ciągu ostatnich trzech dni z miasta Afrin w wyniku bombardowań prowadzonych przez armię turecką. Taką informacje podało Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka (SOPC). Zacięte walki na północnych obrzeżach miasta trwały całą minioną noc. Turcy próbowali dostać się do Afrinu szarżą czołgową ze wsparciem artylerii i samolotów. Rzeka uchodźców kieruje się na południe szukając pomocy na terenach kontrolowanych przez syryjskie wojska rządowe.
Lotnictwo tureckie zbombardowało wczoraj m.in. główny miejski szpital – szkody są tak duże, że nie nadaje się już do pełnienia swej funkcji. Zginęło co najmniej kilkadziesiąt osób. Informacja, podana przez dyrektora szpitala Dżiwana Mohammeda i niezależnie od niego przekazana przez mieszkańców Afrinu mediom libańskim, szwajcarskim i rosyjskim, została dziś zdementowana przez dowództwo wojsk tureckich.
Rząd turecki przekazał do ONZ raport, według którego obrońcy Afrinu, nazywani przezeń „terrorystami”, zakazują mieszkańcom uchodzenia z atakowanego miasta. Stoi to w sprzeczności z doniesieniami SOPC oraz relacjami dziennikarzy obserwującymi nieprzerwany sznur samochodów, wszelkich innych pojazdów i pieszych na jedynej nie zajętej jeszcze przez Turków drodze z miasta w kierunku południowym.
Lotnictwo tureckie, oprócz bombardowań, zrzuca na miasto ulotki wzywające do poddania. Cywilne władze kurdyjskie oskarżają Turcję o wzmożenie ostrzału i bombardowań, by zmusić mieszkańców do ucieczki, przyznając jednocześnie, że kryzys humanitarny je przerasta. Nie wiadomo ilu ludzi pozostaje na miejscu – przed wojną mieszkało w Afrinie ok. 350 tys. ludzi, lecz napływ wojennych uchodźców sprawił, że liczba ta wielokrotnie wzrosła.
„Problem jest już właściwie załatwiony. Jesteśmy blisko końca Afrinu” – powiedział wczoraj wieczorem prezydent Turcji Recep Erdogan.