Kolejną organizacją, która dołączyła do chóru straszącego w międzynarodowych mediach „rosyjskim zagrożeniem”, jest Atlantic Council. Raport wprost zachęca do konfliktu zbrojnego.
Autorzy dokumentu piszą m. in., iż „gdyby obecnie nastąpił atak ze strony Rosjan, to głównym zadaniem polskiej armii byłoby kupienie czasu do momentu przybycia posiłków”. Dodają też, że „nie ma wątpliwości, że Rosja jest przygotowana i będzie chciała zagrozić, a nawet użyć swego potencjału militarnego, aby wykazać słabość Zachodu”. Zważywszy na historię bliźniaczo podobną do „wzmacniania wschodniej flanki NATO” z 1939 roku trudno poważnie potraktować pierwsze z zacytowanych zdań. Drugie zaś jest dowodnym przykładem propagandy, gdyż obserwacja bieżącego konfliktu globalnego, z zachowaniem choćby minimum ostrożności pozwala stwierdzić, iż to nie Rosja zagraża NATO. Polscy politycy napraszają się, by Polska stała się frontowym państwem. Zważywszy na akrobatykę prowojenną po stronie USA, w postaci choćby przywołanego dokumentu Atlantic Council, liczyć można jedynie na to, że Rosja nie pozwoli dać się wciągnąć w otwartą wojnę.
Raport ów zatytułowany jest „Zbroić się, aby odstraszyć. Jak Polska i NATO powinny przeciwdziałać odradzającej się Rosji”.
Atlantic Council to jedna z typowych amerykańskich organizacji pozarządowych, w której miękkie lądowanie znajdują rozmaici politycy i dziennikarze na koniec kariery. Organizacja ta bezwzględnie i z wielkim oddaniem wspiera amerykański imperializm od chwili jej utworzenia w latach `60 XX w. Na salonach AC, z wielką rewerencją przyjmowane byli radykalnie antyrosyjscy politycy jak Aresnij Jaceniuk czy Michail Sakaszwili. Od 2008 r. organizacja ta utworzyła NATO-wski komosmoł. Na szczycie NATO w Bukareszcie powołano Young Atlanticist Network (ang. sieć młodych atlantyczków), gdzie prowadzona jest ostrożna selekcja i szkolenie „nowych liderów podzielających wizję zacieśnienia stosunków euro-atlantyckich na bazie wspólnego systemu wartości” (cyt. za Wikipedia).