Jeśli argentyński prezydent Mauricio Macri i jego partia będą nadal forsować antyspołeczne reformy w dziedzinie prawa pracy, emerytur i podatków, w kraju może wybuchnąć strajk generalny. Na razie odbywają się uliczne protesty. Dzisiejszy został brutalnie rozproszony przez policję.
W dziedzinie podatków rząd mówi, jak to neoliberałowie, o obniżce (oficjalnie: by było „prościej, jaśniej, sprawiedliwiej”), wzorem ma być polityka fiskalna prowadzona przez Chile pod rządami Augusto Pinocheta. Macri i jego minister finansów Nicholas Dujovne zamierzają obniżyć podatek dla firm, które reinwestują zyski w Argentynie, z 35 do 25 proc. Znacząco obniżą również kwoty, które pracodawcy muszą odprowadzać na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne zatrudnianych. „W zamian” obłożą piętnastoprocentowym podatkiem zyski osiągane z instrumentów finansowych w obcej walucie i pięcioprocentowym – w argentyńskim peso. Zmiany w kodeksie pracy w ocenie związkowców utrudnią organizowanie się w związkach zawodowych i, dzięki „większej elastyczności”, przyczynią się do zwykłego spadku wynagrodzeń. Analogicznie zmiany w systemie emerytalnym według obrońców praw pracowniczych przyniosą głównie obniżkę świadczeń.
Argentyński parlament miał dzisiaj głosować nad całym pakietem ustaw, jednak dyskusja na jego forum zamieniła się w serię zwykłych kłótni i została ostatecznie przełożona. Jeszcze bardziej jednak na polityków podziałała uliczna mobilizacja. Do centrum Buenos Aires przyszło ok. 100 tys. ludzi – aktywistów i sympatyków różnych lewicowych ruchów i stowarzyszeń, związkowców oraz zwykłych pracowników, w których uderzyła polityka centroprawicowego rządu albo już uderzyła. Przypomnijmy bowiem, że niezależnie od szykowanych obecnie zmian Macri już wprowadził szereg antyspołecznych zmian – doprowadził do zwolnienia kilkudziesięciu tysięcy ludzi, dotąd pracujących na państwowych posadach, poprzez swoją „politykę oszczędności”, a także zlikwidował dopłaty do wody i prądu, powodując potężny wzrost cen nawet o 500 proc.
Policja brutalnie zaatakowała pokojowy marsz, rozpędzając go przy pomocy armatek wodnych, pałek i gazu pieprzowego. Do demonstrantów, którzy zgromadzili się najbliżej gmachu parlamentu, mundurowi strzelali gumowymi kulami. Będąca w opozycji lewica błyskawicznie zareagowała na taki obrót sprawy. Była prezydent Cristina Fernandez de Kirchner stwierdziła, że podczas rządów jej i jej nieżyjącego męża Nestora Kirchnera w kraju odbywały się różne protesty uliczne, także krytyczne wobec prowadzonej polityki, jednak nigdy nie posuwano się do takiej odpowiedzi.
#Argentina: Police crackdown few time ago on protest against the pension reform at the National Congress in #BuenosAires. #AlCongresoPorLosJubilados Info (videos and fotos) via @izquierdadiario https://t.co/3BQYuwp899 pic.twitter.com/HJLWdskp3Y
— ubique (@PersonalEscrito) 14 grudnia 2017
Jeszcze poważniejszą odpowiedź szykuje największa w kraju centralna związkowa – Generalna Konfederacja Pracy. Wezwała ona do tego, by już jutro w całym kraju odbył się 24-godzinny strajk generalny. Z podobnym postulatem wystąpił Autonomiczny Związek Pracowników (CTA). – Nie tylko zmobilizujemy się w całym kraju. Będziemy blokowali drogi, zrobimy wszystko, co możemy, byle te ustawy nie przeszły – powiedział jego lider Hugo Godoy.