Trzy rundy negocjacji płacowych zakończyły się fiaskiem. Argentyńscy nauczyciele nie przyjdą do pracy w przyszłym tygodniu, gdy kończą się dni wolne i uczniowie powinni wznowić naukę. Na razie strajk potrwa dwa dni.
Rozmowy z przedstawicielami rządu prowadziło siedemnaście organizacji związkowych. Domagali się podwyżki w wysokości 24 proc. aktualnego wynagrodzenia i zobowiązania, że w przyszłości nauczycielska pensja będzie podnoszona tak, by uwzględniać wskaźnik inflacji (oscylujący w granicach 23 proc., ale na wiosnę 2016 r. wynoszący nawet 40 proc.). Jednak trzy rundy negocjacji nic nie dały. Rząd nie miał zamiaru iść na żadne ustępstwa w stosunku do propozycji przedstawionej w pierwszym dniu – podwyżka w wysokości 15 proc., 625 peso argentyńskich, czyli ok. 42,5 dolara amerykańskiego. A to, według Roberto Baradela, działacza Zjednoczonego Związku Zawodowego Pracowników Oświaty Buenos Aires (SUTEBA), stanowczo za mało.
Inni obrońcy praw pracowników byli jeszcze ostrzejsi w słowach. – Propozycja Ministerstwa Gospodarki jest obraźliwa. Jak można nazywać ją „uczciwym kompromisem”? – pytała na konferencji prasowej sekretarz generalna SUTEBA Maria Laura Torre. – Nasza praca nie jest w ogóle ceniona – dodała.
Związkowcy przypomnieli, że w nauczycieli w Argentynie uderzają nie tylko niskie płace. Wielu z nich zaliczało się do ubogich pracowników i miało prawo do państwowych subsydiów na przejazdy komunikacją miejską czy energię elektryczną i ogrzewanie domu. A subsydia te, podobnie jak emerytury, zostały – mimo masowych protestów społecznych – radykalnie ścięte przez neoliberalny rząd z prezydentem-milionerem Mauricio Macrim na czele.
W tej sytuacji pracownicy zamierzają strajkować. Na razie tylko 5 i 6 marca, a więc przez pierwsze dwa dni nauki po dniach wolnych uczniowie zastaną szkoły zamknięte. Nauczyciele wzywają też inne branże do protestów solidarnościowych. Jeśli i wtedy rząd nie weźmie pod uwagę ich postulatów, placówki oświatowe mogą przerwać pracę na dłużej.