Nie kończy się tragedia Irakijczyków rozpętana przez amerykańską inwazję w 2003 r. W kolejnym (kto by je zliczył) zamachu samobójczym w Bagdadzie zginęło co najmniej 28 osób.
Rano na pełnym sprzedawców i klientów bazarze w dzielnicy As-Sinak w dwóch miejscach doszło do eksplozji. W pierwszym zadziałał podłożony wcześniej ładunek wybuchowy. W drugim w powietrze wysadził się mężczyzna przysłany przez Państwo Islamskie, które natychmiast po pojawieniu się pierwszych doniesień medialnych o tragedii poinformowało: tak, to znowu my uderzyliśmy niemal w samym centrum Bagdadu.
Ofiar śmiertelnych jest 28, rannych – 57. To pierwsze szacunki policyjne, które, niestety, z niemal stuprocentową pewnością jeszcze się zmienią na gorsze.
Teoretycznie w Bagdadzie od dawna obowiązują zaostrzone reguły bezpieczeństwa – nikt w irackim rządzie, policji i wojsku nie miał wątpliwości, że rozpoczęcie operacji, której celem jest odbicie Mosulu, wywoła falę ataków odwetowych ze strony Państwa Islamskiego. Mimo świadomości zagrożenia Irakijczycy nie byli w stanie mu skutecznie przeciwdziałać, a zatłoczone bazary, pełne kupujących oraz obwoźnych sprzedawców, okazały się szczególnie łatwym celem zamachowców.