„Odczuwam większy żal, skruchę i poczucie winy, niż jesteście w stanie sobie wyobrazić” – powiedział dzisiaj Tony Blair o swojej decyzji wysłania brytyjskich wojsk na nielegalną wojnę w Iraku. Właśnie ukazał się raport z prowadzonego przez ostatnie 7 lat śledztwa, zleconego przez Gordona Browna w 2009 roku. Tzw. Raport Chilcota nie zawiera w zasadzie żadnych nowych danych – czytamy w nim po raz kolejny, że nigdy nie było dostatecznych przesłanek, aby sądzić, że Saddam Husajn dysponuje bronią masowego rażenia, oraz że przed podjęciem interwencji zbrojnej nie wyczerpano wszystkich pokojowych narzędzi nacisku na Irak. Dowiadujemy się, że oczywiście, władza Iraku nie była demokratyczna, dyktatura była krwawa i stanowiła pewne zagrożenie także dla krajów ościennych, jednak wojna przyniosła znacznie więcej ofiar, krwi i krzywdy, niż mogło się przyśnić Saddamowi Husajnowi. I Blair, który wysłał na tę wojnę żołnierzy, po prostu przeprasza – nie dlatego zapewne, że jest mu przykro, czy że czegokolwiek żałuje. Dlatego, że scena polityczna, na której operował i operuje, jest tak zbudowana, że nie może zrobić niczego innego.
W Polsce, która dokładnie w tej samej nielegalnej wojnie brała udział, w ogóle nie mogłaby się odbyć żadna rozmowa. Fakt, że iracki dyktator nigdy nie miał broni masowego rażenia, pozostaje w przestrzeni publicznej informacją niszową, nieistotną, podnoszoną tylko przez lewackich oszołomów. W kraju nieustannych rozliczeń, komisji śledczych i kryminalizowania poczynań poprzednich ekip, nikt nie zająknął się nigdy ani słowem na temat kosztów, jakie poniosła Polska i szkód, jakie wywołała na miejscu. Nie można sobie wyobrazić ani Leszka Millera, który z tego powodu kogoś przeprosi, ani nawet społecznego nacisku na to, żeby to zrobił, narodzenia się jakiegokolwiek dążenia do elementarnego rozliczenia z wyjątkowo mroczną kartą polskiej historii, jaką była agresja na Irak.
O szkodach, jakie przyniosła, Polacy nie chcą nawet czytać. Irak w ciągu ostatnich 13 lat stał się cmentarzyskiem; krajem, w którym w wyniku wojny narodziły się i pochłonęły miliony ofiar zupełnie nowe demony. W chwili obecnej 10 mln ludzi potrzebuje pomocy humanitarnej, miliony koczują w obozach dla uchodźców zarówno w kraju, jak i poza jego granicami. Trzecie co do wielkości miasto Iraku, Mosul, wciąż znajduje się we władzy Państwa Islamskiego, gruzy Faludży nie ostygły jeszcze po toczących się tam walkach, a w Bagdadzie wciąż nie doliczono się wszystkich ofiar sobotniego zamachu – według ostatnich doniesień było ich 250. Mimo to nikt nie jest Irakiem, nikt nie pali internetowych zniczy, jest to koszmar daleki, obcy, nieistotny. Nasz udział w nim jest jak lekki grzech, niewymagający spowiedzi i rozgrzeszenia, który już dawno nasz dobry, chrześcijański Bóg, ten którego wyznawcy mają prawo do życia i ropy, nam wybaczył.