Odczepcie się od podopiecznych. Przyczepcie się do systemu. To on działa nie tak, jak powinien.
Po przeczytaniu tekstu redaktora Pawła Kapusty (skądinąd świetnego, nagradzanego reportażysty) o kuratorach sądowych, nie mogłam oprzeć się polemicznym refleksjom co do ogólnej wymowy i przekazu zawartego w artykule. Jako wieloletni „szeryf Polski D” postanowiłam podzielić się nimi na forum publicznym.
Chwała autorowi za zajęcie się tematem. Wszystko, co opisał, jest świętą prawdą – podobnych soczystych anegdot, jak te przytoczone przez dziennikarza, każdy z nas ma w kieszeni całe mnóstwo. Ale najważniejszy wniosek, jaki płynie z tego tekstu jest taki, że nie każdy może – i nie każdy powinien – zostać kuratorem.
Oczywiście prawdą jest, że trzeba mieć ukończone kierunkowe studia, być osobą niekaraną, o nieskazitelnym charakterze, korzystać z pełni praw cywilnych i obywatelskich, przejść testy psychologiczne, zdać egzamin na aplikację i kolejny po jej odbyciu. Wymagania spore, ale niezbyt odbiegające od standardów pożądanych w wielu innych prestiżowych zawodach. Rozmówcy Pawła Kapusty te formalne wymagania spełnili. A jednak w moim odczuciu niektórzy z nich zdradzili się z tym, że niekoniecznie powinni ten zawód wykonywać.
Cała paleta bandytów
Kurator, który dziwi się, że ludzie mieszkają na zadupiu w ekstremalnej biedzie i zacofaniu, używają wulgaryzmów w codziennej mowie, piją alkohol, ćpają, biją słabszych członków rodziny, są na bakier z prawem – pomylił się moim zdaniem z wyborem zawodu. Bijąca z treści artykułu pogarda dla ludzi, z którymi kurator z własnego wyboru ma pracować i nad nimi się pochylać, szczególnie mnie poraziła. Podejrzewam, że kuratorzy w dobrej wierze opisali warunki swojej pracy i sytuacje, w których się znaleźli, ale w połączeniu z dziennikarskim zacięciem do wyławiania „mięcha” – wyszło po prostu nie tak. Cytuję: „to ludzie z zanikiem uczuciowości wyższej”, „cała paleta bandytów”, „praca z trefnym materiałem ludzkim”.
I w tym wszystkim ten krystaliczny szeryf, wolny od patologii, abstynent, wyrocznia moralności i zaradności, zdziwiony dysfunkcjami w rodzinach, bo ich to przecież nie dotyczy. Naprawdę? Ilu z was spotkało się z przemocą, alkoholizmem, zacofaniem i biedą we własnych rodzinach? Może to właśnie stało się motorem do wybrania tego a nie innego zawodu?
I jeden, jedyny rodzynek w postaci takiej wypowiedzi kuratora: „bo moja praca polega na empatii”. Empatia obniża poziom strachu i gwarantuje efektywność pracy w tym zawodzie. Ale zdziwienie, że „trzeba chodzić po ruderach” jest tak dalekie od empatii, jak tylko się da.
Czy w tych wszystkich egzaminach, do których przystępują potencjalni szeryfowie, bada się predyspozycje do wykonywania zawodu? Otóż nie. Chociaż zakres wiedzy do ich pomyślnego przebiegu jest olbrzymi (a po części kompletnie zbędny), nie gwarantuje prawidłowego doboru ludzi do tej ciężkiej, odpowiedzialnej roboty.
Szeryf i pomagacz
To, czego w artykule Pawła Kapusty zabrakło, to dopadające nas osamotnienie w walce i bezradność, świadomość beznadziei, z jakimi musi mierzyć się kurator obdarzony poczuciem misji. Poczucie to wynika z braku narzędzi i legitymacji do wpływania na poprawę losu podopiecznych. W dalszym ciągu system wsparcia lokalnego pozostaje mitem. Obawa przed konsekwencjami naruszenia ustawy o ochronie danych osobowych ogranicza nawet możliwość współpracy pomiędzy służbami w obszarze wymiany informacji.
Kurator zostaje sam ze swoim długopisem i złotoustą wymową, no i legendarną już empatią. To jedyny sposób na nakłonienie do leczenia dorosłej osoby uzależnionej, agresywnej czy zagrażającej samej sobie.
Specjaliści od dawna alarmują, że łączenie funkcji szeryfa i pomagacza nie jest możliwe, a w takich rolach system umiejscawia kuratora.
Oczywiście prawdą jest, że z biegiem lat i biegiem dni, tak jak mówi o tym „Gośka” pod koniec artykułu – system robi z nas pracowników biurowych. W zasadzie na rozmowę z człowiekiem, działania resocjalizacyjne, nie ma już czasu. Podopieczny tylko przeszkadza nam w pracy, kiedy przychodzi ze swoimi problemami. Każdą rozmowę telefoniczną, nie mówiąc o osobistych kontaktach – trzeba odnotować i opisać, aby nie zarzucono kuratorowi bezczynności. Okazuje się, że ten wykształcony człowiek bez pomocy odpowiednich druków nie jest w stanie samodzielnie sporządzić notatki i sprawozdania. Pisze te wszystkie wymagane przez ministerstwo duperele i próbuje we wskazanych rubryczkach znaleźć miejsce na informacje, które w jego przekonaniu są istotne dla opisania sytuacji konkretnego podopiecznego.
Piąte koło sądownictwa
Oprócz jednego jedynego epizodu w historii, kiedy powstawała ustawa o kuratorach, nie ma woli wśród decydentów do pochylenia się nad ta grupą zawodową. Kuratela jest postrzegana jako piąte koło u wozu sądowego, chociaż na ich pracy opiera się całe wykonawstwo karne i rodzinne, orzecznictwo rodzinne, a także w pewnym stopniu orzecznictwo karne wspomagane przez wywiady środowiskowe. Nie dostrzega się i nie docenia pracy kuratora w terenie, ponieważ nie jest wtedy widoczny, nie ślęczy pochylony nad biurkiem.
Brakuje przejrzystości w decyzjach o awansach i ewentualnych nagrodach za specjalne osiągnięcia i dokonania poza obowiązkami służbowymi. Nagroda za rzetelną pracę wynikającą z obowiązków nie przysługuje. O awansach i nagrodach decyduje prezes sądu okręgowego siedzący w sądzie odległym od miejsca pracy kuratorów. Wysokość nagród jest owiana tajemnicą. Nikt nie wie, dlaczego akurat nie dostał, jak wypada na tle innych kolegów, co może poprawić w swojej pracy.
Chcesz zasłużyć na nagrodę, na awans – wykazuj się inicjatywą pozazawodową, pracuj społecznie na innych poziomach. Jak będą pieniądze – może zostaniesz doceniony. A może nie. Konsekwencje takiego podejścia już widać. Wyczerpana psychicznie i przepracowana kadra nie jest w stanie podołać swoim obowiązkom.
Nie trzeba być wielkim uczonym, żeby wiedzieć, że najłatwiej wypalają się przedstawiciele zawodów prowadzących do fizycznego i psychicznego wyczerpania oraz stanowiących źródło wyrzutów sumienia lub poczucia nieprzydatności. Tego tematu dotknął (dzięki!) autor artykułu w Wirtualnej Polsce.
Niestety po trzydziestu latach pracy w tym zawodzie straciłam wiarę w zjednoczenie środowiska.
Nie dostrzegam też żadnej woli ze strony Ministerstwa Sprawiedliwości do wykorzystywania doświadczonych, praktykujących kuratorów liniowych do wypracowania efektywnego modelu kurateli. To worek bez dna, do którego można wrzucać kolejne pomysły. Kuratorzy wykonają wszystko, co jest niewygodne dla innych służb. Tylko po co w resorcie sprawiedliwości fachowcy od resocjalizacji?