Bankowcy czują, że mają poparcie polityków. Brutalnie atakują frankowiczów – wzięcie udziału w proteście przeciw wyzyskowi ma oznaczać koniec nadziei na ugodę z kredytodawcą.
– Koniec z działaniem przepisów niezgodnych z prawem. Zaprzestaniemy płacić nielegalne, niezgodne z prawem raty. W obronie prawa i sprawiedliwości, w obronie Rzeczpospolitej. Każdy poszkodowany będzie mógł od nas uzyskać niezbędną pomoc, która ukróci przejmowanie majątku za ułamek jego wartości – to wezwanie do działania opublikowane przez stowarzyszenie. Pisaliśmy już o planowanej przez nie manifestacji w Warszawie 10 września, a także o bardziej radykalnej akcji protestacyjnej, którą szykują coraz bardziej zdesperowani frankowicze. Prezydent Andrzej Duda, na którego dotąd liczyli, pokazał, że woli bronić interesów instytucji finansowych.
W tej sytuacji trudno dziwić się agresywnej reakcji Związku Banków Polskich na zapowiedzi protestu frankowiczów. Jego prezes Krzysztof Pietraszkiewicz dał do zrozumienia, że nieopłacenie rat na czas zostanie potraktowane z całą surowością: frankowicz trafi na listę dłużników Biura Informacji Kredytowej i nie dostanie szansy na restrukturyzację kredytu. Pod warunkiem, oczywiści, że procedury restrukturyzacyjne w ogóle powstaną. Ma je opracować grupa robocza powołana w środę przez Komitet Stabilności Finansowej, z udziałem przedstawicieli należących do niego instytucji.
Pietraszkiewicz stwierdził, że wezwania stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu należy uznać za „drwiące ze zdrowego rozsądku i z woli, jaką wykazują uczestnicy procesu znalezienia rozwiązania tej skomplikowanej sytuacji”. Sam marzy o zupełnie innym zakończeniu sprawy frankowiczów. Chwaląc ustawę prezydencką, chciałby zwolnić z obowiązku zwrotu spreadów w tej samej wysokości dla wszystkich klientów z jednego banku i rocznika, bez wyliczania ich indywidualnie. Prezes ZBP chciałby również, by w przypadku kredytów zamkniętych ponad trzy lata temu oraz kredytów innych niż mieszkaniowe nie zwracać spreadów w ogóle. Uproszczenia, jakżeby inaczej, mają służyć wygodzie banków, które nie tylko musiałyby płacić, ale także poświęcić czas na przejrzenie każdej umowy i wyliczenie kwoty do zwrotu.
– Wszyscy w latach 2003-07 okazaliśmy się zbyt wielkimi optymistami. I klienci, i regulatorzy, i bankowcy. Nikt nie przypuszczał, że szwajcarska waluta będzie ulegać tak wielkim wahaniom, skoro była bardzo stabilną przez dwie dekady wcześniej. Oczekiwano też, że szybko wejdziemy do strefy euro – żalił się prezes ZBP. Na zakończenie dodał jeszcze, że ustawa frankowa powinna być owocem procesu uzgodnień między rządem i bankami. Danie głosu konsumentom nawet nie przyszło mu do głowy.
W sytuacji, gdy Andrzej Duda w jednoznaczny sposób zignorował wielokrotnie powtarzane obietnice chęci pomocy frankowiczom, nie można wykluczyć, że spełnią się także marzenia prezesa ZBP. Takich mamy „prospołecznych” rządzących.