Site icon Portal informacyjny STRAJK

Biedroń – prezydent nie dla elit

konwencja oBiedronia, Słupsk / youtube.com

Inaugurację kampanii Roberta Biedronia w Słupsku należy zaliczyć do udanych. Wydarzenie było pełne energii, świeże i nowoczesne. Za lewicowym kandydatem stoi dziś silny, lewicowy program. Także za sprawą Adriana Zandberga i Włodzimierza Czarzastego poruszonych zostało wiele kluczowych dla Polski tematów, a dzięki Monice Fiugajskiej głos otrzymało też młode pokolenie.

Robert Biedroń to bez wątpienia jedyny postępowy kandydat z tych, którzy stanęli do wyborów. O swojej progresywności mówił zresztą wiele, słusznie zwracając uwagę na stojące przed Polską wyzwania związane z zagrożeniem klimatycznym, ale też wiele czasu poświęcając kwestii mieszkalnictwa, dostępu do darmowej i efektywnej służby zdrowia, tanich leków, czy zrównoważonego rozwoju.

Lewica potrzebuje silnego przekazu, który dotarłby również do mieszkańców mniejszych miast i wsi. Do tej pory był to niestety bastion konserwatyzmu i PiS-u, który pozorując walkę z neoliberalizmem udawał rzecznika tych regionów. Kampania Biedronia na takich obszarach może więc przynieść ogromne korzyści – także w perspektywie kolejnych wyborów. Za Robertem Biedroniem bez wątpienia stoi też cały program zjednoczonej Lewicy i jest to bardzo mocny punkt całej jego kandydatury. Zamiast pustych deklaracji i aktorstwa są więc bardzo konkretne rozwiązania. Projekt prezydentury Biedronia to przede wszystkim wizja prezydentury bardzo aktywnej, to przeniesienie jego doświadczeń z samorządności na prezydencki pałac. I właśnie dokładnie takiej prezydentury potrzeba nam teraz w kraju, gdzie urząd ten został sprowadzony do roli długopisu dla Jarosława Kaczyńskiego.

Robert Biedroń bardzo dużo mówił też o sobie. O swoich małomiasteczkowych korzeniach, o wczesnych i trudnych doświadczeniach zawodowych, czy o doświadczeniach emigracyjnych. To podkreślanie ludowego i pracowniczego pochodzenia na pewno odróżnia go od innych kandydatów, którzy prześcigają się raczej w szukaniu powiązań z elitami i szlachtą. Odcięcie się od wyścigu na słynnych przodków i skupienie na doświadczeniach zbiorowych, robotniczych to bardzo dobra decyzja, która może przynieść mu dużo poparcia wśród niezadowolonych z narastających w Polsce nierówności. Lewicowy kandydat sam zresztą mówił o potrzebie stworzenia w Polsce równych szans i walce ze społecznym wykluczeniem. Brakowało tylko wątku podatkowego: byłoby wspaniale, gdyby Biedroń rozwinął ten wątek równych szans i wytłumaczył, że progresja podatkowa to pomysł na to, by walczyć o równość w praktyce.
Zdecydowanie wybrzmiał też silnie proeuropejski wymiar kandydatury Biedronia, choć jego zachwyt nad tym, co zobaczył na emigracji był – zbyt słabo – tonowany odniesieniem do polskiego poczucia godności i narodowego patriotyzmu.

Teraz czas na więcej Roberta Biedronia w roli polskiego męża stanu. Bo takiego, będącego trochę „ojcem narodu”, prezydenta chce dziś polskie społeczeństwo. I dlatego niezbyt to dobrze, że fragmenty poświęcone polityce zagranicznej wypadły gorzej. Robert Biedroń jest bez wątpienia zwolennikiem europejskiej integracji i umocnienia europejskiej obronności w porozumieniu z Unią Europejską, jako naszym głównym sojusznikiem. To świetna wiadomość i to zwłaszcza w kontekście szans na uniezależnienie się Polski (i Europy) od niebezpiecznej polityki Stanów Zjednoczonych. Sojusz z USA pośrednio krytykował też sam kandydat, kiedy zwracał uwagę na fakt, że o działaniach Stanów Zjednoczonych i Donalda Trumpa PiS-owski rząd dowiaduje się dopiero z mediów. Były to potrzebne i mocne słowa, choć zabrakło tu na pewno sprzeciwu wobec obecności amerykańskich baz wojskowych na polskim terytorium.

Całkowicie zbędne wydaje się jednak dołączenie do politycznego wyścigu na rusofobię. Sceptycyzm i krytyka Kremla są oczywiście bardzo potrzebne, ale ton, w którym kandydat na prezydenta przedstawiał Putina w roli jedynego złego był przesadny i niepotrzebny. Tą polską biedaszabelką nie należy też machać w kierunku ukraińskim – Ukraina i inne państwa regionu mogą być wolne same z siebie i nie potrzebują do tego polskiego kolonializmu w duchu Giedroycia. Lewicowy kandydat na prezydenta Polski powinien więc tworzyć warunki do współpracy ze wszystkimi sąsiadami i starać się o przyjaźń ze wszystkimi. Polska nie jest potęgą, ani krajem zdolnym do wypowiadania wojen światowym mocarstwom, a polscy politycy muszą też rozumieć przyczyny, dla których kremlowska narracja uległa nagłemu zaostrzeniu.

Nieszczęśliwy był też dobór historycznych bohaterów. Giedroyc, Kuroń, czy Piłsudski to nie są lewicowi bohaterowie! Jacek Kuroń aktywnie wspierał neoliberalne reformy Balcerowicza i tłumił związkowy opór – o czym możemy przeczytać m.in. w „Dekadzie przełomu” Michała Siermińskiego i co jest już raczej na lewicy wiedzą dość powszechną. Piłsudski to zamachu stanu, dyktator i twórca politycznych więzień dla lewicowej opozycji (niedawno przypadała rocznica procesu brzeskiego!). Dlaczego nie odwołać się do Róży Luksemburg, Ignacego Daszyńskiego, Oskara Lange, Ludwika Krzywickiego czy Juliana Marchlewskiego? Lewica naprawdę musi już zerwać z szukaniem swoich bohaterów na łamach „Gazety Wyborczej”!

A jednak Robert Biedroń jest lewicowym kandydatem. Dowodzi tego zwłaszcza jego przywiązanie do spraw społecznych, do spraw ludzi pracy.Jako charyzmatyczny polityk daje też nadzieję, że do lewicowych spraw i recept przekonają się nie tylko zwolennicy samej lewicy. Wyrazista walka o świeckie państwo, o równość i tolerancję, czy o ocalenie nas przed skutkami klimatycznej katastrofy są punktami, których nie poruszy nikt inny. Robert Biedroń może mówić o nich w sposób, który do jego kandydatury przekona też elektorat, który jest już zmęczony ciągłą hegemonią Jarosława Kaczyńskiego, a widzi, że Platforma Obywatelska jest jedynie pustą partią władzy.

Czy ma szanse na drugą turę? Z pewnością potrzebna mu jest i intensywna kampania wyborcza, i jeszcze bardziej radykalne hasła, które pozwoliłyby Robertowi Biedroniowi koncentrować na sobie uwagę mediów i opinii publicznej. A naprawdę jest o co walczyć – nigdy wcześniej nikt w kampanii prezydenckiej nie mówił tak otwarcie o sytuacji głodujących emerytów i rencistów, o braku mieszkań i życiu w ścisku, czy o kolejkach do lekarzy i o lekach tak drogich, że ludzie biedni nie są już w stanie się leczyć. Taki prezydent byłby w Polsce zmianą o 180 stopni. Byłby trzęsieniem ziemi dla wszystkich neoliberalnych hegemonów, prawicowych klerykałów i rozmaitych rzeczników najbogatszych. I o takiego prezydenta warto się starać.

Exit mobile version