W biurze Rzecznika Praw Obywatelskich już teraz pracownicy zarabiają w okolicach najniższej krajowej. Powód? W 2019 roku rząd PiS obciął środki na budżet płac o 2,5 miliona złotych. Tymczasem po wzroście minimalnego wynagrodzenia do 2600 zł brutto od 1 stycznia, instytucja ma problem z zagwarantowaniem zatrudnionym nawet tego poziomu.
Rząd Mateusza Morawieckiego, podobno „prospołeczny” i „propracowniczy”, wypowiadając wojnę Rzecznikowi Praw Obywatelskich, wziął na zakładników zatrudnionych w tej instytucji. W 2019 roku część pracowników RPO odbierało pensję na najniższym możliwym poziomie, czyli 2250 zł. Budżet się z trudem dopinał. Teraz, po podwyżce płacy minimalnej, biuro alarmuje, że w kasie brakuje 1,7 mln zł.
– W 2019 roku zmniejszono fundusz wynagrodzeń o prawie 2,5 mln zł – mówi Agnieszka Jędrzejczyk z biura Rzecznika Praw Obywatelskich. – Parlament, nakładając na nas nowe zadania nie przeznaczył na ten cel żadnych środków. Z biura odchodzą osoby o wysokich kwalifikacjach ze względu na wynagrodzenie. Poziom zatrudnienia jest obecnie niższy niż w 2016 roku – podkreśla.
Jakie są te nowe zadania? – Ośmiu pracowników potrzebnych jest do zadań wynikających z ustawy o Sądzie Najwyższym, tj. skargi nadzwyczajnej. Kolejnych ośmiu zaś do pozostałych zespołów wnioskowych – w tym do Krajowego Mechanizmu Prewencji – wylicza Jędrzejczyk. – Wielokrotnie już występowaliśmy o dodatkowe środki na utworzenie nowych etatów, za każdym razem jednak były one rozpatrywane negatywnie – dodaje.
Dramatyczna sytuacja biura RPO może się przełożyć na brak wsparcia dla osób, których prawa są łamanie. Biuru brakuje środków m.in. na utrzymanie zespołu monitorującego zjawisko tortur i poniżającego traktowania. Ofiarami deficytu mogą być m.in. więźniowie i osoby zatrzymane przez służby mundurowe.
Henryk Kowalczyk (PiS), szef sejmowej komisji finansów publicznych powiedział, że sprawie się przyjrzy. – Każdy budżet ustalany przez rząd będziemy prześwietlali, a co do minimalnych pensji, to oczywiście trzeba je zapewnić – wyjaśnił poseł PiS.
Małgorzata Starczewska-Krzysztoszek, ekonomista z Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego, uważa, że w momencie, gdy rząd proponował podniesienie płacy minimalnej, powinien przygotować ocenę skutków regulacji, w której wskazałby skutki wprowadzenia podwyżek dla poszczególnych sektorów gospodarki, a zwłaszcza dla tych, za które odpowiada – czyli przede wszystkim zdrowia, oświaty i sądownictwa.
– Powinny się w niej znaleźć wyliczenia, ile pracuje tam osób o najniższych wynagrodzeniach i wyższych, bo przecież podwyżki trzeba zapewnić również innym pracownikom, aby zachować proporcje w pensjach ludzi o różnych kwalifikacjach – podkreśla Starczewska-Krzysztoszek. – Tego niestety nikt nie zrobił, a rzucanie w przestrzeń kwot 2,6 tys., 3, 4 tys. zł bez sprawdzenia, ile więcej pieniędzy z tytułu takich podwyżek trzeba zabezpieczyć w budżetach, jest nieodpowiedzialne – dodaje.
Jeśli RPO nie wypłaci zatrudnionym pensji na ustawowym poziomie, może zostać ukarane grzywną od 1 do 30 tys. zł.