Minister spraw wewnętrznych teoretycznie takie rzeczy wie najlepiej. W końcu w jego gestii jest być zorientowanym, czy naszemu krajowi grozi niepowstrzymana fala imigrantów z Bliskiego Wschodu. Okazuje się, że uchronił nas przed nią tylko i wyłącznie rząd PiS.
Mariusz Błaszczak na konferencji prasowej powiedział: – Mogę zapewnić, że dopóki rządzi PiS, nie zgodzimy się na to, żeby do Polski przyjeżdżali emigranci z Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki. Gdyby nie zmiana rządu, to pewnie tysiące emigrantów z Północnej Afryki i Bliskiego Wschodu mielibyśmy w Polsce.
Błaszczak jest dumny z tego, że obecny rząd nie kontynuuje polityki przyjmowania ustalonych na unijnym szczycie kwot uchodźców, którą rozpoczęła Ewa Kopacz. Jest wręcz przekonany, że powstrzymał proces dla Polski szkodliwy i niebezpieczny. – Pewnie duża część z tych imigrantów wyjechałaby z Polski na Zachód. To był cel ich podróży. Dopóki rządzi rząd PiS takich sytuacji nie będzie.
Szef MSW długi wywód o walorach nieprzyjmowania imigrantów przytoczył w kontekście pracy policji na terenie Warszawy. Zapewnił, że w stolicy nie ma „no go zones”, gdzie funkcjonariusze boją się zapuszczać („tak jak na zachodzie Europy”), dając jednoznacznie do zrozumienia, że takie strefy, gdzie przestępczość i przemoc kwitnie, to właśnie siedliska imigrantów. Zapewnił też, że jego resort dołożył wszelkich starań, aby zapewnić Polakom bezpieczeństwo podczas szczytu NATO w Warszawie oraz ŚDM w Krakowie. W tle tych wypowiedzi wątek imigrantów przewijał się cały czas. Minister najwyraźniej utożsamia wojennych uchodźców z terrorystami – a to rzecz nie do wybaczenia.