Jeden – policjant. Zginął od kuli zamachowca pod budynkiem redakcji „Charlie Hebdo”, gdy patrolował ulice 11. Dzielnicy Paryża. Miał 42 lata. Nazywał się Ahmed Merabet. Wyznawał islam.
Drugi – pracownik wypożyczalni skuterów. Ocalił od śmierci czteroosobową rodzinę. Własnym ciałem zasłonił turystów, do których fanatyk z Susy mierzył z karabinu. Ma 18 lat. Nazywa się Ibrahim al-Gul. Wyznaje islam.
Wygląda to jak scenariusz kiepskiego serialu albo powieści przygodowej. Niebezpieczeństwo, groza, popłoch – a w samym oku cyklonu pozytywna postać, łamiąca stereotyp „brudasa”, „kebaba”, „ciapatego”. Oto spośród kasty podludzi wyłania się ten jeden heros, co zamiast biegać z maczetą, ratuje życie. Widownia roni kryształową łzę wzruszenia, nieoczywiste zakończenie daje poczucie należycie przeżytego katharsis. Tylko wiecie co, to nie serial. To życie.
Mało kto wie, że już rok temu powstało oświadczenie, będące owocem wspólnych prac Papieskiej Rady ds. Dialogu Międzyreligijnego i muzułmańskich przywódców z całego świata. Stanowczo potępia ono dżihad i jego praktyki, uznając je za niezgodne z nauką Mahometa. Wielki mufti Egiptu jako pierwszy wydał fatwę, w której odciął się od kalifatu, który dziś terroryzuje Europę. Za przykładem Egiptu poszli ministrowie spraw zagranicznych państw należących do Organizacji Współpracy Islamskiej. A jest ich 57 – od Kuwejtu po Wybrzeże Kości Słoniowej.
W kręgu muzułmanów, tak jak w kręgach katolików, prawosławnych czy Aborygenów są zarówno ludzie zdolni do tego, by zabijać, jak i całkowicie sprzeciwiający się przemocy. Przemoc jest również cechą ogólnoludzką. Nie jest „przypisana” do wyznania, rasy, płci, czy wieku. Nie ma tak łatwo. Jak nauczał założyciel innego kultu, w imieniu którego dokonano niezliczonych aktów okrucieństwa – nie sądźcie, byście… i tak dalej.