Nie są agresywni, nie zabierają miejscowym pracy, nie są Syryjczykami. Ale i tak mają się wynieść.
Mieszkańcy twierdzą, że boją się najazdu Syryjczyków. Plotki o tym, że ustroński ośrodek wybrano jako miejsce zakwaterowania pierwszej grupy uchodźców, do przyjęcia których zobowiązała się Polska, krążą od kilku tygodni. Są silniejsze niż zapewnienia przedstawicieli Urzędu ds. Cudzoziemców, którzy utrzymują, że do Ustronia nie planuje się wysłać żadnych przybyszy z krajów arabskich. Tym bardziej, że nie wiadomo, czy takowi w ogóle przyjadą do Polski. Rząd Ewy Kopacz obiecał wprawdzie udzielić schronienia 400 azylantom, jednak już ekipa Beaty Szydło dała do zrozumienia, że nie chce honorować tych obietnic. Ponadto do Urzędu ds. Cudzoziemców wpłynęły na razie wnioski dotyczące tylko 100 uchodźców. Każda z tych osób podlega sprawdzeniu, m.in. pod kątem ewentualnych związków z organizacjami terrorystycznymi. Jeśli zostanie uznana za niebezpieczną, nie dostanie azylu. A gdyby nawet przyjęto całą setkę, z pewnością uchodźcy nie zostaliby skierowano do jednego ośrodka.
Zamiast zastanowić się, jaką krzywdę społeczności Ustronia mogłoby zrobić kilku uchodźców, w dodatku pilnie strzeżonych, mieszkańcy doprowadzili do tego, że wójt gminy Zgierz, chociaż sama w inicjatywę niezupełnie wierzy, oficjalnie wystąpiła do Urzędu ds. Cudzoziemców o zmianę lokalizacji ośrodka. Kazachowie i Ukraińcy, którym podobno tak chętnie udzielamy w Polsce pomocy, mają się wynosić.
[crp]