Większość lewicy znów daje się rozgrywać przez prawicę. Już nie tylko w sferze postulatów, ale nawet interpretacji. Szczęśliwie okazuje się, że nie wszyscy.
Jeden ruch prezydenta, z wrogiego wszak obozu, wywołał kolejny idiotyczny podział na ulegających bananowej euforii po jednej stronie i niewyszukanym teoriom spiskowym po drugiej. Nie ma powodu do nadmiernej ekscytacji, gdyż ta podpowiada – co widać najlepiej w mediach społecznościowych – fałszywe wnioski.
A nic szczególnego się przecież nie stało, niezależnie od tego, jaki będzie dalszy rozwój wypadków. Wszystko jedno, czy Kaczyński z Dudą coś ukartowali, czy też ten pierwszy postanowił się trochę popisać się przed drugim. Nie ma też żadnego znaczenia, czy rzucą się sobie do gardeł, czy pogodzą, czy doprowadzi to do przedwczesnych wyborów i czy wygra je PiS czy PO ze swoimi przystawkami. Nic się nie zmieni.
Zasadniczy postulat nowowyklutego protestariatu, czyli „opresyjne, seksistowsko-ksenofobiczne, patriotyczne do wyrzygania, katolicko-fundamentalistyczne państwo burżuazyjne tak, wypaczenia nie”, nie doczeka się spełnienia. Raz wyżłobiony rynsztok po prawej będzie chętnie wykorzystywany przez każdy kolejny postsolidarnościowy rząd, a na inny nie ma w obecnej chwili żadnych szans.
Już za późno na pełną reanimację III RP. Nie wskrzeszą jej ewentualnie wygrane przez nową „demokratyczną opozycję” wybory. Nawet jeżeli PiS zostanie odsunięty od władzy w trybie nadzwyczajnym, to jego elektorat pozostanie na tyle masowy, by przypilnować najważniejszych zdobyczy „dobrej zmiany” poprzez stosowną obsadę parlamentu. Nie będzie żadnego Trybunału Stanu dla Dudy, ani też prezydent nie przejdzie na drugą stronę barykady, bo dobrze wie, że nie ma tam czego szukać.
Polski fajnej, bo o taką właśnie chodzi zawodowym obywatelom, gdy wrzeszczą o „demokracji”, nie będzie nawet, jeżeli upatrzone przez nich siły postępu jakimś cudem wygrałyby z wyborczą batalię z „ciemnogrodem”. Niestety, nikt tym strasznym mieszczanom nie doniósł jeszcze do serc i umysłów informacji, że oni nie mają licencji na fajność, a już tym bardziej wyłączności. Eksplozja nowych mód, jak ta na tzw. odzież patriotyczną, czy na bicie cudzoziemców jest już faktem i nawet gdyby doszło do jakiejś niespodziewanej wolty politycznej i przesunięcia w narracji, to oszalały patriotyzm pozostanie trwałą konkurencją. Wówczas, zważywszy, iż oportunizm polskiej lewicy potrafi przybierać wartości nieskończone, jakiś lewicowiec od siedmiu boleści wezwie pewnie do odbicia tego, „zawłaszczonego przez nacjonalistów” asortymentu symbolicznego, a wszystkim wyjaśni, że to samo, co sprzedaje Red is Bad powinno się tak naprawdę sprzedawać pod szyldem Red is Good i wtedy fajna Polska będzie od pierwszego.
Nic się nie stanie, nawet jeżeli Duda powyciąga z PiS-u bardziej przytomnych i założy z nimi jakąś wariację tej partii „z ludzką twarzą”. Ucieszy to zapewne fanatyków porozumienia ponad podziałami, sygnatariuszy listów otwartych do „demokratów i demokratek” i przerażonych wyznawców kościoła z Czerskiej, ale wątpliwe, by miało skutkować ich udziałem we władzy. Taki twór raczej podzieli los ziobrystów, czy gowinoidów. Zresztą, nawet gdyby takie coś zajęło miejsce PiS-u, zadowoli jedynie zmysły estetów, którzy ponad wszystko cenią szyk i zniesmaczeni są widokiem wściekłego Kaczyńskiego czy napychającej się amerykańską kanapką Pawłowicz. Widoki drażnią ich niezwykle mocno na ogół dlatego, że nic więcej im się w świadomości nie mieści. W takich okolicznościach tylko człowiek pozbawiony zdolności myślenia liczyć może na radosny marsz wstecz ku III RP.
Największe trofeum, o jakie zagrać mogą pozujący na zatrwożonych – za przeproszeniem – liderzy społeczeństwa obywatelskiego, to nieznaczące wyhamowanie na drodze ku pełnej IV Rzeczpospolitej, czy, przy wyjątkowych wiatrach, zatrzymanie gdzieś w trzech czwartych drogi. Nie ma bowiem żadnych wątpliwości, że dziś oddany głos na Balcerowicza, Schetynę i Petru, to, po upływie jednej kadencji, głos na IV RP plus. A ta będzie jeszcze straszniejsza niż obecna.
Przebudzenie lemingów, spektakularne, owszem, i masowe, nie przesterowało aparatów poznawczych sformatowanych przez ostatnie dekady. Skłonny jestem zaryzykować twierdzenie, że większość ludzi, którzy zdecydowali się na udział w protestach nie miała zielonego pojęcia na czym tak na prawdę polega PiS-owski skok na sądy, a nawet wiedząc to nie wyszłaby na ulicę, gdyby kapłani przyzwoitości i fajności z „Gazety Wyborczej”, Krytyki Politycznej, „Tygodnika Powszechnego” czy innego Na Temat nie rozdawali za to publicznych pochwał.
Na postulacie fajności i cukierkowego obywatelizmu nie da się zbudować żadnego postępowego ruchu. Nawet jeżeli podbije się to graniem na częściowo uzasadniony strach przed ziobryzacją wymiaru sprawiedliwości. Bezwzględnie trzeba wyjść poza ramy tak upadającego porządku politycznego i rygoru moralnego III RP, jak i wykluwającego się rodzimego biedaerdoganizmu. Wydaje się, że wniosek ten nie wymaga szczególnie skomplikowanego logicznego rozbioru sytuacji, ale wciąż wydaje się obrazoburczy.
W tym kontekście słowa szczególnego uznania należą się kolektywowi pisma akademickiego „Praktyka Teoretyczna”, który sformułował apel do środowisk lewicowych, by te wyemancypowały się z wyżej opisanego kieratu i pożegnały III RP wizją budowy nowego, naprawdę lepszego ładu. Inicjatywa ta nie jest wolna od pierworodnego grzechu kolaboracji z agentami patriotyzmu, ale sądząc po rosnącej liczbie sygnatariuszy i deklarowanych przez nich afiliacjach, jeżeli będzie ona miała jakiś dalszy ciąg, szkodniki same odpełzną po pierwszych opryskach.
Apel ten zasługuje na szczególną uwagę, gdyż da nam jakieś wyobrażenie o orientacyjnej liczbie osób skłonnych zainwestować w rodzicielską opiekę nad projektem o takim profilu i środowiskach, nawet marginalnych, z których pochodzą. Jeżeli udałoby się wychować to dziecko na odruchowo odsiewające tani demokratyzm, urzędowy liberalizm, wyzwolone od kompleksu niższości na punkcie PRL-u, traktujące słowa typu „postkomunizm” jako nieeleganckie, to jest szansa na przepoczwarzenie się choćby w klub dyskusyjny i objazdową iwentownię, a tym samym pozyskiwanie nowych sprzymierzeńców. Wiele dróg jest możliwych, ale trzeba się odważyć na jakiś wyróżniający spośród tłumu certyfikowanych pięknych i mądrych, krok w lewo. Być może właśnie został uczyniony!