Site icon Portal informacyjny STRAJK

Brazylia bez Dilmy

Fotografia J. Samolińskiej

Justyna Samolińska, foto: Bojan Stanisławski

Stało się – senat w Brazylii przegłosował wszczęcie procedury impeachmentu wobec prezydent Dilmy Rousseff. Jest oczywiste, że nie chodziło ani o rzekome manipulacje budżetowe, które miały jej zapewnić reelekcję, ani o aferę Petrobrasu – na Rousseff nie spoczywają żadne zarzuty karne. Nikt nie udowodnił jej korupcji czy działania w złej wierze, w żadnym momencie nie złamała prawa, w przeciwieństwie zresztą do odwołujących ją senatorów. Co, powiedzmy sobie szczerze – nie miało żadnego znaczenia. Impeachment Rousseff nie jest bowiem aktem dyscyplinarnym, tylko politycznym.

Usunięcie prezydent z urzędu stało się możliwe dzięki kilku nakładającym się czynnikom, z których najważniejszym jest zapewne spadek cen ropy i innych surowców; Brazylia jest gospodarką w dużej mierze opartą na swoich zasobach naturalnych i sytuacja na globalnych rynkach musiała wywołać poważny kryzys ekonomiczny. W takich warunkach poparcie dla władzy – zwłaszcza rządzącej od 14 lat – zawsze spada i prawicy było znacznie łatwiej przeprowadzić plan obalenia prezydent Rousseff. Plan, na wykonaniu którego zyskają wąskie elity, a straci ogromna większość Brazylijczyków. Chociaż bowiem Partia Pracujących nie jest bynajmniej partią rewolucyjną i nigdy nie wykroczyła poza ramy gospodarki rynkowej, dla rzesz głęboko wykluczonych mieszkańców kraju jej rządy stanowiły rewolucję – prowadzona przez Lulę, a potem przez Dilmę polityka społeczna pozwoliła wyprowadzić z nędzy 20 mln ludzi. Usunięcie z urzędu Rousseff z ogromnym prawdopodobieństwem oznacza, że reformy lewicowego rządu zostaną cofnięte, co w obliczu kryzysu ekonomicznego oznacza jeszcze głębsze ubóstwo.

To, co dzisiaj wydarzyło się w Brazylii, jest nieco bardziej kulturalną kopią zamachu stanu w Hondurasie w 2009 roku, kiedy od władzy odsunięto prezydenta Manuela Zelayę, tyle że tam nie zrobili tego skorumpowani senatorowie, ale po prostu wojsko. Zelaya, utrzymujący bliskie stosunki z Chavezem czy Castro, w ciągu dwóch lat obniżył poziom ubóstwa o 10 proc., wprowadził powszechną i bezpłatną edukację czy dopłaty dla drobnych rolników. Dzisiaj, 7 lat po zamachu stanu, w Hondurasie miejscowa ludność z dnia na dzień traci dostęp do wody, bo międzynarodowe korporacje budują elektrownie wodne, a każdy, kto się temu sprzeciwia, ginie. Taka jest – być może – przyszłość Brazylii. Które państwo Ameryki Łacińskiej będzie następne?

Exit mobile version