21 stycznia, w tradycyjny Dzień Babci, gdy przynajmniej powinniśmy szczególnie dbać o seniorów, oficjalnie rusza polska odsłona Europejskiej Inicjatywy Obywatelskiej „Prawo do terapii” lub, bardziej obrazowo, „Nie dla zysków z pandemii”. Pomysłodawcy kampanii, lewicowi i związkowi aktywiści z różnych państw, stawiają sobie za cel zebranie miliona podpisów obywateli UE, by zgodnie z Traktatem o funkcjonowaniu Unii Europejskiej apelować do Komisji Europejskiej o inicjatywę ustawodawczą na rzecz zdrowia dla wszystkich.
Postulaty kampanii są cztery. Po pierwsze, zdrowie dla wszystkich: udostępnianie wyników badań i powstałych technologii zamiast obwarowywania ich prawami patentowymi i prawami własności intelektualnej. Jeśli pandemia jest problemem globalnym, to również globalnie powinno się z nią walczyć, zamiast przyznawać jednej firmie kontrolę nad podstawowymi produktami farmaceutycznymi i dopiero negocjować ich zakup.
Po drugie: transparentność, bo nie ma powodu ukrywać przed opinią publiczną zarówno informacji o bezpieczeństwie szczepionek i leków, jak i danych o kosztach produkcji. Społeczeństwa mają prawo dowiedzieć się, w jakim stopniu szczepionki na koronawirusa są efektem wsparcia publicznego dla prywatnych firm farmaceutycznych. Tym bardziej muszą znać szczegóły umów, jakie władze publiczne zawarły z tymi firmami w sprawie dystrybucji szczepionek.
Po trzecie: kontrola publiczna, bo „to, za co zapłacili ludzie, powinno pozostać w ich rękach. Nie możemy pozwolić dużym firmom farmaceutycznym na prywatyzację kluczowych technologii medycznych, które zostały opracowane przy użyciu środków publicznych„. Innymi słowy: nie dla prywatyzacji zysków i zrzucania kosztów na barki pracującej większości. Konsekwencją trzeciego jest postulat czwarty: niech zbiorowe zagrożenie zdrowia wyzwala solidarność, a nie stwarza okazję dla spekulantów. Jeśli pieniądze publiczne zostały zainwestowane w konkretne technologie, dlaczego to koncerny mają inkasować całość zysków?
Cztery postulaty dziś popiera ponad sto organizacji, w tym francuskie, belgijskie, hiszpańskie czy niemieckie organizacje walczące o równy dostęp do opieki zdrowotnej, związki zawodowe lekarzy, pielęgniarek i innych pracowników medycznych z Francji i Chorwacji, kolektywy feministyczne, prospołeczne stowarzyszenia chrześcijańskie, związki zawodowe innych pracowników czy wreszcie typowo lewicowe organizacje polityczne. Wśród sygnatariuszy są Francuska Partia Komunistyczna, Nieuległa Francja i Oxfam; z Polski, gdzie neoliberalizm trzyma się mocno, na razie tylko lewicowa Fundacja Naprzód. To jednak może jeszcze się zmienić.
Internacjonalizm i działanie ponad podziałami przyświecało pomysłodawcom inicjatywy, 11 progresywnym ekspertom od zdrowia publicznego od samego początku, od kwietnia i maja 2020 r. Wtedy tym uczuciom towarzyszyła również nadzieja, mówi Julie Steendam, rzeczniczka prasowa inicjatywy.
– Nadzieję budziły obietnice Komisji Europejskiej, zapowiadającej inwestycje publiczne w tworzenie szczepionki, która następnie będzie dostępna dla wszystkich, na całym świecie, jako dobro publiczne. Z drugiej strony dotychczasowe doświadczenia z koncernami farmaceutycznymi nie nastrajały optymizmem – tłumaczy. I właśnie te obawy się spełniły: mimo listów otwartych w światowej prasie, mimo apeli, pod którymi podpisywali się laureaci Nagrody Nobla, szczepionki dobrem publicznym się nie stały. Zwyciężyła logika prywatnego zysku koncernów. – Mamy business as usual – smutno konstatuje Steendam.
Stąd pomysł, by nie tylko pisać apele, ale wykorzystać możliwość obywatelskiej inicjatywy zapisaną w unijnym traktacie. Jeśli zostanie zebranych milion głosów w co najmniej siedmiu krajach, organizatorzy inicjatywy zyskają możliwość przedstawienia inicjatywy w Parlamencie Europejskim, podczas wysłuchania publicznego. Na temat zgłaszanych postulatów może zostać przeprowadzona debata plenarna zakończona przyjęciem rezolucji. Komisja Europejska ma sześć miesięcy, by zdecydować, czy podejmie dalsze działania w związku z inicjatywą i jakie będą to działania, lub też uzasadnić, dlaczego nie zrobi nic. Samo zebranie podpisów nie daje zatem gwarancji, że głos obywateli zostanie wysłuchany. Aktywiści nie mają jednak wątpliwości: tym bardziej nic się nie osiągnie, jeśli przynajmniej nie spróbuje się budować oddolnego nacisku, łączyć głosów protestu ze wschodu i zachodu kontynentu. – To, żeby wyniki badań nad szczepionką, technologią i przebiegiem szczepień były na każdym etapie transparentne i dostępne dla naukowców i producentów z całego świata, a nie trzymane w tajemnicy postulowała również WHO – przypomina rzeczniczka inicjatywy.
Twórcy inicjatywy nie mają złudzeń, że jeśli zdrowie pozostanie towarem, pandemia i lockdowny będą trwały jeszcze długo. Apelują, by politycy przemyśleli cały system produkcji leków, jaki znamy dziś. Julia Steendam nie ma wątpliwości, że państwa europejskie mogłyby mieć odpowiednio dofinansowanych państwowych producentów i odpowiednio dofinansowane państwowe instytuty badawcze, zamiast ufać bezgranicznie prywatnym koncernom. – Jeśli teraz nie zrozumiemy, że model oparty na prywatnej własności i zysku nie sprawdza się w sprawach medycyny, to kiedy? – pyta. Podkreśla, że wszyscy potrzebujemy solidarności: by przetrwać obciążający psychologicznie okres zamknięcia i by pokonać koronawirusa. Z drugiej strony ona i wszyscy pomysłodawcy inicjatywy wiedzą dobrze: koncerny łatwo nie ustąpią. Potrzeba naprawdę wielkiej mobilizacji, by logika zysku ustąpiła.
Złożyć podpis pod petycją można tutaj.
O inicjatywie „Prawo do terapii”, o tym, jak wszyscy straciliśmy na polityce austerity i o tym, dlaczego zysk i służba zdrowia nigdy nie będą szły w parze, Portal Strajk rozmawiał również z Marcem Botengą, europosłem Belgijskiej Partii Pracujących, członkiem frakcji Zjednoczonej Lewicy Europejskiej/Nordyckiej Zielonej Lewicy, która udzieliła inicjatywie oficjalnego poparcia.
Jak, z lewicowej perspektywy, należy ocenić działania Unii Europejskiej w czasie pandemii?
Przede wszystkim przekonaliśmy się, jak bardzo polityka austerity osłabiła systemy publicznej ochrony zdrowia w całej Unii Europejskiej. One po prostu nie były gotowe na sytuację kryzysową! Jako lewica przewidywaliśmy, że tak będzie. Możemy teraz mieć gorzką satysfakcję, że mieliśmy rację, ale to bardzo gorzka satysfakcja. Brakowało pielęgniarek, lekarzy, sprzętu, masek chirurgicznych… I tak było w każdym kraju europejskim. Nie mamy innego wyjścia – po prostu musimy na wielką skalę dofinansować służbę zdrowia, w tym zainwestować ogromne pieniądze w wynagrodzenia pracowników. Dlaczego nie mamy wystarczająco dużo pielęgniarek? Bo oferujemy im trudne warunki pracy i niskie zarobki! Nie możemy dłużej czekać, by to zmienić.
Druga kwestia dotyczy szczepionek. Musimy mieć pewność, że są one bezpieczne i dostępne dla wszystkich chętnych. Obecnie nie mamy takiej gwarancji, bo monopol na dostawy szczepionek został przekazany w ręce jednej firmy, która nie jest w stanie produkować na odpowiednią skalę.
Jak naprawić służbę zdrowia? Jakie kwoty są potrzebne, żeby nadrobić to, co zniszczyło bezmyślne cięcie wydatków publicznych?
To różne kwoty, zależnie od państwa. Eksperci z każdego kraju osobno będą w stanie powiedzieć to najlepiej. Ja, jako eurodeputowany, chcę zwrócić uwagę na inną rzecz. W latach 2011-2018 Komisja Europejska łącznie sześćdziesiąt trzy razy wzywała różne państwa członkowskie, żeby ograniczyły wydatki na służbę zdrowia. 63 razy! Na początek warto odwołać cięcia, które wtedy wdrożono, a potem ocenić pilne potrzeby i robić coś dokładnie odwrotnego, czyli zwiększać wydatki.
Przykładowo w Belgii powstał specjalny fundusz ratunkowy, przeznaczony dla służby zdrowia, wart kilkaset mln euro. O jego utworzenie walczyły pielęgniarki i lekarze, moja partia wspierała ich w parlamencie. Szczególnie istotne jest również wspieranie personelu pierwszego kontaktu, zwłaszcza lekarzy rodzinnych, których powinno być na tyle dużo, by umówienie wizyty nie stanowiło problemu, a oni byli w stanie szybko identyfikować np. przypadki chorób zakaźnych.
I co teraz zwycięży w Komisji Europejskiej – umiejętność uczenia się na błędach czy neoliberalne podejście? Nie będzie już kolejnych apeli o to, by oszczędzać na służbie zdrowia?
Niestety – wręcz przeciwnie. W najnowszym programie europejskim dotyczącym opieki zdrowotnej bardzo dużą rolę przypisano…. sektorowi prywatnemu. Wbrew wszelkiemu rozsądkowi… Musimy zerwać z myśleniem, że służba zdrowia może być inna niż publiczna. Zdrowie powinno być dla wszystkich. Nie wolno w tej dziedzinie rozumować w kategoriach zysku, bo efekt jest zawsze ten sam: drogie usługi, brak dostępności i oszczędzanie kosztem pacjentów.
Spójrzmy na to, jak wygląda w zachodniej Europie opieka nad seniorami. Domy pomocy, wyspecjalizowane placówki najczęściej prowadzą międzynarodowe fundusze. Co jest dla nich najważniejsze? Pieniądze!
Zysk zamiast dobra pacjentów.
Jeśli działasz w handlu i stawiasz na pierwszym miejscu zysk, jakoś się to klei. Ale w opiece to jest niedopuszczalne. Zawsze kończy się kombinowaniem, jak tu jeszcze trochę zarobić: może mniej wydać na wyżywienie mieszkańców domu? Może nic się nie stanie, jeśli opieka medyczna będzie trochę gorsza? Niestety Komisja Europejska, stawiając na sektor prywatny, przyzwala na takie myślenie.
Nadzieja w tym, że teraz naprawdę wielu ludzi zobaczyło, że sprawna publiczna służba zdrowia jest im potrzebna – po prostu do przetrwania. Widzą, co dzieje się w ich krajach, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych, gdzie logika zysku doszła do zupełnego absurdu. Niemniej, aby to przełożyło się na działania Komisji Europejskiej, potrzebna będzie wielka oddolna presja.
Jak europarlamentarna lewica postrzega unijne negocjacje w sprawie zakupu szczepionek, a także sam, już rozpoczęty, proces szczepień?
Po pierwsze żądamy, żeby szczepionki były dostępne dla wszystkich. Zdrowie jest prawem, więc ochrona przed koronawirusem też jest prawem każdego, żeby mogły się skończyć lockdowny i nie było już więcej ofiar. Szczepionka powinna być dobrem publicznym – nieobjętym prawami własnościowymi, autorskimi czy patentami, żeby nie było żadnych ograniczeń w jej produkowaniu. Mamy już taki precedens. Wynalazca szczepionki przeciwko polio zrezygnował z patentu i innych możliwych korzyści, gdyż stwierdził, że przede wszystkim należy zwalczyć tę chorobę. Tak samo powinno się podejść do COVID-19, żeby szczepionki mogły być produkowane wszędzie, gdzie są potrzebne.
Firmy, które stworzyły szczepionkę, nie „zainwestowały” w tym celu. One otrzymywały wsparcie z publicznych pieniędzy. W ten sposób sfinansowano badania, rozwój, w ten sposób teraz współfinansuje się produkcję. A jeśli okaże się, że szczepionka jednak ma ukryte wady i ludziom, u których wystąpią niepożądane objawy trzeba będzie płacić odszkodowania, to również zapłacą za to państwa. Płacimy zatem za tę samą szczepionkę cztery razy… pięć razy, bo przecież trzeba ją jeszcze kupić! My mówimy: skoro ona powstała dzięki publicznym pieniądzom, niech będzie własnością publiczną.
Ile pieniędzy publicznych trafiło do koncernów w związku z badaniami i produkcją tych szczepionek?
Świetnie pytanie. My też je zadajemy Komisji Europejskiej, bo w sprawie szczepionek nie ma transparentności. Wiemy o tym, że Pfizer/BioNtech otrzymał setki milionów euro od rządu niemieckiego. Pfizer otrzymał też dofinansowanie od Stanów Zjednoczonych. Mówimy albo o pieniądzach publicznych, albo o grantach przyznawanych przez podmioty non profit. Szczepionka Moderny powstała niemal w całości dzięki publicznym pieniądzom – dosłownie 1 proc. podarowała Dolly Parton, gwiazda muzyki country. Mamy więc produkt, który ma służyć wszystkim, który powstał za pieniądze nas wszystkich, i mamy przyjąć, że całość zysków przejmuje prywatny podmiot. To niesprawiedliwe.
Jakie jest zatem rozwiązanie? Nacjonalizacja wielkich farmaceutycznych koncernów? Stworzenie nowych, publicznych podmiotów zajmujących się badaniami, rozwojem i produkcją leków?
Myślę, że to drugie powinno być pierwszym krokiem. Państwa Europy zachodniej miały kiedyś takie placówki. Pozbyły się ich lub znacznie zmniejszyły skalę ich działania i to był wielki błąd. Nie jestem pewien, czy nacjonalizowanie wszystkiego byłoby dobrym rozwiązaniem (czy np. każdy producent kremów koniecznie musi być państwowy?), ale przypominam, że istnieje coś takiego, jak lista leków podstawowych WHO. Preparatów, które powinny być dostępne dla każdego człowieka – w ramach prawa do ochrony zdrowia. Europa powinna mieć swojego, publicznego producenta tych leków, ewentualnie taki podmiot non-profit, żeby już nigdy się nie okazało, że w kwestii dostępu do nich jesteśmy zależni od koncernów. Na razie niektóre kraje europejskie są zainteresowane stworzeniem takiego podmiotu na skalę wewnętrzną – nieprzypadkowo Niemcy wykupiły 20 proc. udziałów w CureVac. Gdyby szczepionki pochodziły od państwowych producentów czy podmiotów non-profit, wielu ludzi, którzy dziś nie chcą się szczepić, nie miałoby obaw, które ma dziś. Bo ludzie z reguły nie boją się swojego lekarza ani nauki jako takiej. Boją się natomiast, że skoro producentem jest prywatna firma zorientowana na zysk, to chęć uzyskania tego zysku będzie ważniejsza niż troska o zdrowie i bezpieczeństwo wszystkich zaszczepionych. Ja te obawy rozumiem. Dlatego domagamy się, żeby proces powstawania i dystrybucji szczepionek był absolutnie transparentny, żeby nie było żadnych niedopowiedzeń.
Równocześnie jednak Komisja Europejska jest pod ogromnym naciskiem lobby koncernów farmaceutycznych, które walczą o takie rozwiązania, jakie są korzystne dla nich.
Jak temu, jako europarlamentarna lewica, przeciwdziałacie?
To jest bardzo trudne zadanie. Nie da się blokować lobby koncernów, jeśli z drugiej strony nie będzie potężnego ruchu na rzecz sprawnej publicznej służby zdrowia. Ruchu oddolnego, obywatelskiego. To jest jeden z celów, dla których powstała Europejska Inicjatywa Obywatelska „Nie dla zysków z pandemii”, którą wspieramy.
Jeśli ludzie nie będą głośno żądali, by skończyło się oszczędzanie ich kosztem i zarazem przyzwolenie, żeby bogaci stawali się w pandemii jeszcze bogatsi (spójrzmy na takiego Bezosa), to zostaną nam po pandemii jeszcze większe nierówności, niż mamy w Europie teraz. Między wschodem i zachodem, północą i południem. Żeby tak się nie stało, potrzebne są ogromne inwestycje publiczne, wspierające ludzi, którzy teraz tracą pracę i źródło utrzymania, podtrzymujące lokalny rozwój. O sprawiedliwy rozwój musimy walczyć wszyscy – ludzie z zachodu i ze wschodu. To nasz wspólny cel. Jeśli po prostu pozwolimy, żeby wrócił porządek sprzed pandemii, to nasza sytuacja będzie się tylko pogarszać. Ale ja mam nadzieję, że tak być nie musi.
Już w czasie poprzedniego wielkiego kapitalistycznego kryzysu słyszeliśmy, że to koniec neoliberalizmu, bo ten system się skompromitował. Niestety moralna kompromitacja nie przeszkodziła mu w przetrwaniu. Również w ubiegłym roku czasie pierwszych wiosennych lockdownów, wielu lewicowych działaczy mówiło, że teraz już po prostu musimy wymyślić nowe zasady, na których będziemy odbudowywać gospodarkę. Minął rok i lewica w Europie ciągle jest w defensywie. Nie potrafimy skutecznie tłumaczyć, jaki jest związek między przebiegiem pandemii a cięciem wydatków na służbę zdrowia, między austerity a samą istotą kapitalizmu?
Musimy się tego nauczyć, bo nasi konkurenci nam tego nie ułatwią. Neoliberalni politycy, gdy będzie trzeba, oznajmią, że popełniali błędy, a system trzeba zmienić… po czym będą działać tak, jak do tej pory. Skrajna prawica będzie szczuła na gejów czy uchodźców i w ten sposób dzieliła ludzi. Co możemy zrobić my? Pokazywać, że ani prawica nie jest alternatywą, ani „tradycyjna” polityka już się nie sprawdza.
Potrzebujemy mocnego przekazu, w którym na pierwszy plan wysuną się kwestie klasowe. Pokazywać, jak pogłębia się przepaść między bogactwem i biedą. Żądać wyższych wynagrodzeń. A sprawę szczepionek wykorzystywać do pokazywania, jak zasobność portfela czy miejsce zamieszkania przekłada się na możliwość uzyskania dobrej opieki zdrowotnej. Mówić: zdrowie publiczne jest ważniejsze niż zysk! Mocno uderzać w praktycznych sprawach. Musimy być anty-establishmentowi, tylko taka lewica ma sens.
A jeśli nas spytają, skąd wziąć pieniądze na wspomniane wcześniej inwestycje w usługi publiczne i równy rozwój?
Niech odpowiedź też będzie anty-establishmentowa. Opodatkujmy najbogatszych, i to jednolitym europejskim podatkiem majątkowym. Obłóżmy jednolitym podatkiem międzynarodowe firmy, które działają i zarabiają na terenie Unii Europejskiej. Zmierzajmy do ujednolicania stawek na całym kontynencie, żeby żadne państwo nie mogło odgrywać roli europejskiego raju podatkowego, żeby nie wygrywać jednych krajów przeciwko drugim. Mówmy jasno: robotnicy, ludzie biedni już zapłacili. Już padali ofiarą kryzysów, których nie wywołali. Teraz kolej miliarderów i elit finansowych.
Rozmawiała Małgorzata Kulbaczewska-Figat.