Masakry robotniczej demonstracji, dokonanej 3 stycznia 1919 r. przez oddział niemieckiego wojska w Chorzowie, nie upamiętniono ani w II Rzeczypospolitej, ani w Polsce Ludowej, ani po 1989 r. Obecne władze miasta też nie odniosły się ze zrozumieniem do inicjatywy zawieszenia tablicy ku czci 19 zastrzelonych – czyżby zabrakło odwagi, by pójść pod prąd obecnej polityki historycznej?
3 stycznia 1919 r. na placu Matejki w Chorzowie (ówczesnej Królewskiej Hucie) miał miejsce masowy protest miejscowych robotników. Domagali się podwyżek płac, wypłacenia dodatku drożyźnianego wszystkim robotnikom, a byłym żołnierzom także odszkodowań. Chcieli również, by władze poprawiły zaopatrzenie miasta w żywność i wycofały z niego strzelców marburskich – Reserve Jager Batalion 11, który zdobył już złą sławę, w sierpniu 1914 r. dopuszczając się masakry ludności cywilnej Dinant w Belgii. Do zebranych na wiecu przemówili delegaci rad robotniczych i działacze Związku Spartakusa. Następnie robotnicy skierowali delegację do rozmów z Inspekcją Górniczą, w jej siedzibie strzeżonej przez jegrów. Wtedy wojsko pierwszy raz zaatakowało tłum, ale zebrani otoczyli i rozbroili żołnierzy. Następnie z okien budynku Inspekcji padły strzały. 19 robotników zginęło na miejscu, drugie tyle odniosło rany. Przez cały następny dzień w Królewskiej Hucie trwały uliczne starcia. Władze zdecydowały się ogłosić stan oblężenia.
Historię tę przypomniał w 99. rocznicę tych wydarzeń Dariusz Zalega na redagowanym przez siebie facebookowym profilu Zbuntowany Śląsk. Poczytać na nim można o wydarzeniach rugowanych z pamięci przez aktualną politykę – robotniczych protestach, strajkach, wystąpieniach antyfaszystowskich w regionie. Autor publikacji postanowił, po uzyskaniu sporego poparcia ze strony czytelników strony, zasugerować władzom Chorzowa ocalenie dziewiętnastu ofiar od kompletnej niepamięci. Skierował do włodarzy miasta zapytanie o możliwość zawieszenia na budynku Inspekcji Górniczej tablicy pamiątkowej. – Być może władze Chorzowa powinny upamiętnić to wydarzenie, skoro miasto będzie obecnie świętować 150-lecie nadania praw miejskich? Czy pamięć o zamordowanych robotnikach jest mniej ważna od pamięci o pierwszych burmistrzach i proboszczach? – zauważył we wpisie na portalu społecznościowym.
Wygląda jednak na to, że odpowiedź na drugie pytanie okazała się, niestety, twierdząca. Dziś Zbuntowany Śląsk poinformował, że miasto „po przeprowadzonych konsultacjach nie przewiduje w najbliższym czasie zainstalowania tablicy”. Czyżby w toku konsultacji okazało się, że na upamiętnianie robotników poległych w walce o godne płace nie ma obecnie koniunktury?
– Szkoda, bo wśród poległych byli też choćby hutnicy, którzy robili w zakładach, o których będzie przypominać muzeum hutnictwa w Chorzowie. I też szkoda, bo bardzo małym kosztem można by upamiętnić ważny – choć może niemodny – fragment historii miasta, który nie powinien budzić sporów politycznych, ani historycznych – zauważa z żalem autor wpisu, podkreślając równocześnie, że władze Chorzowa wpisały się w smutną tendencję. Tablicy ku czci robotników o nazwiskach Heiduk, Fuchs, Petrus, Bartezki, Grządziel, Kania, Grochol, Olschitzka, Paterok, Matussek, Gawilitzek, Sosna, Latka, Klis, Zuber, Lipp, Kandzie, Czech, Gryszczyk nie było ani w Polsce międzywojennej, ani w PRL, ani po 1989 r. Zawsze byłaby „dla jednych zbyt lewicowa, dla innych zbyt mało narodowa”.