Site icon Portal informacyjny STRAJK

Co Ukrainie dała niepodległość

fot. wikimedia commons

W ostatnich dniach Ukraina uroczyście obchodziła 25. rocznicę uzyskania niepodległości. Z reguły przy takich okazjach władza chwali się osiągnięciami, mając na uwadze moralno-patriotyczną podbudowę społeczeństwa. Tym razem było jednak inaczej.

Nie mówiono o tym, jakie to sukcesy osiągnęła Ukraina w okresie ćwierćwiecza swojej niepodległości. Nawet największy demagog miałby bowiem duże trudności w mówieniu o czymś, czego nie było.

Urzędowy optymizm premiera

Z okazji święta przydałaby się jednak łyżka optymizmu. Skoro nie sposób chwalić się dotychczasowymi osiągnięciami, to optymizm narodu należy ukierunkować na przyszłość. Tak też uczynił niedawno nominowany premier Wołodymyr Hrojsman w swoim posłaniu z okazji rocznicy. Trzeba przyznać, że jego przemówienie było starannie przygotowane pod względem erystycznym. Zastosował znaną wytrawnym oratorom sztuczkę polegającą na tym, że mowę rozpoczyna się od negatywów, aby następnie przejść do pozytywnego ataku i takie właśnie pozytywno-optymistyczne wrażenie utrwalić u odbiorców. Zatem premier Hrojsman zaczął swą tyradę od oczywistego stwierdzenia, iż droga do samostanowienia okazała się nie taką bezbolesną, jak się początkowo wydawało, bowiem „od pierwszych dni ukraińskiej państwowości organizm społeczny był narażony na poważne choroby: korupcję, oligarchizację, zależność od sąsiedniego państwa” – wiadomo jakiego. I w tym miejscu należałoby przejść na tonację optymistyczno-patriotyczną, co też premier uczynił, mówiąc: „jednakże dwie najnowsze rewolucje pokazały, że Ukraińcy nie mają zamiaru godzić się z takim stanem rzeczy”.

O tym, czy zgadzają się na obecny stan szef ukraińskiego rządu, już nie wspomniał. Najważniejsze bowiem jest to, że obalono dawne skompromitowane władze a ta nowa, która dopiero zaczyna się kompromitować, poprowadzi naród do świetlanej przyszłości. Do tego potrzebne są „głębokie przemiany”, które zapewnią „stały wzrost gospodarczy” a także „integrację z europejskim i euroatlantyckim intelektualnym, (tak powiedział) ekonomicznym obszarem”. Damy radę! – chciałoby się zakrzyknąć w patriotycznym euforycznym uniesieniu. Tam jednak przy takich okazjach obowiązuje slogan „sława Ukrajini!”. Tak to brzmi w języku ukraińskim, czego nie wiedzą polscy rusofobi, wykrzykując po rosyjsku „sława Ukrainie!”.

Gospodarka na poziomie Sudanu

Ukraina na przestrzeni ostatniego  ćwierćwiecza pod względem degrengolady ekonomicznej wyprzedziła nawet Gruzję – byłego lidera w gronie państw poradzieckich w tym niechlubnym współzawodnictwie. Ukraina jest bowiem jedynym państwem z krajów byłego ZSRR, które do tej pory nie osiągnęło poziomu PKB z 1991 r. Dzisiejszy PKB to zaledwie niecałe 40 proc. produktu krajowego radzieckiej Ukrainy. A jeszcze na początku lat 90. Ukraina pod względem rozwoju przemysłu zajmowała drugie miejsce wśród republik radzieckich. Według danych Banku Światowego, pod względem PKB na 1 mieszkańca Ukraina zajmuje w tym gronie czwarte miejsce od końca, wyprzedzając jedynie Mołdawię, Kirgizję i Tadżykistan. Wskaźnik ten jest ponad czterokrotnie niż w Rosji i niemal sześciokrotnie niższy w porównaniu z Polską i niemal dwukrotnie niższy niż w Mongolii. PKB na 1 mieszkańca niewiele przekraczający poziom 2 tys. dolarów plasuje Ukrainę na poziomie Sudanu.

„Jesteśmy gotowi na wojnę totalną” – miał powiedzieć prezydent Ukrainy, Jednak się przeliczył.

Na przestrzeni ostatnich 25 lat nastąpiła – jak twierdzi były ukraiński minister gospodarki Wiktor Susłow – deindustrializacja, utrata głównych gałęzi gospodarki i rynków zagranicznych, spadek produktu krajowego. Od momentu uzyskania niepodległości PKB w realnym wymiarze zmniejszył się o 1/3.  – Dysponując trzecim potencjałem nuklearnym na świecie, odbywając loty kosmiczne, produkując najnowsze technologie, Ukraina przekształciła się w kraj rolniczy i to w bardzo krótkim okresie – zauważa dyrektor Ukraińskiego Instytutu Analiz i Zarządzania Polityką Rusłan Bortnik, dodając, że nie zna drugiego takiego przypadku, żeby kraj o takim potencjale gospodarczym z  pierwszej dwudziestki spadł w światowym rankingu na 150 miejsce. Ekonomiczny ekspert Andriej Blinow zwraca natomiast uwagę na to, że upadek ukraińskiej gospodarki jest szczególnie widoczny w okresie ostatnich 2,5 lat tj. od momentu majdanowej rewolucji. W 2014 r. nastąpił spadek PKB o 6,8 proc. A w roku ubiegłym – według różnych ocen – o dalsze 10-15 proc. – Potrzeba nam siedmiu lat aby zrównoważyć spadek z roku 2015 i to tylko pod warunkiem wzrostu PKB o 1-2 proc. rocznie – twierdzi Blinow, natomiast powrót do poziomu radzieckiego może potrwać i dziesiątki lat.

Pod rządami oligarchów społeczeństwo biednieje

Jest rzeczą oczywistą, że z powodu kryzysu gospodarki najbardziej cierpią osoby najbiedniejsze, których liczba jednocześnie się powiększa. Według ekspertów ONZ, ok. 80 proc. ludności Ukrainy ma dochody w wysokości równowartości 1,5 dolara dziennie, co praktycznie oznacza wegetację na poziomie poniżej minimum egzystencji wyliczonego na 5 dolarów, który zbliża się do poziomu krajów afrykańskich. Z kolei, jak twierdzą eksperci z ostatnio utworzonego przez ukraińską opozycję tzw. gabinetu cieni, w ciągu ostatniego roku granicę progu ubóstwa przekroczyło 6 milionów pracujących i 11 milionów emerytów. Minimum socjalne zostało ustalone na poziomie 55,4 dolarów przy czym płaca minimalna wynosi 45, najniższa emerytura 38 a przeciętna zaledwie 67 USD. Bank Światowy ocenia, że na koniec 2015 r. płace realne zmalały o 13 proc. w skali rocznej. Gabinet cieni zwraca też uwagę na fakt, iż górnicy po raz pierwszy od 20 lat nie otrzymali zapłaty a ogólne zaległości płacowe wzrosły w ostatnim czasie 3,2 razy.

Stopa bezrobocia, według Międzynarodowej Organizacji Pracy, utrzymuje się na poziomie 10 proc. Rosnące bezrobocie w naturalny sposób wymusza emigrację zarobkową. Liczba osób, które w ostatnich latach wyjechały za pracą zagranicę oceniana jest na 4,5 -7,5 miliona czyli procentowo znacznie więcej niż w przypadku Polski (ludność Ukrainy liczy obecnie nieco powyżej 42 miliony). Wrażliwy społecznie rząd zapowiedział co prawda zmniejszenie bezrobocia w ciągu 4 lat jednak jedynie o 1 procent łącząc to z programem walki z ubóstwem, który ma objąć 65 proc. ludności a więc nie wszystkich żyjących w biedzie.

Obraz dokonań ostatniego okresu dopełnia ubiegłoroczny dług budżetowy wynoszący 82 proc. PKB, inflacja za ubiegły rok na poziomie 44 proc., ponad 10-krotna dewaluacja hrywny z 1,76 do około 26 za dolara, przy czym największy ponad trzykrotny spadek wartości ukraińskiej waluty miał miejsce w ciągu ostatnich dwóch lat oraz ujemny w I kwartale bieżącego roku bilans obrotów handlu zagranicznego rzędu 813 milionów dolarów. Ten ostatni wskaźnik jest w dużej mierze wynikiem ograniczenia eksportu do Rosji i krajów byłego ZSRR. Jeszcze w 2014 r. Rosja była odbiorcą około 1/3 ukraińskiego eksportu a dawne republiki radzieckie – ok. 40 proc.

Niewesoły jest nie tylko obecny stan ukraińskiej gospodarki, lecz także perspektywy na przyszłość – zwłaszcza dla większości zwykłych obywateli. Prezes ukraińskiego Ośrodka Badań Systemowych i Prognozowania Rostisław Iszczenko przepowiada, że wraz z rozpoczęciem sezonu ogrzewczego opłaty za korzystanie ze źródeł energii będą wyższe od przeciętnego wynagrodzenia. Należy też spodziewać się niedoborów gazu. Ukraina zrezygnowała z rosyjskich dostaw a import z pozostałych kierunków – często jest to rosyjski gaz kupowany zagranicą – nie jest w stanie pokryć całości zapotrzebowania. Według danych GSE – stowarzyszenia zrzeszającego operatorów podziemnych zbiorników gazu, ukraińskie zbiorniki zapełnione są jedynie w 37,9 procentach. – Gospodarka Ukrainy znajduje się w takim stanie, że jej ostatecznego upadku nawet optymiści oczekują jesienią tego roku – twierdzi Iszczenko. Już niedługo okaże się czy sprawdziły się te optymistyczne prognozy.

W obecnej sytuacji nie dziwi fakt, iż właśnie Wiktor Janukowycz prowadzi w rankingu popularności ukraińskich prezydentów. Z sondażu prowadzonego przez ukraińskie radio Wiesti i gazetę o tej samej nazwie wynika, że 31 proc. ankietowanych uznaje Janukowycza za najlepszego prezydenta niepodległej Ukrainy. Tyle samo uważa, że lepszy byłby jakikolwiek prezydent byle nie Poroszenko, którego poparło jedynie 6 proc. respondentów. Gorzej – z wynikiem 4 proc. – wypadł jedynie akuszer ukraińskiej niepodległości Leonid Krawczuk.

Wyraźny regres gospodarczy połączony ze znaczącym zubożeniem znacznej części społeczeństwa przy jednoczesnym nadmiernym bogaceniu się biznesowych i politycznych elit jest zjawiskiem charakterystycznym dla wszystkich krajów, które przeszły tzw. transformację od gospodarki planowej do niewydolnego kapitalizmu. Przypadek Ukrainy ma jednak szczególne znaczenie. W kraju tym wykształcił się niespotykany gdzie indziej aż na taką skalę system oligarchiczny dzięki któremu rywalizujące ze sobą klany biznesmenów podporządkowały sobie nie tylko gospodarkę, lecz także układy polityczne mając przekładkę na poszczególne, reprezentujące ich interesy, partie polityczne. Jak zauważa ukraiński politolog Wadim Karasiow, polityczne zaplecza czterech ostatnich prezydentów wykorzystywały politykę dla dalszego umocnienia swoich wpływów a państwo był dla nich jedynie instrumentem. Natomiast partie lewicowe, nie mające powiązań z oligarchami jak choćby Komunistyczna Partia Ukrainy, eliminowane są z życia politycznego z reguły pod bardzo naciąganymi pretekstami.

Obchody w stylu Macierewicza

Nie mogąc chwalić się gospodarczymi sukcesami prezydent Petro Poroszenko postanowił pochwalić się armią. Z okazji rocznicy zorganizował huczną paradę wojskową w stylu Antoniego Macierewicza z udziałem wspólnej ukraińsko-polsko-litewskiej jednostki wojskowej, która ma mężnie bronić wolną Ukrainę od zakusów rosyjskiego imperializmu. Antyrosyjska retoryka wsparta wojenno-patriotyczną frazeologią dominowała w rocznicowych wystąpieniach ukraińskiego prezydenta. Czemu ma służyć silna armia? Oczywiście celom pokojowym i integracji z Unią Europejską. Tak przynajmniej wynika ze słów Poroszenki, który powiedział co następuje: „wierzę, że po ciężkich doświadczeniach czeka nas pokój, dobrobyt i europejska perspektywa a otrzymane przez was uzbrojenie i wojskowa technika niewątpliwie przybliżą dzień naszego zwycięstwa”. Słowa te wypowiedział w przeddzień niepodległościowej rocznicy na terenie jednej z baz wojskowych podczas przekazywania wojsku nowego uzbrojenia. Poinformował też, że tego samego dnia  wysłano na front kolejną partię – 141 jednostek uzbrojenia. Czyż może być lepszy świąteczny prezent dla najbardziej hołubionej części narodu?

Z okolicznościowych wynurzeń prezydenta wynika, że najważniejsze w kraju są siły zbrojne, te państwowe i te bojówkarsko-ochotnicze, i im należy się ogólnonarodowe wsparcie – również finansowe i to nie tylko z budżetowej kasy, ale też z pieniędzy zwykłych obywateli. „Nowa jakość Sił Zbrojnych Ukrainy” – perorował Petro Poroszenko –  stała się możliwa dzięki nie tylko „potężnej ogólnonarodowej solidarności Ukraińców, męstwu, patriotyzmowi ukraińskich żołnierzy i oficerów, wolontariuszy i ochotników, inżynierów i pracowników instytucji wojskowych”, lecz także dzięki „każdemu Ukraińcowi, który na początku działań wojennych oddawał ostatnie zarobione pieniądze w formie dobrowolnej pomocy”.

Jak oświadczył Poroszenko, to właśnie ukraińska armia jest „najlepszą gwarancją niezawisłości i suwerenności Ukrainy” a nie porozumienia międzynarodowe. Jednak przy innej okazji twierdził, że gwarancję bezpieczeństwa stanowią „europejskie wartości i europejskie reformy”. Jak należałoby wnioskować gwarancji jest kilka w zależności od tego do kogo się mówi i kto tego słucha. Skoro jednak armia to gwarancja nr 1, to pozostałe gwarancje mają znaczenie drugorzędne. Najważniejsza ma być armia, oczywiście wspomagana przez NATO. Widocznie kolosalne nakłady poniesione w ostatnich dwóch latach na zbrojenia są jednak nie wystarczające aby była ona najlepszą gwarancją. Militarna pomoc ze strony NATO ma nie tylko, jak uważa Poroszenko, ubezpieczać Ukrainę, lecz także bronić całą Europę przed rosyjską agresją. Jak dał do zrozumienia, „nasi partnerzy powinni zrozumieć, że inwestycje w obronę Ukrainy to inwestycje w obronę zjednoczomej demokratycznej Europy”, do której demokratyczna ponoć, choć bynajmniej nie zjednoczona Ukraina też ma się zaliczać.

Zachód – jak poucza Poroszenko – ma nie tylko pompować środki w ukraińską armię, lecz także pod żadnym pozorem nie powinien łagodzić czy wycofywać sankcje nałożone na Rosję. – Bardzo oczekuję tego, że nasi zachodni partnerzy uświadomią sobie całą bezproduktywność czy wręcz niebezpieczeństwo rozmów na temat jakiegoś osłabienia czy też, nie daj Boże, anulowania sankcji w stosunku do agresora – Federacji Rosyjskiej – mówił prezydent Ukrainy. Wszak Rosja – jak twierdzi – stanowi zagrożenie dla całego światowego bezpieczeństwa a „poprzez aneksję Krymu i agresję na Donbas Rosja zrujnowała powojenny system światowego globalnego bezpieczeństwa”. Tymczasem wielu ludzi, w odróżnieniu od prezydenta Ukrainy, pamięta że globalny system bezpieczeństwa zmienił się w wyniku likwidacji Układu Warszawskiego i rozpadu Związku Radzieckiego, który to rozpad  umożliwił z kolei powstanie niezawisłej Ukrainy, która może świętować okrągłą rocznicę niepodległości.

Czy się uda się czy nie uda z nami zawsze Andrzej Duda

W świątecznej antyrosyjskiej atmosferze prezydent Andrzej Duda zapewne czuł się jak w domu. Oprócz uczestnictwa w przesiąkniętych militarną narracją obchodach  był także obecny na naradzie Poroszenki z szefami ukraińskich placówek dyplomatycznych zagranicą podczas której prezydent pouczał swoich dyplomatów w jaki sposób mają wypełniać swoje obowiązki. Mają mianowicie doprowadzać do tego, żeby „Ukraina była słyszalna a  sprawy ukraińskie mają być pierwsze na porządku dziennym” chyba wszystkich spotkań międzynarodowych, co jest tyleż mądre, co osiągalne.

Przybywając do Kijowa na rocznicowe uroczystości jako jedyny tak wysokiej rangi przedstawiciel innego państwa Andrzej Duda wyświadczył swemu ukraińskiemu odpowiednikowi tzw. niedźwiedzią przysługę. Gdyby nie przyjechał, wówczas Poroszenko mógłby tłumaczyć, że całe te obchody miały charakter wewnętrzny mający poświadczyć spójność i patriotyzm ukraińskiego narodu bez udziału czynnika zewnętrznego. Dzięki obecności Dudy cała ta argumentacja traci jakikolwiek sens.

Obecność jednego tylko prezydenta przy nieobecności pozostałych, nawet tych werbalnie wspierających władzę w Kijowie, wykazała izolację Ukrainy na arenie międzynarodowej – i tym samym izolację Polski, która nie zauważyła, że wszyscy Ukrainę olewają. Dowodem tego olewactwa są m.in. ostatnie ustalenia co do wznowienia rozmów w nieformalnym już formacie normandzkim – tj. z udziałem Rosji, Niemiec i Francji lecz bez Ukrainy. W tym kontekście, jak zwracają na to uwagę analitycy, zrozumiała jest wspomniana wyżej wypowiedź Poroszenki o własnych siłach zbrojnych, a nie porozumieniach międzynarodowych, jako gwarancji bezpieczeństwa jego kraju. Jak pisze rosyjska „Niezawisimaja Gazieta”, ukraińscy oficjele w rozmowach prywatnych nie kryją rozczarowania postawą swoich nominalnych sojuszników. Niektórzy z nich przypominają, że w sierpniu 1991 r. prezydent USA George W. Bush odradzał Ukrainie oddzielenie się od ZSRR, a brytyjska premier Margaret Thatcher porównała niepodległościowe dążenia Ukraińców do separacji Quebecu od Kanady.

W odróżnieniu od dyplomatycznie milczących czynników oficjalnych fakt izolowania Ukrainy ochoczo komentują przedstawiciele opozycji oraz niepowiązani z władzą eksperci. Lider Bloku Opozycyjnego Jurij Bojko mówi wprost, że „światowi gracze nie uznają jakiejkolwiek podmiotowości Ukrainy”, o co obwinia władzę, którą cechuje upór, brak zdolności do prowadzenia rozmów oraz wypełniania  zobowiązań a także – jak to określił – „drobne chuligaństwo” w kontaktach z zagranicznymi partnerami doprowadzając do tego, że „naród stał się zakładnikiem drobnych interesów osobistych i motywacji wąskiego kręgu ludzi”. Ponadto uważa, że zdecydowanie antyrosyjskie stanowisko pozbawia Ukrainę samodzielności w międzynarodowych negocjacjach. Jego zdaniem, potrzebna jest całkowita przebudowa systemu stosunków z zagranicą i przyjęcie nowej doktryny polityki zagranicznej uwzględniającej prowadzenie dialogu ze wszystkimi, łącznie z Rosją, sąsiadami i partnerami.

Również szef Instytutu Ukraińskiej Polityki Konstantin Bondarenko uważa, że Zachód jest już zmęczony ukraińskimi problemami a wszelkie próby ich rozwiązania prowadzą donikąd. Bierze on pod uwagę nawet skrajny wariant, który zastosowano wobec Bośni i Hercegowiny, którą podzielono na części bez pytania o zgodę jej obywateli. Jak na razie, zagraniczni sponsorzy Ukrainy zapewniają o werbalnym poparciu dla jej niepodległości i niepodzielności. Prezydent Barack Obama wyraża solidarność z Ukrainą w obliczu jej konfliktu z Rosją, jak również chwali ją za „podjęcie poważnych kroków w walce z korupcją” oraz stworzenie podstaw do przeprowadzenia reform ekonomicznych. Również w oficjalnym oświadczeniu Unii Europejskiej powtarza się slogany o współpracy opartej o wspólne wartości przy jednoczesnym deklarowaniu,  że Ukraina nadal pozostaje dla Unii partnerem priorytetowym. Podobnie pięknie brzmiącym słownictwem przepojona jest też wspólna deklaracja polsko-ukraińska podpisana przez obydwu prezydentów podczas ostatniej wizyty Andrzeja Dudy w Kijowie. Tym, co różni ten dokument od innych to powołanie się na chrześcijańskie korzenie oraz na św. Jana Pawła II, kiedy mówił o rozumieniu historii i własnej tożsamości. Można domniemywać, że ukraińskiej stronie obojętna jest pisowska retoryka, ważne jest natomiast poparcie Polski dla północnoatlantyckich ciągotek Kijowa i tworzenie wspólnego frontu antyrosyjskiego – coraz bardziej archaicznego w Europie dla której ważniejsza jest Rosja jako partner gospodarczy i w coraz większym stopniu także polityczny od chaotycznej i szowinistycznej Ukrainy i podobnej, bezrefleksyjnie popierającej ją Polski.

Exit mobile version