Na Portalu Strajk ukazał się wczoraj tekst Gavina Rae Koronawirus: pandemia nie gaśnie, który jest rodzajem polemiki z moim felietonem z 16 września pt. Covid-19 a groteska polskiej prasy. Gavin Rae napisał dwa razy więcej ode mnie, bo nie wszystko, co mówi, jest polemiką: wyraża w tym tekście troskę o „niepokojący trend” na lewicy, bo jego zdaniem, na podstawie tego, co znalazł gdzieś w internecie, są lewicowcy, według których „wirus jest nieprawdziwy”.
Co prawda nie spotkałem takich ludzi lewicy, ale wiem, że są tacy lewicowcy, którzy śpią w maseczkach, a na dzień zakładają przyłbicę i czapeczkę z folii, w obawie przed prawdziwym wirusem. To prawie normalne, jeśli czytają wiadomości w przeciętnych polskich mediach, o których pisałem, lub podłączają się do telewizorów. Tacy ludzie funkcjonują we wszystkich polskich nurtach politycznych. Dlaczego nie miałoby ich nie być na lewicy?
Właściwa polemika z moim komentarzem dnia znalazła się dopiero w dziwnym, ostatnim akapicie tekstu Rae, w tym, gdzie radzi on lewicy, by „zaproponowała”, żeby nie było żadnych infekcji. Czemu nie? Koniecznie zaproponujmy miastu i światu „zero infekcji”, jak chce mój polemista, to się na pewno spodoba, przynajmniej tym w czapeczkach.
Wspominam o tym z rozczuleniem, bo nie jest to polemika Gae, lecz jego pobożne życzenie, jak ze snu przestraszonego dziecka. Groźniejsze jest jego bodaj poważne przekonanie, że krytyka głupstw massmediów jest nieważna, że lewica powinna raczej zwalczać jakieś niesprecyzowane przesądy, ale nie w massmediach, i nie „dążyć do spisków i uprzedzeń”, które „służą jedynie skrajnej prawicy”. Czy to ma znaczyć, że wytknięcie gazetowych bredni to w sumie nazistowska robota? I że nie fałszerstwa oficjalnej prasy, lecz ich kwestionowanie wzmacnia „skrajną prawicę”? Tak jaskrawe głupstwa można znaleźć tylko w masowych mediach.
Zastanawiam się, czy przypadkiem Rae nie pije do mnie. Mianowicie sugeruje, że podejrzewam spisek, bo przecież piszę według niego, że „media w tej chwili celowo wyolbrzymiają problem”. „Celowo”, czyli Rae myśli o spisku. Problem w tym, że nigdzie nie piszę o celowym, „spiskowym” podbijaniu bębenka. Wyraźnie daję do zrozumienia, że chodzi o bezmyślne kopiowanie, nieznajomość podstawowych pojęć, więc rzeczy bardzo banalne, które produkują seryjne fake newsy w polskich mediach. Rae robi jak biedni gazetowi stażyści: widzi rzeczy, których nie ma.
Nieprzypadkowo nie użyłem ani razu odmienianego przez wszystkie przypadki słowa „przypadek”, do dziś niezrozumianego przez media. Jak w podanych przykładach, jest ono fałszywie interpretowane jako „chorzy na covid”. Gdyby tak było, nie wprowadzono by do obiegu tego słowa, które zastąpiło nagle liczby zmarłych, pozostając po prostu przy „chorych”. Potwierdzony „przypadek” covidu oficjalnie (wg WHO) oznacza osobę, u której test PCR wykrył obecność wirusa, niezależnie od tego, czy jest zdrowa, czy chora. Olbrzymia większość „przypadków” to ludzie zdrowi. Beztroskie, medialne wciskanie kitu wykorzystuje to pomieszanie, by mówić o „rekordach”. Natomiast liczby „zmarłych na covid”, oparte na ciągle zmienianych lub zupełnie pomylonych metodach liczenia ciągle nie rozróżniają zmarłych z powodu koronawirusa od zmarłych z koronawirusem, lub jedynie z jego testowym echem. Czy 85-letni mężczyzna w terminalnej fazie raka, który ważył 43 kg i złapał wirusa w szpitalu, zmarł właśnie z jego powodu?
Rae jest na dodatek wielkim fanem powszechnego aresztu domowego jako lekarstwa na „przypadki”. Wyskakuje nawet z telewizyjną tezą, że „lockdown” w Polsce, owa mimetyczna, ślepa kwarantanna „uratowała dziesiątki tysięcy ludzi”. To bezpodstawne przekonanie wynika z uformowanej na lewicy tezy, że straty kapitalistów się nie liczą, gdy chodzi o ludzkie życie. Zgoda, lecz to typowy przykład bardzo szkodliwego myślenia tunelowego. Kapitaliści dadzą sobie radę, ale co ze zwykłymi ludźmi? Co z nowymi milionami bezrobotnych, co z masową śmiercią dzieci w Trzecim Świecie, wywołaną tak gwałtownymi obostrzeniami, co z tragicznym wzrostem śmierci wśród tych, którzy mają inne choroby, co z innymi epidemiami, co z paraliżem edukacji, choć covid nie jest chorobą pediatryczną, co ze wzrostem przemocy domowej, niesłychanym rozwojem patologii psychiatrycznych, by wymienić tylko małą część konsekwencji „lockdownów”? W umysłach części lewicowców istnieją jednak wyłącznie kapitaliści i ich media, których przekazu nie należy podważać.
Najdłuższą, ślepą kwarantannę zastosowali Chińczycy w Wuhan, co stało się mechanicznym wzorem dla reszty świata, z tą korektą, że zastosowano ją do całych krajów. Światowa Organizacja Zdrowia przyjęła wtedy skopiowany z chińskich statystyk wskaźnik śmiertelności koronawirusa 3,4 proc. Po paru miesiącach musiała go skorygować do „0,5 -1,0 proc.” a i tak dalej pozostaje on mocno przesadzony, aż do kolejnej korekty. Masowe, bardzo długie i ścisłe zamknięcie mieszkańców Wuhan, tych z wirusem i bez niego razem, mogło zaowocować kilkukrotnie zwiększonym wskaźnikiem śmierci, jeśli jest on prawdziwy. Przeważa jednak niczym nie uzasadniona opinia, że Chiny nie mogą się mylić. Tymczasem, by udowodnić jakiś pozytywny wpływ ogólnej kwarantanny na zatrzymanie rozwoju choroby, trzeba by porównać Wuhan z podobnie zarażonym, wielkim miastem, gdzie aresztu ludności nie było. A jeśli porównać wskaźnik śmiertelności w innych krajach, nawet z innymi, krótszymi lockdownami, bilans ten wypada dla Chińczyków niezbyt imponująco.
Ale wróćmy do tytułu tekstu Rae, który mógłby być dziś tytułem dosłownie wszędzie. Tak, napisałem, że pandemia gaśnie. Wykres u góry pokazuje wskaźniki zagrożenia śmiercią na covid dla Unii Europejskiej, z wyróżnieniem Szwecji i Białorusi, które nie zastosowały ślepej kwarantanny. U dołu, bardziej proporcjonalnie, w zmarłych na milion, mamy wykres dla całego świata z kilkoma krajami europejskimi najbardziej dotkniętymi zgonami parakoronawirusowi i Szwecją, dla której wskaźnik zagrożenia wynosił wczoraj „0,0”. Jest tu też wyróżniający się bardzo wykres dla Hiszpanii, o której wspomina Rae, gdzie zastosowano najbardziej restrykcyjną kwarantannę na naszym kontynencie i gdzie ostatnio przybyło trochę zgonów.
Tak, czy inaczej, pandemia wyraźnie gaśnie. Trafiają się jeszcze nieliczne kraje, gdzie takie wykresy znajdują się we wcześniejszych fazach, ale epidemia, w swej schyłkowej fazie, z różnymi drobnymi wahaniami może stać się po prostu jeszcze jedną z licznych chorób układu oddechowego, na które umiera rocznie 2,6 miliony osób. Na razie jesteśmy daleko od tego wyniku, częściowo z powodu braku grypy.
Nawet choroby, którym udało się zapobiegać, trudno zwalczyć. W sierpniu Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła triumfalnie, że wykorzeniła w Afryce chorobę Heine-Medina (polio), by tydzień później to odwołać, bo ta sama choroba paraliżuje tam teraz dzieci w wyniku zarażenia poszczepiennego, co się niestety zdarza. Co do innych chorób, WHO sama zauważa, że lockdowny spowodowały „cofnięcie postępów zwalczania o kilkadziesiąt lat”.
Ostania sprawa, co do mediów. W medycynie istnieje pojęcie „placebo”, czyli podanie choremu czegoś wyłącznie nieszkodliwego, co daje jednak pewne pozytywne wyniki, jeśli jest połączone z widzialnym dla pacjentów optymistycznym podejściem lekarzy, czy otoczenia. Podobnie istnieje „nocebo”, którego funkcja psycho-somatyczna jest odwrotna: ciągłe mówienie o zagrożeniu dezaktywuje pewne obszary mózgu (co jest wykrywalne radiologicznie) i może pogorszyć stan i odporność pacjenta, do śmierci włącznie. Nasze massmedia bezmyślnie stosują mega-nocebo, zamiast zwyczajnie informować. I to ma popierać lewica?