229 posłów poparło PiS-owską reformę oświaty, 199 było przeciw, a pięcioro wstrzymało się od głosu. Los gimnazjów jest przesądzony – przed likwidacją może je uratować tylko prezydent.
Andrzej Duda jak dotąd nie odrzucił żadnej ustawy, popieranej przez rząd PiS, więc szanse na to, że tym razem nie okaże się „notariuszem rządu” są minimalne. Oznacza to, że od przyszłego roku szkolnego wejdzie w życie reforma, której nie popierają żadne środowiska związane z oświatą – zaczynając od samorządów, przez nauczycieli, ekspertów oświatowych i wreszcie rektorów uczelni wyższych, o których liście w tej sprawie pisaliśmy wczoraj. Ministerstwo ma 9 miesięcy na przygotowanie od zera treści nowych podręczników, dopracowanie podstaw programowych i szereg administracyjnych czynności, na które nie przeznaczono żadnych środków – subwencja oświatowa planowana na przyszły rok jest taka sama, jak na 2016. Posłowie opozycji mówili o „czarnym dniu polskiej oświaty”. – Czas się z tym pogodzić – mówił podczas obrad poseł Aleksander Mrówczyński z PiS.
Od przyszłego roku zatem uczniowie obecnych klas VI nie pójdą do pierwszej gimnazjum, tylko do klasy VII. Oznacza to, że w roku 2019 do pierwszej klasy liceum trafią jednocześnie dwa roczniki – uczniów, którzy kończyli gimnazjum i ci, którzy pójdą już nową ścieżką ośmioklasowej szkoły podstawowej. Brakuje odpowiedzi na wiele pytań – po pierwsze o pieniądze, np. dla masowo zwalnianych nauczycieli gimnazjalnych, po drugie np. o losy uczniów, którzy nie otrzymają w tym roku promocji do II klasy gimnazjum – czy stworzy się dla nich specjalne klasy dla spadochroniarzy, czy też cofnie się ich do szkoły podstawowej, którą ukończyli i która nie ma już wobec nich żadnych zobowiązań.