Site icon Portal informacyjny STRAJK

Czy można nie wierzyć we własność prywatną?

fot. Piotr Nowak

Fala niepokojów społecznych, strajków i żądań placowych przetacza się przez nasz kraj. Będzie tylko wzbierała na sile. Rozbudzonej słusznymi żądaniami placowymi ludzi pracy najemnej spirali już uruchomionej nie da się szybko zatrzymać. Co nie zmienia faktu, że walka będzie potwornie trudna – pracownicy, pozbawieni politycznej i związkowej reprezentacji mają przeciwko sobie rząd, który działa według zasad paternalizmu i jałmużnictwa kościelnego; pan i dobrodziej z litości raczy udostępnić ubogiemu część swego dobrobytu. Druga część tzw. polskiej elity tymczasem nadal tkwi w neoliberalno-monetarystycznych dogmatach, negujących wszelką redystrybucję dóbr. Cokolwiek by się od początku tzw. transformacji nie działo.

Karol Marks w „Manifeście komunistycznym” napisał: „Oburzacie się, że chcemy znieść własność prywatną. Ale w waszym dzisiejszym społeczeństwie własność prywatna jest zniesiona dla dziewięciu dziesiątych jego członków. Istnieje ona właśnie dzięki temu, że nie istnieje dla dziewięciu dziesiątych”.

To podstawowa zasada funkcjonowania kapitalizmu, tak mozolnie i ochoczo budowanego przez lud pracujący miast i wsi nad Wisłą, Odrą i Bugiem od 30 lat. Ale czy większość z budowniczych restauracji jedynego słusznego dziś ustroju wie – i wiedziało dawniej, w chwili rozpoczęcia boju o sukces restauracji – co kapitalizm i własność prywatna oznaczają tak naprawdę? Jakie konsekwencje społeczne za sobą pociągają? Nie kto inny, jak Jean-Jacques Rousseau miał rzec na długo przed Rewolucją Francuską, że ten „kto pierwszy ogrodził kawałek ziemi i powiedział: to moje i znalazł ludzi dość naiwnych, by mu uwierzyli, był prawdziwym założycielem społeczeństwa”. Wielki myśliciel epoki Oświecenia zwraca uwagę na kwestię wiary: nie ma własności prywatnej bez przekonania, że ona być musi. Dziś własność prywatna to dogmat – nie zawsze nim była.

Dziś to od niej generują się wszelkie stosunki społeczne (i ich odbiór przez człowieka), sposób produkcji, model postrzegania świata, osobowa estetyka i formy odbioru kultury. To własność – i udział w niej – pojedynczych ludzi, ale także zbiorowości (najszerzej pojętych), określa praktycznie wszystko. Przede wszystkim to, co zwiemy jakością życia, i jego oceną.

Dlaczego więc ciągle tak wielu dziwi się temu, jakie stosunki panują w Polsce? Dlaczego tak wielu zastanawia się, co w toku transformacji „poszło nie tak”? Toż to właśnie społeczeństwo opowiadające się za bezrefleksyjną i całkowitą restytucją kapitalizmu, strzeliło sobie w kolano. Lud bierny, wierny, na kolanach, bezkrytyczny, słabo wykształcony, lud, który nie miał kiedy zrekompensować braku tradycji oświeceniowej w klasycznym stylu uwierzył, że jego drogą do eldorado będzie bananowy kapitalizm oligarchiczny w stylu republik latynoskich z lat 30. Co ciekawe, patronem tamtej „demokracji” i tamtego „dobrobytu” też był Wuj Sam.

Efekty widać doskonale. Aby zaistniał ustrój zwany kapitalizmem, 9/10 społeczeństwa winno być wyzute z własności, a elita władająca pozostałą 1/10 powie tej reszcie, co czynić wypada,aby im się wydawało, iż jest im dobrze. Na przykład sprzeda im mit od pucybuta do milionera, ciągle zakorzeniony nad Wisłą, Odrą i Bugiem. Dalej też ochoczo kultywowany przez elity.

Dwie przytoczone wypowiedzi dwóch wielkich umysłów, mimo, iż dzieli je prawie wiek, sprowadzają się w zasadzie do jednego wniosku: 9/10 bez-własnościowców (można w zależności od epoki mówić o miejskiej biedocie, proletariuszach, odrzuconych, prekariacie czy wyzutych z godności) żyruje własność pozostałej 1/10 społeczeństwa.
Smycz własności i posiadania trzyma „na krótko” możliwości 90 proc. osób zwanych społeczeństwem – i to w zarówno w wymiarze materialnym, psychologicznym, jak i społecznym. Nieustanna propaganda i wpajanie „jedynych słusznych wzorców” sprawiają, że jedynym czynnikiem, który pobudza ich do działań jest marzenie o staniu się posiadaczem. Nawet kosztem innego, byle znaleźć się w tej magicznej bańce owych 10 proc.

Polska po dekadach transformacji ustrojowej i mrzonkach roztaczanych przed społeczeństwem w przedmiocie godności, solidarności, 100 milionów dla każdego jest klasycznym potwierdzeniem cytowanych słów obu filozofów. Czy może stać się dowodem tego, że wyzute ze wszystkiego 9/10 społeczeństwa kiedyś jednak wstaje z kolan? Były już tego zapowiedzi w innych krajach poddanych neoliberalnej obróbce – mamy dowody z ulic Francji, Grecji czy Niemiec, z akcji strajkowych w Hiszpanii, Portugalii czy Wielkiej Brytanii. W Polsce gniew też rośnie, choć po cichu.

Exit mobile version